Fifa 16 #1 - od managera do trenera - KepKeeper - 11 kwietnia 2016

Fifa 16 #1 - od managera do trenera

Jak z pozoru zwykła wycieczka do Anglii może zmienić się w przygodę życia…? Czy możliwe jest, aby klub, którego dziś nikt nie zna jutro był wielbiony przez tysiące osób? Jaki jest prawdziwy sekret dobrego zarządzania zespołem? Na te i inne pytania będę starał się odpowiedzieć w nowej serii z gry FIFA 16 na PS4.

Football w Łodzi już się skończył. Widzew i Łks, czyli kluby z ponad stuletnią tradycją są obecnie w odpowiednio piątej i czwartek klasie rozgrywkowej. Nie umniejszając nikomu, nie jest to wymarzona liga. Na tym poziomie trudno o sponsorów, kibiców przychodzi garstka, a zawodnicy to raczej pasjonaci niż w pełni profesjonalni gracze. Sam spędziłem w jednym z tych klubów pół swojego życia jako zawodnik, kibic i asystent trenera. Dawniej były to drużyny, które mierzyły się z najlepszymi zespołami tego kraju, teraz została po nich już tylko legenda. Z tą jakże ponurą myślą postanowiłem na miesiąc opuścić Łódź. Wybrałem się wraz z moją narzeczoną na urlop do Anglii, gdzie mieszka moja siostra.

Jechałem tam z myślą, że w końcu trochę odpocznę od piłki nożnej, która w moim życiu jest obecna praktycznie każdego dnia.

Po przylocie do UK udaliśmy się wraz z narzeczoną na pociąg, którym mieliśmy dojechać bezpośrednio do naszego punktu docelowego. Było nim oddalone o 30 minut miasteczko High Wycombe.

Od początku miałem założenie, że punktem obowiązkowym jest dla mnie stadion Wembley. Zwłaszcza że był on i tak po drodze. Uświadomiliśmy sobie, że mając dwie wielkie walizki raczej mało przyjemności czerpalibyśmy ze zwiedzania, dlatego postanowiliśmy, że nie będziemy marnować czasu i udamy się pociągiem bez żadnego przystanku do High Wycombe.

Gdy dojechaliśmy na miejsce i zostawiliśmy bagaże, okazało się, że kolega mojej siostry, który jest anglikiem, jedzie właśnie na sparing lokalnej drużyny i wiedząc o moim zamiłowaniu do piłki nożnej zapytał się czy nie chce chciałbym mu towarzyszyć. Dobrze się składało, bo moja narzeczona wraz z siostrą postanowiły w tym czasie wybrać się na babskie zakupy.

Po drodze dopytałem się o szczegóły sparingu oraz o to, kto z kim gra. Dotychczas o mieście wiedziałem tyle co nic i nie spodziewałem się w ogóle, że jest tutaj obecna jakaś piłka nożna. Mat – bo tak na imię było koledze siostry powiedział, że w Anglii football obecny jest w każdym nawet najmniejszym miasteczku. Po czym dodał, że lokalny klub nazywa się Wycombe Wanderers Football Club. A sparing grają z sąsiadującym nieopodal Oxfordem.

Oglądając mecz przyznam, że polska III liga mogłaby chyba walczyć jak równy z równym. Z tą różnicą, że klub grający w angielskiej czwartek klasie rozgrywkowej ma stadion jak niejedna drużyna z naszej I-szej ligi czy nawet ekstraklasy.

Nie powiem, aby widowisko piłkarskie mnie powaliło. W drodze powrotnej postanowiłem, że chce się dowiedzieć czegoś więcej o drużynie. The Chairboys, bo tak są nazywani to klub z bardzo długą prawie 130-letnią tradycją. Ich pseudonim wziął się z zawodu wykonywanego przez większość zawodników (w chwili utworzenia klubu). Zajmowali się oni bowiem tapicerstwem. Zapytałem się od razu Mata, z czego wynika taka słaba gra, czy może to jest po prostu standardowy poziom tej ligi. Odpowiedział, że obecnie klub nie ma trenera i zawodnicy przez to nie umieją złapać koncepcji na grę. Po powrocie do domu dziewczyn jeszcze nie było. Zakupy to przecież bardzo czasochłonne zadanie. W oczekiwaniu na nie wziąłem lokalną gazetę, aby trochę podszkolić się w swoim angielskim, którego poziom pozostawiał wiele do życzenia.

Zacząłem oczywiście od końca, czyli od wiadomości sportowych. Obok zapowiedzi sparingu było ogłoszenie, że lokalny klub robi nabór na trenera. Przez chwilę rozmarzyłem się, jakby to było móc poprowadzić taki klub samodzielnie i od czwartej klasy rozgrywkowej doprowadzić go do meczów z najlepszymi zespołami tego kraju.

Pod wieczór rozmawiałem z narzeczoną jak minął jej dzisiejszy dzień oraz powiedziałem o ogłoszeniu, które widziałem. Na co ona stwierdziła, czym nie ukrywam bardzo mnie zaskoczyła, abym zaryzykował i spróbował. Wiedziała, że to było od zawsze moim marzeniem. Przecież miesięczne wakacje mogą się przerodzić w trochę dłuższy pobyt – stwierdziła. Ja nie byłem do końca przekonany, ale doszliśmy do wniosku, że czemu by nie spróbować. O piłce wiedziałem bardzo dużo, w końcu całe moje życie się wokół niej obracało.

Następnego dnia poszedłem na stadion, gdzie miała odbywać się rozmowa rekrutacyjna. Dziwne jest to, że nie odczuwałem absolutnie żadnego stresu mimo niezbyt dobrego poziomu angielskiego. Może dlatego, że od tego nie zależało przecież całe moje życie, w końcu mam stabilną pracę na stanowisku managerskim. Po rozmowie, która była raczej pogadanką z prezesem udaliśmy się na boisko, bym zaprezentował asystentowi poprzedniego trenera swoje umiejętności. Nie miałem z tym żadnego problemu, ponieważ często robiłem to w Polsce. Wszak mój tata od 43 lat jest trenerem piłki nożnej. Podczas tej rozmowy sporo nawiązywałem do wczorajszego sparingu, na którym udało mi się być i wychwycić kilka istotnych niuansów. Było widać, że asystent był tym mile zaskoczony.

Po wszystkich testach i pytaniach nastąpiła krótka narada obu panów. Następnie usłyszałem, że w sumie ogłoszenie jest od trzech dni w prasie i jestem zaledwie czwartym kandydatem, ale co mają do stracenia, chcą mnie zatrudnić na miesięczny okres próbny (z możliwością dalszej współpracy). Drużna ma za tydzień jechać na turniej więc będzie on moim sprawdzianem, czy mam jakikolwiek pomysł na zespół – powiedział prezes.

Jak to usłyszałem byłem bardzo zaskoczony – pozytywnie oczywiście. Podziękowałem i udałem się do domu, aby uczcić sukces. Stwierdziłem, że nawet jak się nie uda to będzie to chyba mój najlepszy miesiąc, jaki mogłem mieć. Podczas powrotu ogarnęła mnie refleksja jak jedna decyzja może wpłynąć na przyszłość człowieka. Gdybyśmy poszli zwiedzać Wembley to nigdy nie pojechałbym z Matem na mecz i pewnie nie byłbym teraz świeżo upieczonym trenerem.

Następnego dnia przechodząc koło kiosku zobaczyłem nagłówki w lokalnej prasie

Po takim przyjęciu czułem, że sukces jest murowany. Ochoczo udałem się do siedziby klubu zobaczyć swój gabinet, zapoznać się ze składem oraz szczegółami klubu.

Jak tylko dotarłem na miejsce asystent pokazał mi mój pokój, a na biurku leżała już szczegółowa analiza całego zespołu.

Po 30 minutach czytania i analizowania mój zapał osłabł. Zdałem sobie sprawę z tego, jak wygląda personalnie ten zespół. Zobaczyłem na własne oczy jak dużo jest do zrobienia. Turniej miał być już za tydzień, a w zespole brakowało połowy składu. Nie miałem pojęcia co robić…

KepKeeper
11 kwietnia 2016 - 00:05