Najlepsze dziwne gry z zombie - Czarny Wilk - 28 lipca 2016

Najlepsze dziwne gry z zombie

Jaki zombie jest, każdy widzi. Dość podgniły, niespecjalnie inteligentny, zawsze przewidywalny. Zależnie od wariantu powolny jak czasy ładowania się źle zoptymalizowanych gier albo szybki niczym zgony w serii Dark Souls. Niewywołujący grama empatii, jedynie strach, wściekłość bądź odrazę. Słowem, idealny kandydat na mięso armatnie w grach komputerowych. Deweloperzy często wybierają właśnie zombiaki na cel dla gracza, czy to w grach akcji i FPSach, czy w horrorach, czy w jeszcze niedawno szalenie popularnych MMO symulatorach przetrwania. Jest to temat na tyle popularny, że coraz częściej usłyszeć można głosy graczy skarżących się na zmęczenie wałkowaniem w kółko tej samej, (dosłownie i w przenośni) zgniłej tematyki.

Nawet z najbardziej banalnego tematu wykrzesać można jednak coś interesującego - Wystarczy, że wywróci się do góry nogami albo przedstawi w całkiem nowy sposób dobrze znany stereotyp. I tak, pośród kolejnych Resident Evilów, trybów zombie w Call of Duty czy klonów DayZ niepostrzeżenie poukrywały się perełki, które udowadniają, że nie taki zgniły i przewidywalny żywy trup, jak można by się spodziewać – i że stać go na znacznie więcej niż tylko robienie za ruchomy cel do ćwiczeń celności.

Plants vs. Zombies

Rok wydania: 2009

Platformy sprzętowe: PC, PS3, X360, PS Vita, Nintendo DS, iOS, Android, Windows Phone


Chyba pierwsze, co przychodzi do głowy po usłyszeniu hasła „nietypowa gra z zombiakami”, to stworzona przez PopCap Games seria Plants vs. Zombies, która w ciągu siedmiu lat od debiutu rozpoczynającej cykl odsłony doczekała się już jednego sequela free2play dostępnego na platformy mobilne, facebookowego spin-offa, produkcji MMO przeznaczonej na rynek chiński, mobilnej karcianki, dwóch wysokobudżetowych spin-offów przenoszących serię w realia sieciowych strzelanin, serii komiksów wydawanych przez Dark Horse Comics oraz całej gamy zabawek i innych tworów opartych na licencji. Nieźle biorąc pod uwagę, że zaczęło się od budżetowej gry typu tower defense.

W pierwszym Plants vs. Zombies wcielaliśmy się w ogrodnika broniącego swego domu przed inwazją zombiaków najróżniejszego rodzaju, wśród których prócz standardowych mózgojadów znaleźć można było gatunki egzotyczne pokroju zombie Michaela Jacksona, zombie yeti czy zombie ujeżdżających delfiny. Tak różnorodnym siłom przeciwstawialiśmy arsenał… roślin – od słoneczników i rosiczek, przez miotacze arbuzów i eksplodujące wiśnie, po ziemniaczane miny oraz hipnotyzujące grzybki. Jednak tym, co zadecydowało o sukcesie PvZ nie było tylko nietypowe i pełne humoru dobranie roślin i żywych trupów, ale przede wszystkim skrywająca się pod kreskówkową grafiką niezwykła głębia – do dziś jest to jeden z najlepszych, najbardziej rozbudowanych i dających najwięcej satysfakcji tytułów z gatunku tower defense dostępnych na rynku.

Lollipop Chainsaw

Rok wydania: 2012

Platformy sprzętowe: PS3, X360

Poznajcie Juliet. Juliet jest bardzo atrakcyjną osiemnastoletnią licealistką, której od lat marzy się zwycięstwo jej zespołu w konkursie cheerleaderskim. Ostatnio Juliet większość czasu spędza mordując zastępy nieumartych za pomocą piły mechanicznej. Jej chłopak Nick, a ściślej mówiąc jego w pełni funkcjonalna głowa, jest w tym czasie przyczepiony do paska przy pośladkach dziewczyny.

Owoc współpracy reżysera Strażników Galaktyki Jamesa Gunna i legendy japońskiego game developingu Goichiego Sudy (znanego również jako Suda51), Lollipop Chainsaw, to bezpardonowy slasher w stylu Devil May Cry czy God of War, który po brzegi wypełniają czarny humor i nawiązania do twórczości George’a A. Romero oraz jego naśladowców i następców. Przyjemny i dość głęboki, choć po dłuższej zabawie nieco nużący system walki został wymieszany z całą gamą uprzyjemniających zabawę aktywności pobocznych oraz toną atrakcji do odblokowania. Choć technicznie nie jest to tytuł dorównujący slasherowym królom, to humor, klimat i nietypowa tematyka sprawiają, że Lollipop Chainsaw i tak jest przeżyciem zapadającym w pamięć na bardzo długo.   

The Typing of the Dead: Overkill

Rok wydania: 2013

Platformy sprzętowe: PC

The House of the Dead to jedna z najpopularniejszych serii tzw. „szynowych shooterów” – strzelanek, w których akcja przedstawiona jest z perspektywy pierwszej osoby, a protagonista porusza się sam, bez udziału gracza. Tego ostatniego głównym zadaniem jest prucie ołowiem do pojawiających się na ekranie wrogów, okazyjnie przeładowując sprzęt. Skupiająca się na walce z zombiakami seria przede wszystkim świeciła tryumfy w salonach gier, ale na platformach domowych również radzi sobie nieźle, chociażby za sprawą kontrolerów ruchowych. The Typing of the Dead: Overkill to pecetowy port jednej z nowszych odsłon cyklu, The House of the Dead: Overkill, który z kolei był jedną z lepszych gier wykorzystujących dobrodziejstwa Wiilota oraz PlayStation Move. Stylizowana na filmy klasy Z (jak zombie) kampania fabularna pełna przesadzonych zwrotów akcji i sucharów, sporo dodatków do odblokowania, możliwość grania w trybie kooperacji – każdy fan żywych trupów miał tu co robić.

PeCetowy port wprowadza do formuły oryginału jedną zmieniającą wszystko modyfikację – zamiast obsługiwać celowniczek w standardowy sposób myszką bądź jakimś fikuśnym kontrolerem ruchowym, do wrogów strzelamy za pomocą klawiatury. A ściślej mówiąc – jak najszybciej wpisując pojawiające się na ekranie słowa. Ten przedziwny miks szynowej strzelanki z programem do nauki szybkiego pisania sprawdza się zaskakująco dobrze – podstawa, czyli zawartość znana z The House of the Dead: Overkill daje tytułowi odpowiednią głębię, a niespotykany system „sterowania” odświeża całą formułę, sprawiając, że nawet osoby niemogące już patrzeć na tematykę zombie mogą znaleźć tu pokłady zabawy, jakiej dotąd nie znali. Nie mówiąc już o walorach edukacyjnych – stojąc naprzeciw watahy krwiożerczych monstrów naprawdę można poprawić swoje zdolności obsługi klawiatury.

Stubbs the Zombie in Rebel without a Pulse

Rok wydania: 2005

Platformy sprzętowe: PC, Xbox

Biorąc pod uwagę, jaką popularnością cieszą się żywe trupy w popkulturze, aż dziw bierze, jak rzadko gry komputerowe pozwalają nam wcielić się w śmierdzącą rozkładem skórę. Jednym z lepszych przykładów tego, jak ciekawą odmianą może być pokierowanie kimś, kto zazwyczaj czeka tylko aż otrzyma od nas kulkę w głowę, był wydany 11 lat temu Stubbs the Zombie in Rebel without a Pulse. Tytułowy Stubbs to były komiwojażer, który budzi się w dwadzieścia lat po swojej śmierci jako rozkładający się zombie i rozpoczyna krwawy pochód ku zemście na sprawcy swojego zgonu. Po drodze jego ofiarą pada całe Punchbowl, miasto wyglądające jak spełnienie wizji o świecie przyszłości według mediów lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku – kolorowa utopia wypełniona latającymi samochodami i służalczymi robotami.

Stubbs posiadał całkiem imponujący wachlarz umiejętności – poczynając od możliwości tworzenia podobnych sobie nieumartych, nad którymi sprawował ograniczoną kontrolę, przez puszczanie zabójczych gazów, aż po używanie własnej głowy w charakterze kuli eliminujących przeciwników oraz ręki jako zwiadowcy zdolnego dotrzeć tam, gdzie nie dotarł dotąd żaden reanimowany trup. Choć po pewnym czasie rozgrywka stawała się powtarzalna, grafika odstawała od ówczesnych standardów, a gra kończyła się dość szybko (po około ośmiu godzinach), jej oryginalność i spora dawka humoru sprawiły, że do dziś wielu graczy wspomina Stubbsa bardzo pozytywnie.

Little Red Riding Hood’s Zombie BBQ

Rok wydania: 2008

Platformy sprzętowe: Nintendo DS.

Tytuł tej produkcji mówi o niej bardzo wiele, ale chyba wypadałoby nakreślić ją nieco dokładniej. Kiedy plaga nieumartych zaczyna opanowywać bajkowe krainy, a jej ofiarami padają takie postacie jak Pinokio czy trzy małe świnki, Czerwony Kapturek razem ze swoją koleżanką Momotarō chwytają za broń palną i białą i urządzają wielkiego grilla. Daniem głównym są hordy nieumartych stające na drodze dziewcząt.

LRRHZBBQ (dobry skrót jest dobry) pod względem mechanizmów jest dość typowym shmupem, w którym z góry ekranu nacierają hordy wrogów, a wybrana przez gracza protagonistka przebywająca u spodu ekranu faszeruje je ołowiem (bądź shurikenami w przypadku Momotarō). Tytuł oczywiście wyróżnia tematyka i cała gama zwariowanych pomysłów fabularnych, ale gracze znajdą tu przede wszystkim naprawdę solidne wykonanie – gra wciąga jak diabli i ma w sobie te magiczne „coś” oferowane przez najlepsze produkcje z gatunku. Sporo pochwał zebrało też sterowanie – Kapturkiem lub jej koleżanką porusza się za pomocą krzyżaka, natomiast do strzelania służy stylu, co w praktyce sprawdza się świetnie.

MediEvil

Rok wydania: 1998

Platformy sprzętowe: PSOne

Technicznie rzecz biorąc Sir Daniel Fortesque nie jest zombie, ale wskrzeszonym przy pomocy czarnej magii kościotrupem. Biorąc jednak pod uwagę, że dzisiejszy popkulturowy zombie też nie ma wiele wspólnego ze swoim kuzynem-pierwowzorem wywodzącym się z magii voodoo, chyba możemy przymknąć na to oko. Zwłaszcza, że MediEvil zdecydowanie zasługuje na przypomnienie o nim. Była to gra akcji wydana na pierwszą konsolę z rodziny PlayStation, która kusiła graczy solidnym wykonaniem (może z wyjątkiem nieco przekombinowanego sterowania i kłopotów z kamerą) oraz unikalną, czerpiącą z twórczości Tima Burtona atmosferą. Protagonista był rycerzem-nieudacznikiem, który sto lat po swej śmierci jako przypadkiem wskrzeszony zbiór kości zyskuje szansę odkupienia win i stania się prawdziwym bohaterem ratującym królestwo przed armią nieumartych dowodzonych przez złego czarnoksiężnika.

Wydany dwa lata po „jedynce” MediEvil 2 był tytułem równie udanym, choć niestety dziś zdobycie go jest znacznie trudniejsze od dostępnej cyfrowo poprzedniczki. W 2005 roku seria doczekała się też trzeciej odsłony, remake’u pierwszego MediEvila na PlayStation Portable, który jednak ze względu na zbyt krótki czas produkcji narzucony twórcom (był to tytuł startowy na pierwszą przenośną konsolkę Sony) nie dorósł jakością poprzednikowi.

Containment: The Zombie Puzzler

Rok wydania: 2012

Platformy sprzętowe: PC, iOS, Android

Na zakończenie coś z segmentu gier niezależnych. Containment: The Zombie Puzzler od poprzednich wymienionych w tekście tytułów wyróżnia przede wszystkim atmosfera. Podczas gdy pozostałe tytuły do tematu zombie podchodzą z humorem i dystansem, klimat w Containment jest równie ciężki, co w The Walking Dead czy Resident Evil. Gra opowiada dość typową historię o pladze nieumartych i niedobitkach próbujących za wszelką cenę pozostać przy życiu. Nietypowe są natomiast mechanizmy rozgrywki – gra jest wariacją na temat produkcji w rodzaju Puzzle Questa czy Bejeweled. Mamy tu niewielkie plansze wypełnione ocalałymi oraz większymi lub mniejszymi gromadami nieumarłych. Aby się ich pozbyć, należy szybko zamieniać miejscami ludzi w taki sposób, by grupka jednego koloru otoczyła z każdej strony zombiaka bądź grupę zombiaków. Jeśli jesteśmy zbyt wolni, żywe trupy zjedzą sąsiadujących z nimi ocalałych i tym samym zwiększą swe szeregi, utrudniając graczom zadanie otoczenia ich. Do tego dochodzą powerupy, różne odmiany przeciwników, specjalni bossowie – gra potrafi naprawdę wciągnąć i kilka godzin potrzebnych na jej ukończenie mija bardzo szybko.

Pretendenci

Wśród dziwnych gier o zombie nie brak też tytułów, które wprawdzie ciężko oskarżyć o brak oryginalności, ale nie grzeszyły przy tym wysoką jakością wykonania. Dobrym przykładem jest chociażby Rock of the Dead, który najprościej można opisać jako Typing of the Dead z gitarą jako kontrolerem ruchu zamiast klawiatury. Mimo Neila Patricka Harrisa zaangażowanego w produkcję tytuł okazał się najzwyczajniej w świecie mało ciekawy. Z drugiej strony mamy gry dobre, niby nietypowe, ale jednak pod względem wariactwa nie aż tak zwariowane, by je umieścić na liście – jak chociażby seria Dead Rising. Być może macie też własne pomysły na tytuły, które mogłyby dołączyć do listy – wyróżniające się wysoką jakością wykonania i bardzo oryginalnym podejściem do tematu żywych trupów. Chętnie o nich przeczytam w komentarzach.

 

Czarny Wilk
28 lipca 2016 - 11:27