Civil War II - czyżby najgorszy event świata? - AleX One X - 2 sierpnia 2016

Civil War II - czyżby najgorszy event świata?

A skąd mogę wiedzieć? To dopiero 4 zeszyty! Faktem jednak pozostaje, że każdy numer jest gorszy od poprzedniego, a główna seria ciągnie za sobą gnijący ślad psujący inne serie jakich dotknie, a najlepszy scenarzysta świata (TAK, TO IRONIA!) Brian Michael Bendis chyba zamknął się w jakiejś samotni, napisał co mu się podobało i ktoś to puścił bez żadnego nadzoru.

Spoilerów na pęczki! Tylko co z tego? I tak odradzam czytanie tych komiksów!

Sam pomysł na ten event był naciągany. Same powody by go urządzić były naciągane. W kinach będzie wielki hit “Captain America: Civil War”? Zróbmy coś co ma “Civil War” w nazwie! A o co będą się bić tym razem? Przewidywanie przyszłości! To dopiero dylemat moralny (jak się nie oglądało “Raportu mniejszości”). Pierwszy argument na ziewanie: w uniwersum Marvela jest na pęczki kompetentnych jasnowidzów i o żadnego z nich bohaterowie się nie bili. W dodatku to pierwszy globalny event w nowym świecie po Secret Wars, więc nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć jak ci superbohaterowie ze sobą współpracują (nie licząc dwóch ekip Avengers w crossoverze Standoff!), a już wrzuca się ich w konflikt.

Całe zamieszanie toczy się wokół Ulysessa - młodego Inhumana z mocą przewidywania przyszłości.

Pierwszy zeszyt nie był zły, bo dostaliśmy fajnie narysowaną walkę z Celestialem i sympatyczną imprezę po zwycięstwie. Problemy się zaczęły, gdy zaczęto drążyć temat “A w sumie to skąd wiedzieliśmy, że Ziemia zostanie zaatakowana?” No, z tego samego źródła które przewidziało pojawienie się Thanosa w zeszycie z Free Comic Book Day, którego akcja miała miejsce… w środku zeszytu numer 1? Skoro mamy wspomnianą na początku akapitu walkę, później świętowanie i wszystko jest w porządku, a nagle drużyna Ultimates wraca do bazy z poobijanymi twarzami i Rhodym w foliowym worku... to gdzieś tam pomiędzy wydarzył się darmowy komiks, który wychodzi na dużo ważniejszy niż prolog w postaci zeszytu zerowego. A w nim co dostaliśmy? Mało porywającą “genezę” Ulysessa (to ten co przewiduje przyszłość i jest taaaaaaki ważny), historię o She-Hulk w której jest ona przedstawiona jako opozycja dla strony do której później dołączy, oraz beznadziejną motywację Captain Marvel, którą można streścić “Ale mi się nie chce.”

Pierwsze ofiary Civil War II. Stark obraża się na Carol, że Rhodey w ogóle brał udział w walce, a She-Hulk prawie ginie od rakiety.

Drugi zeszyt jest gorszy, bo zaczyna się sypać wszelka logika - Iron Man wkurzony z powodu śmierci Warmachine’e leci... porwać Ulysessa, który jest Inhumanem (bo teraz Inhumans są wszędzie) przez co podpada całej rasie potężnych istot, które utrzymują przyjazne stosunki z resztą bohaterów! Wśród Inhumans jest Beast z X-Men, który bada naturę Terrigenu (długa historia), by odkryć przyczynę chorób mutantów. Skoro jemu pozwolili badać swoje święte kryształy, to czemu Iron Man nie spytał ich o możliwość przebadania Ulysessa? Bo trzeba było podważyć pozycję Starka, by nie miał za dużo racji! Do wyników jego badań jeszcze wrócimy.

Wszyscy byli po stronie Iron Mana, więc Stark musiał zrobić coś co zniechęci do niego. Najlepiej coś co zrzuci mu na głowę całą rasę potężnych i pokojowo nastawionych istot.

Oto nadchodzi zeszyt numer 3. Na scenę wkracza Bruce Banner. Ten sam Bruce Banner, który został wyleczony ze swojej klątwy Hulka i udziela się obecnie w serii Totally Awesome Hulk, gdzie zielonym mięśniakiem jest Amadeus Cho. I gdy Ulysses przewidział, że Hulk zabije wszystkich to wszyscy ruszyli… do Bannera. Który zapomniał, że został wyleczony. Który pomiędzy kolejnymi dniami cieszenia się życiem bez swego zielonego alter ego, odwiedził Hawkeye’a i praktycznie poprosił go o eutanazję. I to się dzieje w tym zeszycie - Barton zabija Bannera, który był wyleczony, ale o tym nie wiedział. Ja rozumiem, że Bendis nie ma obowiązku czytać wszystkiego co piszą inni, jednak jacyś edytorzy powinni tego pilnować.

Cały świat świętuje zabicie niewinnego człowieka.

I w końcu dostajemy największa kpinę w historii eventów superbohaterskich, czyli zeszyt numer 4. Czego tu nie ma? She-Hulk, która budzi się ze śpiączki i bez żadnego powodu zmienia własny wygląd. Hawkeye’a, który zostaje uniewinniony przez sąd, bo zabijanie niewinnych ludzi jest w porządku. Media, które cieszą się, że nie ma już Hulka, bo zginął gość który nie był Hulkiem, a ten co akurat jest Hulkiem wciąż żyje (konstrukcja zdania zamierzona). Iron Mana mającego Captain Marvel w szachu, ale porywającego niesłusznie oskarżoną kobietę, przez co daje powód by skoczyć mu do gardła. Ale najlepsza jest i tak Carol Danvers. Tony Stark przedstawia w tym zeszycie naukowy dowód, że wizje Ulysessa nie są wiarygodne w stu procentach. To kończy cały konflikt, bo nie można w cywilizowanym świecie polegać na niepewnych prognozach jeśli w grę wchodzi czyjaś wolność. Na własne oczy widziała, że wizja zawiodła. Nie wyobrażam sobie, by ktoś na serio pisał komiks z tekstami w stylu “Jak doktor McCoy potwierdzi to uwierzę” “Potwierdzam” “A nie, jednak nie uwierzę.” Albo jej odpowiedź na niepewność wizji Ulysessa: “Gdyby była szansa 10%, że pojawi się Thanos to mnie to wystarczy.” A kobieta z tego zeszytu? Gdyby było 10% szansy, że jest agentką Hydry, a 90%, że jest żoną, matką, córką? Kiedy w USA znieśli prawa człowieka?

Carol dostaje dziesiątki dowodów na niesłuszność swoich działań. Jako świeżo upieczona psychopatka pozbawiająca ludzi podstawowych praw ma to w nosie.

To konkretne przykłady partactwa ze strony scenarzysty i edytorów, ale najlepsze jest to, że całość jest niesamowicie źle napisana. Iron Man siedzi w kącie i gada do siebie, a dopiero po kilku panelach okazuje się, że słucha go całe Illuminati. Które nie istnieje od jakiegoś czasu! I jest tam Captain Marvel! A czemu Hawkeye zabił Bannera? Bo ten go o to poprosił! “Aha, jak tak to spoko, zabijaj go sobie, proszę.” Carol Danvers musi wypuścić niewinną kobietę na którą nic nie ma. Ale strona Iron Mana na szczęście zdąży ją wyswobodzić podstępem, dzięki czemu dają powód by skoczyć im do gardeł. Co Strażnicy Galaktyki robią na Ziemi? Czemu Luke Cage jest za Starkiem, skoro on i Iron Fist mieli się nie mieszać w ten konflikt? Czemu Ben Grim przyszedł się nawalać ze wszystkimi, skoro przy Pierwszej Wojnie Domowej wyjechał z kraju by nie walczyć z przyjaciółmi? Jak to możliwe, że She-Hulk tak bardzo dostała po tyłku, że zapadła w śpiączkę? Przecież oberwała tylko rakietą od Warmachine’a. Inhumans w odwecie za porwanie Ulysessa zniszczyli życie Starka, a ten wspomina na spotkaniu Illuminati, że “Oni tu są, ale i ja muszę tu być”. To po co był ten watek? Czemu niektórzy X-Men dołączyli do Carol Danvers? Autorzy nie potrafili umotywować większości postaci, więc postanowili to przemilczeć.

"Nie mam zamiaru brać w tym udziału" Taaa, jasne...

A wiecie co jest najgorsze? Ten komiks się świetnie sprzedaje! Ludzie kupują to jak potłuczeni, więc szefostwo Marvela myśli “O, chyba robimy dobrze.” Niedawno porzuciłem aktualne komiksy Avengers i spółki na rzecz DC, co wam też polecam zrobić. Rebirth jest fajnie zaplanowane i daje całkiem niezłe historie, a w Domu Pomysłów nie mają raczej pojęcia co będą zrobić za rok/dwa. Event się jeszcze nie skończył, ale tendencja spadkowa kolejnych zeszytów nie wróży niczego czym Civil War II mogłoby odkupić swe winy. Dużo było żartów, że pewnie wszystko okaże się wizją Ulysessa i ostatecznie nic z tego eventu się nie wydarzy. W tej chwili myślę, że to najlepsza opcja. Wywalić to nieporozumienie z kanonu i szybko o nim zapomnieć.

AleX One X
2 sierpnia 2016 - 15:27