Ośmiornicą być czyli recenzja Octodad: Dadliest Catch. - GeneticsD - 18 sierpnia 2016

Ośmiornicą być, czyli recenzja Octodad: Dadliest Catch.

GeneticsD ocenia: Octodad: Dadliest Catch
99

Rzadko kiedy zdarza się, by gra ciekawiła już samym sterowaniem. Produkcja, do której udało mi się trafić właśnie taka jest. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że trafiłem na nią przez zupełny przypadek, przeszukując internet oraz kolejnej, ciekawej gry indie. Teraz jestem już po ukończeniu rozgrywki. Jaki wniosek? Octodad: Dadliest Catch to jedna z najciekawszych gier w jakie dane mi było pobawić się.

Rodzina w komplecie.
 

Tak właśnie. W produkcję tą da się wyłącznie bawić z uśmiechem na ustach. Nie ma czegoś, co odgórnie kazałoby nam ekspić na szkieletorach, zbierać tysiące artefaktów, głowić się nad użyciem broni, grać pod presją, czy robić tysiąc questów w jednym miejscu. Tutaj mamy do czynienia wyłącznie z czystym, nieskalanym fun'em.

O czym jest ta gra? Wcielamy się w postać tytułowego Oktotaty, czyli ośmiornicy, który ukrywa się pod przebraniem wśród ludzi. Doszło nawet do tego, że stał się mężem jednej z kobiet. Pierwszy poziom dotyczy właśnie samego ślubu, na który jesteśmy nieco spóźnieni. Zastanawiacie się jednak, w jaki sposób ośmiornica może kroczyć niczym człowiek, nie wzbudzając podejrzeń? Tutaj zaczyna się nasza praca, gdyż to my sterujemy ruchem obu macek odpowiadających za nogi oraz jednej macki „chwytnej”, używanej jako ręka. Brzmi jak jakiś symulator chodzenia, prawda? No i można powiedzieć, że tak jest, gdyż zabawę stanowi samo sterowanie. Nie martwcie się jednak. Nie jest to totalnie skopane i denerwujące, a raczej śmieszne. Poruszanie mackami jest mocno instrynktowne, a raz położona „noga” (z reguły) nie porusza się.

Po prologu, który stanowi ślub zostajemy wrzuceni już w odmęty przeciętnego życia głowonoga wśród ludzi. Oznacza to czystą walkę o przetrwanie. Nie chcemy zostać zdemaskowani, więc nawet przed własną rodziną udajemy kogoś kim nie jesteśmy. Skąd więc wzięły się dzieci? Tego Wam nie powiem, ponieważ nie zostało to wytłumaczone przez twórców. A więc pewnego pięknego dnia budzimy się we własnym łóżku we własnym domu, gdzie czeka na nas kilka zwykłych obowiązków, jak zrobienie kawy, skoszenie trawnika, czy zrobienie zakupów. Gdybyśmy sterowali człowiekiem, wszystko to byłoby nudne i łatwe. Dla Oktotaty zwykłe porządki to wyzwanie jak dla Herkulesa jedna z jego prac. Tym bardziej, że z reguły pozostawiamy za sobą totalny bałagan. Na całe szczęście w większości przypadków ludzie przymykają oko na nasze dziwactwo oraz niezdarność. W końcu jednak kończy się sielanka i nasza żona wymyśla wycieczkę rodzinną do oceanarium. Łatwo się domyśleć, że Oktotacie nie za bardzo podoba się ten pomysł, jednakże otrzymuje niejako ultimatum od swojej wybranki życia. Pod płaszczykiem szantażu udają się na teren oceanarium, gdzie staramy się nie rzucać w oczy i jednocześnie dobrze wypaść. W końcu sprawy podążają w nieco innym kierunku.

Octodad to nie Surgeon Simulator... chociaż...

Do gry dołączony jest także ukryty level oraz dwa darmowe DLC, które opowiadają krótkie, acz ciekawe oraz dopracowane historie z życia Oktotaty. Ciekawy gest ze strony twórców.Tym bardziej, że mogliby spokojnie zrobić z tego płatne DLC, bazując na wysokich notach otrzymywanych przez przeróżne portale na świecie.

Pragnę nadmienić, że Octodad: Dadliest Catch to nie jest Surgeon Simulator. Tam sterowanie zepsute jest celowo. Tutaj natomiast prowadzi się instynktownie, aby w alternatywnej, wirtualnej rzeczywistości dobrze oddać ośmiornicę wcielającą się w człowieka. Oczywiście może nas dziwić, dlaczego nikt nie widzi macek, czy może po prostu obślizgłej powłoki ciała, jednakże tym światem rządzą inne prawa niż naszym. Z tego powodu również gra staje się przyjemna oraz śmieszna w tym, co proponuje graczowi. Nie irytuje, a bawi.

Oprawa audiowizualna zasługuje na pochwałę. Muzyka chociaż trochę przypominała tą w Simsach (nie wiem, dlaczego) to miała swój kawałek z intra, gdzie przewijało się rytmicznie słowo „Octodad”. Tak teraz sam sobie nucę tą piosenkę znając wyłącznie to jedno słowo. Grafika może nie jest górnych lotów, nawet patrząc przez pryzmat 2014 roku, kiedy została wydana. Można powiedzieć, że to raczej stylizacja bajkowa w nowoczesnym stylu. Duże postaci o opływowych kształtach, wypełnione żywymi kolorami. Może nie pieści oka jak fotorealizm, ale pasuje do luźnej tematyki produkcji, nie odrzuca oraz po prostu podoba się. Przypomina mi to odrobinę interaktywną zabawę w jednej z nowych kreskówek, na którymś kanale.

Bleh... Nie lubimy takich błędów. Na szczęście nie było tego wiele.

Tydyryry...OCTODAAAD! Hhhhhyy...tyty...OCTODAD!

Ku mojemu zdumieniu, Octodad: Dadliest Catch to druga część. Kontynuacja Octodad wydanej jakoś 4 lata wcześniej niż omawiana tutaj produkcja. Po krótkim searchingu w internetach oraz po sklepie Steama dowiedziałem się, że pierwsza część jest dostępna ZA DARMO! Polecam więc Wam zagrać w tą darmową część (a znajdziecie ją na oficjalnej stronie twórców), a jeżeli się spodoba kupić kontynuację. Dodatkowo powiem tak, że dopiero po kilku stronach przeczytanego tekstu dowiedziałem się, że Dadliest Catch to „dwójka”, ponieważ sama gra nie dała sobie tego odczuć. Nie czułem się zagubiony. Nie było wątków, których bym nie kojarzył. Wydaje mi się, że twórcy byli świadomi, że ich potencjalni kupcy nie bardzo będą znać poprzednie dzieło, więc ułożyli w taki sposób fabułę, by nowym graczom nie przeszkadzała nieznajomość „jedynki”.

Jedynym minusem produkcji jest długość rozgrywki. Według zegara Steamowskiego spędziłem przy produkcji 5 godzin, co jest dość słabym wynikiem zważywszy na to, że produkcja kosztuje 13 euro w sklepie. Ja potrafię wybaczyć to twórcom, gdyż kupiłem grę nieco taniej oraz bawiłem się wybornie. Doskonale zdaję sobie także sprawę, że przejdę na pewno grę jeszcze raz, jak nie więcej, jednakże dla Was, jeżeli chcecie zaliczyć tylko jedno podejście, może to być zbyt dużo. Czekajcie więc na steamowskie przeceny, a się nie zawiedziecie. Numer jeden na liście zakupów w październiku!

Dialogi, które odbijają się na psychice i stawiają przed nami pytania tyczące się sensu egzystencji ludzkiej.
 

Podsumowując, Octodad: Dadliest Catch to jedna z najciekawszych i najlepszych przygodówek w jakie grałem. Na pewno do niej wrócę na dniach, gdyż z racji na swoją długość, można ją przejść w ciągu jednego popołudnia. Wkrótce wypróbuję co-op, gdyż i taki się tutaj znajduje. Zdecydowanie warto! Nawet zaryzukuję stwierdzenie, iż jest to jedna z najlepszych gier w jakie grałem! Polecam!

GeneticsD
18 sierpnia 2016 - 18:22