Recenzja filmu Pokój. Czarny koń Oscarów? - fsm - 28 lutego 2016

Recenzja filmu Pokój. Czarny koń Oscarów?

Rozdanie potencjalnie najważniejszych filmowych nagród, Oscarów, już za kilka godzin. Wśród nominowanych produkcji znajduje się bohater tego tekstu, film Pokój. Dzieło twórcy Franka (to jedyny film Lenny'ego Abrahamsona, który widziałem, który mi się bardzo podobał, dlatego o nim wspominam) idzie jeszcze dalej w kreowaniu świata prawdziwego, niewygodnego, potwornie emocjonującego i emocjonalnego, ale jednocześnie ciepłego i optymistycznego. Pokój to kino doskonałe, któremu od wyjścia z kina bardzo kibicuję i życzę, aby zgarnął wszystko, co może.

Chociaż moim zdaniem zwiastun Pokoju zdradza nieco za dużo (książki, na bazie której film powstał nie znam) i wielu z Was wie, dokąd prowadzi fabuła, pozwolę sobie nakreślić tylko i wyłącznie niezbędne minimum. Joy ma 24 lata i od lat jest więźniem bliżej niezidentyfikowanego porywacza, który zbudował dla niej tytułowy pokój. Obecnie dziewczyna mieszka tam razem z pięcioletnim synkiem Jackiem, a kilkanaście metrów kwadratowych pomieszczenia jest dla nich całym światem. Sytuacja jest niewyobrażalna i nie do zniesienia, ale jednak Joy jakoś sobie radzi. Tłumaczy synkowi, że rzeczywistość to właśnie pokój. Że za ścianami istnieje już tylko kosmos, a rzeczy oglądane w zapewnionym przez porywacza telewizorze to inna, wymyślona rzeczywistość. Chłopiec dorasta znając tylko to, co wokół. Przychodzi jednak moment, gdy wypełniona beznadzieją czara się przepełnia i mama postanawia dać synkowi szansę na wolność...

Pokój to film podzielony na dwie wyraźnie zaznaczone części. Na tę pokazującą, co w środku i na tę pokazującą, co na zewnątrz. Gdy widzimy Jacka wraz z mamą przeżywających dzień za dniem, gdy poznajemy ich rytuały i relację, to jesteśmy czymś więcej, niż tylko obserwatorami. My jesteśmy w pokoju razem z nimi. Jest nam ciasno, jest niewygodnie, jesteśmy przerażeni, ale też jesteśmy pełni podziwu dla zewnętrznego spokoju bohaterki i też chcemy dla jej dziecka jak najlepiej. Gdy kamera w końcu wyjdzie poza cztery ściany, ogrom świata przytłacza nas tak samo, jak bohaterów. Sposób, w jaki ten świat został nakreślony i wypełniony emocjami zasługuje na ogromny podziw. Każda, nawet najmniejsza sytuacja pokazana w filmie, budzi w oglądającym jakieś odczucia. Nie sposób pozostać obojętnym.

Szkoda, że nie miałem podłączonego jakiegoś monitora tętna podczas seansu. To, co działo się ze mną w trakcie oglądania Pokoju posłużyłoby za najlepszą recenzję. Zapadałem się coraz głębiej w fotelu, współczułem, zaciskałem pięści, łzy same napływały do oczu, potem przychodziła pora na uspokojony uśmiech... Kalejdoskop emocji i odczuć. Lenny Abrahamson idealnie prowadzi wektor tej opowieści, buduje napięcie w pozornie błahych sytuacjach, pozwala oku kamery dłużej patrzeć na twarze bohaterów, zwania, przyspiesza. Prawdziwa filmowa maestria. Oczywiście Pokój nie byłby tym filmem, którym jest, gdyby nie rewelacyjna Brie Larson (do tej pory istniejąca w mojej głowie głownie jako sympatyczny drugi plan z 21 Jump Street) i świetnie odnajdujący się w tej strasznej historii młodziutki Jacob Tremblay. Po Oscarze dla wszystkich, raz!

Pokój jest filmem o dorastaniu i o szukaniu nadziei w najmroczniejszych momentach życia. Jest filmem pięknym, smutnym, przejmującym. To jest ucieleśnienie mądrego, dobrego kina, którego doświadczyć powinien każdy. Jeśli nie teraz, to za tydzień, za rok lub więcej. Ale naprawdę warto, bo jest to rzecz jedyna w swoim rodzaju.

PS To, w jaki sposób Jack nazywa rzeczy, nie używając przedimka określonego "the" było wspaniałym detalem na czubku tego filmowego diamentu.

fsm
28 lutego 2016 - 21:49