Komiksowa paczka nr 1 - Uncanny X-Men i Thor God of Thunder - AleX One X - 19 lutego 2016

Komiksowa paczka nr 1 - Uncanny X-Men i Thor God of Thunder

Wraz ze startem polskiej linii Marvel Now moja fascynacja komiksowym światem superbohaterów rozkręciła się na całego, co mogło się skończyć tylko w jeden sposób - sprowadzeniem ze Stanów oryginalnych wydań, które nie da rady obecnie dostać po polsku. Niestety z taką formą zakupów wiążą się dodatkowe koszta, więc trzeba oszczędzać jak się da, przykładowo zamawiając kilka albumów na raz. W pierwszym zamówieniu zdecydowałem się na uzupełnienie tytułów związanych z X-Men, oraz sprawdzenie jednego z najczęściej polecanych tomów.

 

Tak naprawdę to trzy widoczne powyżej albumy składały się na dwa zamówienia, ponieważ jako początkujący kolekcjoner popełniłem błąd i zamówiłem pojedynczy komiks, przez co sumarycznie jego cena graniczyła ze skandalem. Po tym jak przyrzekłem sobie, że będę brał przynajmniej dwa albumy na raz, przeczytałem pierwszą część Uncanny X-Men i nabyłem kolejne tytuły. W tym miejscu muszę się usprawiedliwić, że miało to miejsce jeszcze przed ostatnimi zapowiedziami Egmontu o rozszerzeniu kolekcji w tym roku (postanowiłem sobie, że co tylko się da nabędę w rodzimym języku). Miałem takiego nosa, że pierwsza paczka zawierała serie których doczekamy się w 2016 roku w polskich księgarniach.

Serie Marvel Now zapowiedziane na 2016 rok

Jako pierwsze wziąłem do reki Uncanny X-Men, które jest pewnego rodzaju uzupełnieniem dla znanego nam All-New X-Men, a dodatkowo serie mutantów będą się łączyć w Battle of the Atom (które wyjdzie jakoś pod koniec roku). Byłem niezwykle zaintrygowany punktem widzenia Cyclopsa, który po AvX stał się naprawdę ciekawą postacią, oczernianą i obrzucaną błotem w serii o młodych mutantach. I tutaj szok - to są najzwyklejsi (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) X-Men! Pomagają żółtodziobom, którzy dopiero odkrywają swoje moce, dbają o wizerunek mutantów w niegościnnym świecie, walczą ze spuszczonymi ze smyczy Sentinelami. To bardzo zaskakująca odmiana, ale skoro oba komiksy pisze ten sam scenarzysta to zakładam, że tak miało być i jest to fajne podejście pokazujące jak niejednoznacznym bohaterem stał się niegdysiejszy naczelny harcerzyk Marvela.

Sprawca całego zamieszania ze swoją ekipą. Nawet teraz się krzywię jak patrzę na rysunek Irvinga (o brzydocie tego komiksu jeszcze pogadamy).

Przygody gromadki Cyclopsa są raczej dość standardowe, a nowi mutanci nie dorastają niestety do pięt uczniom z serii Wolverine i X-Men. Główną zaletą tych opowieści jest taki… jakby to nazwać… renegacki klimat. Grupa mutantów z “uszkodzonymi” mocami jest poszukiwana przez “legalnych” X-Men, Avengers i S.H.I.E.L.D. więc każdy nowy członek musi podjąć trudną decyzję i wybrać mniejsze zło. W pierwszym tomie fajnie się to wszystko rozkręca, widzimy jak doświadczeni mutanci muszą sobie radzić z ograniczonymi mocami, jak próbują się zorganizować po zamieszaniu z AvX i jak wchodzą w reakcję z resztą X-men. Generalnie polecam wziąć się za Uncanny po przeczytaniu All-New, bo tam jest małe wprowadzenie do działań Cyclopsa, a także poznamy jedną scenę z dwóch różnych perspektyw i czytana w tej kolejności naprawdę zyskuje.

Spotkanie ekipy Cyclopsa z mutantami ze szkoły Jean Grey. Scena pokazana z dwóch perspektyw w komiksach Uncanny X-Men i All-New X-Men.

Drugi tom zaskakuje gwałtowną zmianą klimatu na magiczno/demoniczno/międzywymiarowe czary mary, a później akcja znacząco zwalnia, bo historia skupia się na treningu całej ekipy. Na koniec na szczęście dostajemy mocne uderzenie w postaci walki z zaawansowanym modelem Sentinela, ale tom o tytule “Broken” zahamował mój entuzjazm, więc w sumie ucieszyłem się z napisu, że ciąg dalszy poznam dopiero w Bitwie Atomu.

I jeszcze muszę wspomnieć - Uncanny X-Men wygląda koszmarnie. To taki kreskówkowo/przerysowany styl, który nawet pasował do pierwszych tomów Wolverine i X-Men (tych niewydanych po polsku, bo mających premierę przed Marvel Now), ale tutaj go kompletnie nie trawię. Na szczęście później zmienia się rysownik i jest… gorzej. Na tyle, że jak wracamy do poprzedniego artysty to aż można odetchnąć z ulgą. Nie uważam się za żadnego speca od rysunków, ale wiem kiedy coś jest po prostu brzydkie. I prace Irvinga są po prostu brzydkie (choć nie zaprzeczam, że jego styl nawet pasował do demonicznego epizodu Magik). Spróbujcie odgadnąć z obrazka po lewej kto z kim na nim rozmawia.

Jeśli chodzi o pierwszy tom Thora… to jest to zdecydowanie najlepsze co czytałem w ramach Marvel Now. Tajemniczy antagonista, zamieszanie z czasem, kosmiczne mity… Postać rzeźnika bogów autentycznie odrzuca i budzi zgrozę, co osiągnięto prezentując nam kolejne efekty jego “pracy” mającej na celu wyrżnięcie wszelkich bóstw całego kosmosu. Historia jest poprowadzona niesamowicie zręcznie, bo zatargi Thora z Gorrem przedstawiane są nam niechronologicznie, a jednak jest to kompetentna i klarowna opowieść. Niesamowita jest wizja przyszłości, gdy nasz podstarzały Gromowładny siedzi na tronie ojca i samotnie broni Asgardu przed armią demonicznych ogarów. Oczarował mnie też kontrast między obecnym, odpowiedzialnym Thorem, a jego niegodną wersją z młodości. Świetnie to wszystko współgra z obecnym statusem boga piorunów, który stracił rękę (jak przyszły Thor) i Mjolnira, więc posługuje się swoją wysłużoną siekierą (jak przeszły Thor). Teraz widzę wyraźnie, że podstawy do obecnej formy tego bohatera zostały podłożone już tu.

Trzech Thorów

Wiele dobrego się nasłuchałem o Ribicu i muszę z pełną stanowczością dołączyć się do zachwytów nad stylem tego artysty. Mieszanie różnych technik na pojedynczych kadrach, bardziej baśniowy, a mniej superbohaterski klimat… w skrócie - Esad Ribic to teraz mój nowy ulubiony artysta komiksowy.

Niestety pierwsza historia rozłożyła się na dwa tomy, więc ciąg dalszy poznam dopiero w kolejnym komiksie, zatytułowanym “Godbomb”, który jest obecnie na samym szczycie mojej listy zakupów.

Niewiele więcej napiszę o Thorze z Marvel Now, bo musiałbym się nad nim dalej rozpływać, a chyba udało mi się przekazać, że jak najbardziej warto się z nim zapoznać, nawet jeśli na co dzień nie czytujecie komiksów. Absolutny mus jak już wyjdzie po polsku! (pewnie jakoś w okolicach lipca)

Pierwsza okazja na wzięcia do ręki amerykańskich komiksów to też dobry moment na porównanie tego wydania z tym co mamy w Polsce. I zupełnie niezgodnie z moimi przewidywaniami wygrywa…

Wydania różnią się wysokością, grubością i wykonaniem.

...polska edycja. Twardsze okładki, obecność skrzydełek, jakiś-taki lepszy papier, rodzimy język (choć to nie zawsze zaleta), cena jest atrakcyjniejsza, są łatwiej dostępne, a same tomy wyglądają jakoś tak okazalej, bo wszystko co mam w oryginalnym wydaniu jest z jakiegoś powodu cieńsze od czegokolwiek co wydał u nas Egmont. Ciężko postawić oba wydania obok siebie na półce, bo delikatnie różnią się wysokością i miejscem nadruku. Generalnie wygrywa wersja polska, więc obecnie wstrzymuję się z czymkolwiek co zapowiedziano u nas, by zgarnąć te fajniejsze tomy jak już wyjdą.

No… poza Thorem, bo nie wysiedzę kilku miesięcy czekając na drugą część God Butchera….


AleX One X
19 lutego 2016 - 11:51