Recenzja Eisenhorn: Xenos - Danteveli - 13 sierpnia 2016

Recenzja Eisenhorn: Xenos

Danteveli ocenia: Eisenhorn: Xenos
55

Walka z heretykami w imię Imperatora nie może być łatwym zadaniem. Zwłaszcza gdy jesteśmy inkwizytorem i naszym zadaniem jest tępienie korupcji we własnych szeregach. Gregor Eisenhorn na pewno miałby sporo do powiedzenia na ten temat. Bohater niezwykle popularnego książkowego cyklu Eisenhorn doczekał się właśnie pierwszej gry ze swoim udziałem. Tylko czy Eisenhorn: Xenos dobrze oddaje jak to jest być inkwizytorem?

 

Eisenhorn: Xenos bazuje na pierwszej książce z cyklu o tytułowym inkwizytorze. Poznajemy naszego bohatera podczas polowania na jednego z groźnych heretyków. Pościg za sługą chaosu kosztuje nas życie naszej towarzyszki. Naszym celem jest rozpracowanie większej konspiracji sług chaosu i zapobiegnięcie korupcji ludzkiej cywilizacji. Xenos charakteryzuje się tym, że od początku zostajemy rzuceni w wir wydarzeń i bierzemy udział w toczącej się już historii. Cała intryga wydaje się arcyciekawa ale gra nie reprezentuje jej w pełni. Dodatkowo problemem dla niektórych musi być, to że twórcy zakładają naszą znajomość uniwersum Warhammer. Zostajemy zasypani masą terminologii, która nie jest wyjaśniona w należyty sposób. Dlatego też osoba o znikomej wiedzy na temat 40K może być trochę zagubiona w tym wszystkim co się dzieje i w relacjach pomiędzy postaciami. Koniec końców fabuła jest jednak najmocniejszym elementem całej gry. Bez opowiadanej historii Eisenhorn: Xenos byłoby kiepską produkcją.

 

 

Rozgrywka w tej produkcji przywołuje na myśl sztampowe action adventure w wariancie znanym dobrze od czasu pierwszego PlayStation. Mamy więc łażenie po lokacjach by od czasu do czasu natknąć się na przeciwników. Eksploracja ograniczona jest przez do bólu liniowe poziomy, które składają się z ciągu korytarzy. Podczas przemierzania olbrzymich ale raczej pustych pomieszczeń od czasu do czasu natkniemy się na mini gierkę z hackowaniem drzwi albo serię quick time eventów służących do otwierania wrót za pomocą naszej broni. Od czasu do czasu trafimy na jakieś znajdźki albo elementy z otoczenia, których wyszukanie popchnie akcję do przodu. Jest jeszcze kilka sekcji pseudo-detektywistycznych ale tak naprawdę ograniczają się one jedynie do wariacji na temat QTE.

 

Obok standardowego zwiedzania kolejnych poziomów mamy też sporo walk. Potyczki z przeciwnikami zainspirowane zostały przez system znany z cyklu gier o Batmanie od Rocksteady. Mamy więc klepanie jednego przycisku służącego do atakowania i nastawienie rozgrywki na uniki i kontratakowanie przeciwników. Do całości dorzucone zostało strzelanie i pseudo taktyczny tryb zatrzymujący na chwilę grę i pozwalający nam na zaplanowanie kolejnej akcji. Całośc jest raczej kiska ze względu na to jak źle wyglądają animacje i to, że akcja po prostu się nie klei. W przypadku Batmana bójki były zarówno płynne jak i widowiskowe. Eisenhorn serwuje nam coś bardzo sztywnego i sztucznego. Żaden z pojedynków nie wygląda dobrze a na dodatek klepanie jednego przycisku i uniki nie dają żadnej frajdy. Najgorzej jednak wypada system skradania, który z jakiegoś powodu został zaimplementowany w grze. Został on żywcem wyjęty z jakiś najgorszych crapów z PS2 i Xboksa 360 i kompletnie brakuje mu finezji i funkcjonalności. Skradanie opiera się na kucaniu i magicznej mocy przywoływania do siebie wrogów za pomocą psionicznych mocy naszego bohatera.

 

Aby gra nie była totalnie nudna dodano kilka typów oręża, które fani uniwersum powinni rozpoznać bez problemu. Niestety to czy korzystamy z miecza, olbrzymiego młota czy miecza piłowego nie zmienia kiepskiego gameplayu i monotonni płynącej z pokonywania kolejnych bezmózgich przeciwników. Niestety wrogowie nie stanowią zbyt wielkiego wyzwania a walki sprowadzają się tylko do klepania przycisku by odpierać kolejne fale takich samych ludków.  

Oprawa graficzna tego tytułu reprezentuje poziom kiepskich gier z Xboksa 360, z czasów kiedy developerzy mieli problem z okiełznaniem Unreal Engine. Nieskiej jakości tekstury nie dość, ze ciągle się doczytują to jeszcze mamy nagminne się ich przenikanie. Eisenhorn: Xenos wygląda po prostu brzydko i od razu widać, że nie tworzono tej gry z myślą o komputerach osobistych. Oprawa dżwiękowa też nie należy do najlepszych. O ile muzyka jest stosunkowo dobra tak voice acting to zupełnie inna para kaloszy. Obok dobrze odegranych ról mamy także żenujące głosy, które pasują bardziej do pierwszego Resident Evil na PSX niż do produkcji z 2016 roku. Nie chcę się na tym elementem pastwić ale zdziwiony byłem przepaścią pomiędzy jedynymi postaciami a tym co wygadywały inne.

 

Eisenhorn: Xenos to budżetówka pełną gębą. Za cenę około 20 euro dostajemy produkcję, która nie ociera się nawet o tytuły AAA. Jest to raczej coś przypominającego pecetowe gierki TPP jak Infernal z okresu, gdy starano się skopiować formułę Resident Evil 4. Mamy więc prostacką konstrukcję poziomów, nieustanne przenikanie się tekstur, monotonny gameplay i masę problemów graficznych. Wszystko to przez to, że gierka powstała oryginalnie na telefony. Nie ma więc szans by Eisenhorn spełniało standardy gier na komputery czy konsole. Produkcja ta jest zbyt uboga prawie pod każdym względem i bez problemu można wymieniać dziesiątki gier lepiej wykorzystujące te same elementy gameplayu. Niestety ale gra akcji robiona z myślą o telefonach komórkowych i tabletach nie ma szans w starciu z konkurencją na komputerach. Puste poziomy, nudne starcia z przeciwnikami sprawiają, że tylko cierpliwy gracz ma szansę na czerpanie odrobiny radochy z tego tytułu.

 

Mimo wszystko moje prywatne odczucia co do tej pozycji są raczej pozytywne. Nie jest to jakaś wybitna produkcja ale przypomina mi masę ok gierek z średniej/niższej półki jakie kiedyś pojawiały się zarówno na konsolach jak i na komputerze. Siłą tej produkcji jest uniwersum Warhammer 40K i książka na podstawie której stworzono ten tytuł. Wszystko to dzięki interesującym postaciom i designowi charakterystycznemu dla tego uniwersum. Sama możliwość popatrzenia na to jak w przyszłości mają wyglądać komputery jest dla mnie atutem Xenos. Sprawia to, że osoby zainteresowane 40K powinny być zadowolone z tej produkcji nawet jeśli jej gameplay nie należy do najbardziej interesujących. Z tego powodu Eisenhorn przywodzi mi na myśl Warhammer 40K Space Marine od Relic. W obu przypadkach jako umiarkowany fan Warhammera byłem przyciągnięty do gry pomimo takiej sobie rozgrywki. Prawdą jest też, że wywodzę się z czasów kiedy grało się w tego typu produkcje bo nie było nic lepszego do roboty. Dlatego jako osoba przyzwyczajona do gier akcji klasy c nie byłem ani zdegustowany ani zmęczony tym tytułem. Prawdą jest jednak to, że Xenos traktowałem jako grę z telefonu, w którą gram za pomoca pada na dużym ekranie a nie pełnoprawną produkcję na komputery.

 

Eisenhorn: Xenos to dobry przykład tego, że nie każdy port z telefonów ma miejsce na komputerach osobistych. Produkcja na małym ekranie i przy wymaganiach jakie stawiamy przed grami na telefony wypada naprawdę dobrze. Jednak rynek PC to inna bestia i tutaj produkcja studia Pixel Hero Games wypada jako średniak/kiepska gierka. Radziłbym dwa razy zastanowić się przed zakupem tej edycji Eisenhorn: Xenos.

Danteveli
13 sierpnia 2016 - 15:14