Battlefield 1 i I wojna światowa? Jestem kupiony! - Materdea - 7 maja 2016

Battlefield 1 i I wojna światowa? Jestem kupiony!

Po kilku plotkach i delikatnych – oraz nieco większych – przeciekach dotyczących kolejnej części Battlefield, mamy w końcu oficjalnie przedstawionego następcę „czwórki” oraz – w mniejszym stopniu – Hardline’a. To Battlefield 1, co jest dość dziwnym ruchem marketingowym – na pewno niespotykanym. Chociaż patrząc przez pryzmat tego, gdzie rozgrywać się będzie akcja gry, nazwa „jeden” pasuje do niej lepiej niż do jakiejkolwiek innej produkcji.

DICE wraz z Electronic Arts postawiły na coś innego niż wałkowaną od 2007 roku współczesną/przyszłą wojnę i postanowili przenieść się w przeszłość – do epoki I wojny światowej. Co… jest super! Osobiście cieszę się, że w końcu zobaczę coś innego niż egzoszkielety, kiedy w tym samym czasie konkurencyjne Call of Duty idzie raczej w drugą stronę i popycha swoje Infinity Warfare w stronę – nomen omen – nieskończonego kosmosu. I zbiera za to nieliche cięgi.

Podczas specjalnie zorganizowanej z tej okazji prezentacji (Battlefielda, nie Call of Duty), pewien ważny jegomość z EA ogłosił, że zwiastun, który dopiero zostanie pokazany (a Wy już go widzicie) zostały w całości przechwycony na silniku gry. Oczywiście silnik gry swoje, a prawdziwa 64-osobowa bitwa na konsoli (nie mówię o PC, bo tutaj można zastosować jakąś kosmiczną konfigurację) swoje. A trailer wyglądał naprawdę efektownie, co tym bardziej skłania mnie ku temu, że nie mogę dać wiary tej marketingowej gadce. Tę kwestię pozostawiam do rozstrzygnięcia 21 października, kiedy to zadebiutuje Battlefield 1.

Niemniej jednak już samym settingiem DICE zapunktowało nie tylko u mnie, ale myślę, że i też u sporej większości fanów strzelanin. Oczywiście Call of Duty to nadal inne podejście do wieloosobowych FPS-ów, więc nie należałoby porównywać obu tych serii, ale przyznajcie sami – świeży materiał kontra styl wałkowany od czasów Modern Warfare. Choć z pewnością tzw. ultrasi CoD-ów raczej nie odczują jakiekolwiek straty, to i tak należy pochwalić Szwedów za próbę odwrócenia trendu.

Na razie wiemy tylko tyle, że dla fanów rozgrywki solowej szykowany jest – podobno wreszcie wciągający i trzymający poziom od czasów Bad Company – wariant singleplayer. Zaś dla wielbicieli spektakularnej, drużynowej rozwałki przewidziany został multiplayer ze starciami do 64 graczy jednocześnie! Do tego zapowiedziano pełną destrukcję otoczenia (marzy mi się ta z czasów Bad Company 2), dostosowywanie pukawek (nie wiadomo w jakim stopniu) i – co ciekawe – pełny polski dubbing. Baka wraca? Oby, bo to jedna z ciekawszych polonizacji od Electronic Arts!

Co tu dużo mówić – po Battlefielda 1 pobiegnę tak samo szybko, jak zrobiłbym to w przypadku Call of Duty: Modern Warfare Remaster. Tylko z tą drobną różnicą, że nowego BF-a nie muszę kupować razem z Hardline lub inną częścią!

Materdea
7 maja 2016 - 10:19