Recenzja Double Dragon: Neon – chcę przybić piątkę twórcom! - Brucevsky - 6 maja 2016

Recenzja Double Dragon: Neon – chcę przybić piątkę twórcom!

Brucevsky ocenia: Double Dragon: Neon
91

2 godziny i 56 minut pokazał licznik przy pierwszym przejściu trybu fabularnego Double Dragon Neon. W niecałe sto osiemdziesiąt minut, za pomocą celnie wymierzonych ciosów i kopniaków, uratowałem Marian z rąk przebiegłego Skullmagedona. Niech jednak nikt nie waży się na długość rebootu słynnej serii narzekać, bo to skondensowane perfekcyjnie dzieło dla wszystkich fanów chodzonych bijatyk i pasjonatów kanapowego multiplayera.

Takiej dawki pozytywnych wspomnień rozbudzonych przez jedną produkcję nie dostałem już dawno. Double Dragon: Neon operuje na doskonale znanych od lat schematach, pozwalając z miejsca wskoczyć w buty głównych bohaterów, którzy ruszają na ratunek uprowadzonej piękności. System walki nie jest przesadnie rozbudowany i nauczyć się go można w mgnieniu oka. Ciosy pięścią i nogą, skok, bieg, specjalny atak i unik wystarczą, by w satysfakcjonujący sposób rozprawiać się z kolejnymi hordami oponentów. Tych w sumie podczas całej przygody spotyka się kilkunastu i trzeba kilka razy zmienić taktykę, by sprawnie się z nimi uporać.  Nudzić się więc nie ma jak.

Cała otoczka Double Dragon: Neon, liczne humorystyczne wstawki i nawiązania do hitów sprzed lat, sprawiają, że ma się ochotę odwiedzić twórców z WayForward Studios i przybić z nimi piątkę. Infantylne dialogi, bijąca po oczach naiwność bohaterów w niektórych fragmentach gry, wyśmiewanie głupot i wpadek sprzed lat, totalnie odjechane i nijak nie składające się na logiczną całość plansze – to wszystko w reboocie jest obecne i przypomina o tych wszystkich godzinach spędzonych za dzieciaka i nastolatka na obijaniu złych w Double Dragon, Wojowniczych Żółwiach Ninja lub później w Fighting Force.

Neon może skończyć szybko i sprawnie, znakomicie bawiąc się w pojedynkę lub z zaproszonym znajomym. Twórcy zadbali jednak, by chciało się w Billy’ego i Jimmy’ego wcielić więcej niż raz i sprać Skullmagedona przynajmniej kilkukrotnie. Bohaterów można rozwijać na kilka sposobów, zbierając kasety z piosenkami, które w różny sposób wpływają na statystyki postaci i dają im różne możliwości. Do tego podstawowa kampania występuje w trzech wersjach, różniących się poziomami trudności, więc po odpowiednim napakowaniu postaci, można podjąć większe wyzwanie. Nie dość więc, że wraca się do wirtualnego świata Double Dragon przyjemnie to jeszcze jest w ogóle po co to robić.

Wspomniałem wcześniej o zbieranych podczas przygody kasetach magnetofonowych, więc w nawiązaniu do tego muszę poświęcić osobny akapit ścieżce dźwiękowej Neon. Świetnie nagrane, utrzymane w humorystycznym tonie dialogi to jedno, ale przygrywające w tle melodie po prostu doskonale pasują do całości i sprawdzają się idealnie podczas obijania twarzy wrogów. Jake Kaufman odwalił kawał dobrej roboty, komponując piosenki i melodie utrzymane w charakterystycznym klimacie gry i tylko zachęcające do zabawy. A kropką nad „i”, cream de la cream jego pracy i jednocześnie całej gry jest zakończenie. Choćby dla niego warto kampanię ukończyć kilkukrotnie. Majstersztyk.

Dziwne? A gdzie tam, w Double Dragon: Neon to normalka. Właśnie takimi zagrywkami gra trafiła mnie prosto w serce.

Powyższe akapity, jak łatwo zauważyć, utrzymane są w niemal hurraoptymistycznym tonie. Inaczej nie mogę jednak opisać gry, przy której świetnie się bawiłem, uśmiałem się, sprawdziłem zręczność swoich palców, a i wróciłem wspomnieniami do fantastycznych lat dzieciństwa i kończonych w kooperacji gier na Pegasusa czy PSX-a. Mniej sentymentalni gracze lub osoby o młodszym stażu mogą Double Dragon: Neon po prostu ograć w jeden wieczór i odłożyć na wirtualną półkę w przekonaniu, że to dobra produkcja, ale nic ponadto. Pewnie nie będą mylić. Dla mnie jednak to reboot fantastyczny, który zasługuje na umieszczoną pod tytułem tekstu 91.

Brucevsky
6 maja 2016 - 21:03