O zabugowanych hitach i oszukiwaniu graczy - Brucevsky - 20 lipca 2016

O zabugowanych hitach i oszukiwaniu graczy

Ile dałbyś grze, która z jednej strony zachwyca scenariuszem, przemyślaną mechaniką i olśniewającą oprawą audiowizualną, a z drugiej nie jest wolna od licznych bugów? Podpowiem ci, koło 90 punktów procentowych.

Jedną z najlepszych produkcji 2010 roku jest bez wątpienia Red Dead Redemption. Potwierdzają to liczne wyróżnienia dla hitu Rockstar, wysokie noty w recenzjach branżowych portali i wszechobecne zachwyty graczy (a także utyskiwania tych, którzy wciąż czekają na konwersje na PeCety). I nie mogę się z tymi wszystkimi pochwalnymi opiniami nie zgodzić, bo sam bawiłem się znakomicie, zwiedzając Dziki Zachód i poznając losy Johna Marstona. Jest jednak coś, co nie daje mi spokoju – dlaczego tak cenimy RDR, choć nie jest on wolny od bugów?

Red Dead dał mi się we znaki bugami. Dawno już nie ogrywałem tytułu, w którym błędy tak bardzo psułyby zabawę i zabijały klimat. Ale to dla mnie nadal hit. .

Moją przygodę w świecie wykreowanym przez Rockstar kilkukrotnie utrudniły dziwne błędy. Nie mówię tutaj o drobnych przywieszkach animacji czy kłopotach z detekcją kolizji, a większych bugach, zmuszających do restartowania misji. Jakoś trudno mi było mówić o ideale, gdy side quest został źle rozliczony, a przeciwnicy w jednej z misji utknęli gdzieś za horyzontem, nie dając mi możliwości ukończenia zadania. Trudno mi jest dzisiaj wspominać niezapomnianą scenę z piosenką w tle, gdyż  popsuł ją błąd, w wyniku którego melodia przestała nagle grać. W innym miejscu z podobnych przyczyn straciłem ciekawy dialog, który zaciął się w połowie. Mimo to  jednak RDR uznaję, jak wielu innych graczy, za wzorcowego przedstawiciela gatunku i jedno z lepszych dzieł Rockstar.

Nie ogrywałem jeszcze Wiedźmina 3, ale doskonale wiem, jak wiele ciepłych słów padło pod adresem produkcji polskich twórców. Recenzenci i gracze przebijali się w wychwalaniu przygody Geralta, co zresztą widać w średnich ocen na Metacritic. Nawet jednak ten genialny projekt nie był wolny od bugów i wad. A mimo to wszyscy jakby przymknęliśmy na nie oko, zachwycając się fabułą, ogromem i szczegółowością świata czy mechaniką zabawy. Można dojść do wniosku, że pewne rzeczy, w danym kontekście, wobec konkretnych atutów gry, jesteśmy w stanie autorom wybaczyć. Jakbyśmy rozumieli, że zwyczajnie nie da się wszystkiego sprawdzić przed premierą, wyeliminować każdego błędu i niedoróbki.

Trudno jednak wybaczyć twórcom, którzy w bezczelny sposób swoich klientów oszukują. Tak jak pracownicy studia Overkill, autorzy PayDay 2. Nie tak dawno minęło czterysta dni od momentu, gdy obiecali aktualizacje konsolowych wersji swojej gry. Do tej pory się ze swoich zapewnień nie wywiązali, więc ich tytuł na PlayStation i Xboxie jest nadal mocno niegrywalny. Podając za Steamem, w tym czasie wypuścili za to na komputery sześćdziesiąt dwie aktualizacje. Co zadecydowało, że jedna grupa konsumentów okazała się dużo ważniejsza od drugiej? Trudno wyczuć, bo takie postępowanie to marketingowy strzał w stopę. Identyczny do tego NetherRealm w przypadku Mortal Kombat X na PeCety.

Mogę się tylko cieszyć, że olałem PayDay 2 na PS3 już po kilku godzinach.

Może więc, łącząc te dwa omówione wyżej wątki w całość, to kwestia zaufania decyduje, że niektóre rzeczy są studiom i wydawcom wybaczane, a inne spotykają się z głośną i negatywną reakcją? To wynik wypracowanego przez lata szacunku graczy do firmy? Mam wrażenie, że równie zabugowana gra, co RDR czy Wiedźmin 3, od Gearbox/Overkill spotkałaby się z dużo ostrzejszą reakcją mediów i społeczności. To jest jakiś sposób interpretacji wysokich not dla największych hitów minionych lat, które doskonałe na pewno w momencie premiery nie były.

Podoba Ci się ten felieton? Dołącz do społeczności Gralingradu na Facebooku i Twitterze i bądź na bieżąco z materiałami ode mnie. Dzięki!

Brucevsky
20 lipca 2016 - 21:34