Czy potraficie wyobrazić sobie sytuację, w której każda nowa produkcja trafia tylko i wyłącznie do elektronicznej dystrybucji, a edycje pudełkowe sukcesywnie zostają wyprzedawane w tradycyjnych sklepach? Ja od jakiegoś czasu rozmyślam na temat kierunku, w którym zmierza dystrybucja gier, a ostatnie doniesienia tylko te obawy potwierdzają. Czy taki scenariusz jest w ogóle możliwy?
Czasy się zmieniają, mentalność również. Inne są też technologie. Wszystko to sprawia, że odchodzimy od rozwiązań, które zwykło się określać mianem tradycyjnych, a skłaniamy się ku nowszemu. Nie inaczej jest w świecie elektronicznej rozrywki, a dokładnie: jej dystrybucji. Nie, nikt nie rozmroził mnie z lodowego bloku i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że cyfrowe wydania gier nie pojawiły się w zeszłym tygodniu. Problem w tym, że jeszcze należę do tradycjonalistów (można to wywnioskować chociażby po moich poprzednich wpisach, dotyczących kolekcjonowania i poszczególnych części składowych wydań gier), którzy ponad wszystko w grze cenią nie tylko samą rozgrywkę, ale i to, w jaki sposób pudełko z grą będzie się prezentować na półce. Czy takie podejście ma sens, kiedy wydania są coraz to uboższe, a plusy wydań digital są niepodważalne?
Ewolucja nośników gier przeszła przez dyskietki, płyty CD, DVD czy Bluray do dystrybucji cyfrowej. Dawniej gry były zabezpieczane przede wszystkim cd-keyami i wyskakującymi co jakiś czas pytaniami o słowo na konkretnej stronie drukowanej instrukcji. Teraz mamy nieustanny tryb online i DRM. Teraz ponad 3/4 kupowanych przeze mnie gier pochodzi z dystrybucji cyfrowej. Co jednak robić niepotrzebnymi płytami?