Recenzja gry Starbound - smaczny indyk w kosmosie - A Very Special Snowflake - 25 lipca 2016

Recenzja gry Starbound - smaczny indyk w kosmosie

A Very Special Snowflake ocenia: Starbound
90

22 lipca tego roku światło dzienne ujrzała gra, której głównym motywem są podróże międzygalaktyczne w ramach eksploracji z elementami gry przygodowej i gry strategicznej. Jest ona pierwszym i miejmy nadzieję, że nie ostatnim dzieckiem studia z Londynu. Starbound. To gra indie, której wyjście z Early Access zajęło około pięciu lat ciężkiej pracy, ale to dziecko, według planów twórców, wciąż będzie rozwijać się za ich sprawą, no i naturalnie dzięki świetnej społeczności. W sumie Chucklefish poradziło sobie nie najgorzej.

Recenzja jest przyjaznym pingwinem, nie zawiera znaczących spoilerów

Studio poza swoim Starbound sprawuje opiekę nad dobrze znanym Stardew Valley, głośnym indykiem tego roku

Kosztowało ich to jednak sporo pracy, bo całe wspomniane pięć lat. Przez ten czas wychodziły różne aktualizacje, od serii z Koalą po serię z Żyrafą, a te dodawały naprawdę mnóstwo zawartości. Od tak prostych rzeczy jak różne przedmioty do tak bardziej złożonych jak rozwijanie statku i jego załogi. Wszystko nabierało tempa i tak od lat. Gry Early Access właśnie zwykle źle się kojarzą, bo nie mają końca, ale nie w tym przypadku. Owszem, zajęło to długo, ale wersja 1.0, czyli wersja finalna Starbound trafiła już w nasze ręce. Twórcy w Q&A z okazji nadchodzącej premiery zapewniali, że na tym się nie skończy. W przygotowaniu jest już spora aktualizacja dotycząca chociażby łowienia ryb, która ma być dopracowana w każdym możliwym szczególe.

   

Większości Starbound kojarzy się z Terrarią i pewnie nie bez przyczyny. Oprawa graficzna wydaje się podobna, jak i styl rozgrywki. Tutaj jednak poza samym kopaniem i budowaniem, otrzymujemy jeszcze calutki kosmos, który generuje się na bieżąco. Mało tego, bo dochodzą jeszcze takie możliwości jak zakładanie kolonii czy rozwijanie własnego statku kosmicznego i uzupełnianie go o załogę, właśnie z naszych kolonii. A więc możemy zostać sławnym zdobywcą i odkrywcą! Albo dzięki Steam Workshop wejść za stery mecha. Tak więc gra ma więcej do zaoferowania od porównywanego tytułu niż mogłoby się z początku wydawać.

Zawsze to my jesteśmy specjalnym płatkiem śniegu. Zawsze to my zasypiamy, a nie pozostali

Grę rozpoczynamy naturalnie od utworzenia postaci. Mamy do wyboru aż siedem ras i są one czysto kosmetyczne, nie mają szczególnego wpływu na grę, chyba że obchodzą was takie drobiazgi jak wygląd zbroi, startowe zwierzątko na pokładzie, wygląd statku czy wygląd jego S.I. Na przykład rasa Avian, czyli ptakopodobnych humanoidów o silnej wierze w Kluexa, skrzydlatego boga Aetheru z kulturą zbliżoną do Azteków czy Majów; oferuje królika na pokładzie nowoczesnego, ale kanciastego o azteckich wzorach statku i rasowe pancerze z takim elementem jak pióra.

W świecie gry przyjdzie nam spotkać jeszcze więcej niegrywalnych istot, które potrafią rozmawiać, mają jakąś kulturę czy są nastawione pokojowo lub wrogo. Długo, by wymieniać.

Po wykonaniu jednego zadania otrzymujemy zdolność do zamieniania się w... kulkę

Fabularnie grę rozpoczynamy na Ziemi i naszym pierwszym zadaniem jest udanie się na ceremonię wręczenia narzędzia o nazwie Matter Manipulator, które pozwala nam między innymi pozyskiwać rzeczy. I to tyle ile powiem wam o fabule, żeby nie zdradzać za dużo. Tak czy owak po przejściu wprowadzenia, które i tak trwa góra pięć minut, lądujemy na naszym statku i otrzymujemy niemal do dyspozycji całą grę. Należy jeszcze wykonać jedno, dwa zadania, część można sprytnie pominąć, jeśli mamy na to ochotę, żeby zwiedzać już cały możliwy kosmos. Generalnie główna linia fabularna nie narzuca się specjalnie, ani sama w sobie nie jest niczym specjalnym. Powiedziałbym niestety, ale w sumie nie oczekiwałem jej za szczególnie w finalnym produkcie, bo i tak najlepiej bawię się przy eksploracji, a poza główną linią jest jeszcze mnóstwo innych zadań, które poszerzają naszą postać o dodatkowe umiejętności, możliwości czy inne dodatki. Czyli można to robić, ale nie ma takiej potrzeby, bo dzięki swobodzie są dostępne od początku. Tak, nawet kolonię możemy założyć w zasadzie od razu.

   

To co właśnie podoba mi się w takich grach, to ten otwarty świat, piaskownica. Pewnie będzie moment, w którym to się znudzi, ale robimy to, na co mamy ochotę. Zwiedzamy planety, grzebiemy w nich, rozwijamy siebie i swój ekwipunek. Kolonizujemy planety, budujemy na nich i budujemy pojazdy, rozbudowujemy statek. Starbound jest grą wypełnioną zawartością po brzegi, często generowaną losowo, dlatego każdy przeżyje własną przygodę i za każdym razem będzie odkrywał coś nowego. A w wolnej chwili możecie nawet z przyjaciółmi stworzyć cover Final Countdown. W skrócie - nie ma ograniczeń.

Floran lubi odwiedziny u sssąsiadów
Lokalni mieszkańcy planety często poproszą nas o wykonanie jakiegoś drobiazgu

To czym jeszcze kupił mnie Starbound, to atmosfera. Uwielbiam spoglądać na architekturę ras, bo w końcu każda z nich się od siebie różni. Specjalne meble, przedmioty, pancerze. Odwiedzając puste budynki od razu będziemy w stanie przypisać komuś tę działalność dzięki zdobytej wiedzy (tę umieszczono w książkach). Planety z różnymi warunkami atmosferycznymi, grawitacją, też są przyjemnym doświadczeniem. A to wszystko jeszcze z dodatkiem świetnej ścieżki dźwiękowej, która zmienia się za każdym razem w zależności od sytuacji naszej postaci, jej miejsca. Całość dopasowana idealnie, w każdym calu. Ktoś tutaj zasługuje na medal. Szata graficzna, która tutaj występuje, jest wystarczająca i naprawdę dała pole do popisu.... bo popis jest.

   

Przechodząc jednak do spraw technicznych. Optymalizacja. Być może to mój kiepski sprzęt, być może nie. O ile gra działa płynnie, to zdarzają jej się dziwne opóźnienia i te towarzyszyły grze jeszcze za wczesnych wersji, nie wiem czego to sprawka, ale wciąż tak się dzieje. Słyszałem o tym od właścicieli komputerów z wyższej półki, to sie po prostu nie powinno dziać. Cała reszta, interfejs na przykład, jest naprawdę wykonana bardzo dobrze, może wymaga odrobinę wprawy, ale z czasem staje się wygodniejsza.

No to schodzimy

Moim zdaniem Starbound spełnił swoje ambicje. Można jednak odnieść wrażenie, że mimo tych pięciu lat pracy z czymś jeszcze się tutaj pospieszono. Główna linia fabularna jest zbyt prosta, choć może nieistotna, a wykonanie gry, choć bardzo dobre, to momentami kuleje w rzeczy najistotniejszej - optymalizacji. Nie można jednak powiedzieć, że przy tej grze nie da się bawić. Da się. I to bardzo. Jeśli szukacie podobnego doświadczenia do Terrari, to otrzymacie właśnie to i jeszcze więcej. Gra jest niesamowicie wynagradzająca i niesie za sobą tyle zawartości, że można spędzić w niej spokojnie więcej niż sto godzin. To tak naprawdę zależy od nas i postawionych przez nas samych celów w rozgrywce. Żeby jednak poczuć tę grę, trzeba przygotować się na pierwsze powolne godziny gry, bo rozkręca się ona z delikatnym opóźnieniem. Pomimo tego wszystkiego, wystawiam grze solidne 90, bo jakby nie patrzeć, to dostałem to, co mi obiecywano i to, czego oczekiwałem. Mimo paru niedoróbek, które i tak mają zostać jeszcze poprawione, szkoda tylko, że trzeba na to tyle czekać.

A Very Special Snowflake
25 lipca 2016 - 19:24