Wszyscy kochamy crossovery, zwariowane połączenia dwóch lub więcej zazwyczaj kompletnie oddzielnych światów. W filmach zjawisko to mieliśmy okazję zaobserwować chociażby przy takich tytułach jak Obcy kontra Predator czy Freddy kontra Jason, również uniwersum Marvela oparte jest właśnie na idei połączenia różnych mniejszych części składowych. Crossovery są też bardzo popularne wśród gier komputerowych, zwłaszcza japońskich. Najczęściej przybierają formę bijatyk między ikonicznymi przedstawicielami różnych franczyz, ale nie brak też przedstawicieli gier wyścigowych, a nawet RPGów mieszających ze sobą różnorodne światy.
Najbardziej znany z miksowania różnych rzeczywistości jest japoński Capcom, który w swoim dorobku ma całkiem pokaźną kolekcję bijatyk najczęściej mieszających wojowników z ikonicznego Street Fightera z zakapiorami z najróżniejszych innych serii. Szczególnie ceniona jest rozpoczęta w 1996 roku grą X-Men vs. Street Fighter seria crossoverów z Marvelem, której najnowsza część, Ultimate Marvel versus Capcom 3 ukazała się w 2011 roku na konsolach siódmej generacji. Jest to efektowna i bardzo dynamiczna bijatyka, która pozwala nam wcielić się w niemal pięćdziesięciu bohaterów znanych z komiksów Marvela oraz gier Capcomu. Co miłe, Japończycy nie ograniczyli się tylko do najbardziej oczywistych wojowników, jak Ryu czy Spider-Man, wprowadzając też liczne mniej znane, ale mające grono oddanych fanów postacie – między innymi X-23 czy Novę z Marvela, Phoenix Wrighta z serii Ace Attorney i Vergila z Devil May Cry.
Bardzo interesującym projektem jest również współpraca między Capcomem a firmą Namco. Jej pierwszym dzieckiem jest Street Fighter X Tekken, tytuł, w ramach którego wzięto postacie z serii Tekken, przeszczepiono je na system walki z Ulicznego Wojownika, następnie zaś pozwolono oryginałom z obu franczyz ze sobą walczyć. Docelowo jest to pierwsza połowa większego projektu, której drugim etapem ma być Tekken X Street Fighter, będący projektem odwrotnym – Ryu, Ken, Dhalsim i cała reszta zostanie dopasowana do wykorzystującego wszystkie dobrodziejstwa trójwymiaru systemu walki z serii Tekken. Niestety, projekt ten od dłuższego czasu znajduje się w deweloperskim piekle i z każdym kolejnym rokiem wiara w to, że faktycznie powstanie, jest coraz mniejsza.
Najwięksi konkurenci superbohaterów Marvela i ulicznych wojowników przez długi czas bezczynnie patrzyli na udaną kolaborację między dwiema markami, ale w końcu, w 2008 roku się zebrali do kupy i przystąpili do kontrataku, którego efektem było Mortal Kombat vs. DC Universe. Jak się spytać największych fanów, był to najgorszy „Mortal” od czasu czwórki, nie umywający się ani do poprzedników z ery PS2, ani do swego następcy, czyli fenomenalnego Mortal Kombat z 2011 roku. O ile zgodzę się, że wersja z 2011 rzeczywiście była stokroć lepsza, tak porównanie z odsłonami z czasów PlayStation 2 jest moim zdaniem mocno niesprawiedliwe, gdyż jedyne co MKvsDC miało rzeczywiście gorsze, to fatality, stanowczo zanadto ugrzecznione, oraz brak krwi. Poza tym był to całkiem udany i przyjemny Mortal Kombat, który na dodatek pozwalał sprać tyłek Supermanowi i Batmanowi, po raz pierwszy wprowadzał też tryb fabularny, jaki do dziś znaleźć można w grach NetherRealm Studios.
O ile powyższe tytuły to „poważne” bijatyki w klasycznym stylu, w przypadku bijatykowych crossoverów twórcy często decydują się też na odmienne podejście – uproszczony system walki, interaktywne, wypełnione platformami do skakania, pułapkami i znajdźkami areny, możliwość równoczesnej zabawy do czterech graczy. Mówiąc prościej – klonują cykl Super Smash Bros., który na chwilę obecną składa się z czterech odsłon i pozwala na rozróby w wykonaniu największych maskotek Nintendo, zaczynając od Mario i Linka, przez Starfoxa i Kirby’ego, a na Pokemonach kończąc. W ramach cyklu występy gościnne zaliczyli też między innymi Solid Snake z serii Metal Gear Solid, maskotka Segi Sonic oraz Pac Man. Mimo wielu pretendentów, wśród nich Playstation All-Stars Battle Royale będący odpowiedzią Sony, zawierającą w sobie między innymi Nathana Drake’a, Heihachiego czy Big Daddy z Bioshocka, cykl Smash Bros. pozostaje niekwestionowanym królem tego podtypu mordobić, oferując gigantyczną porcję zabawy.
Pamiętający dawną chwałę Segi z pewnością powinni się zainteresować Sonic & All-Stars Racing Transformed, grą wyścigową w stylu Mario Kart czy Crash Team Racing, w której znaleźć można przedstawicieli niemal każdej franczyzy tego wydawcy – zaczynając od legend pokroju Sonica i Ryo z Shenmue, przez zapomniane postacie jak Ulala ze Space Channel 5 i Beat z Jet Set Radio, aż po... szoguna z Shogun : Total War i pana Football Managera. Nawet jeśli nie zna się większości z nich, to wciąż warto, gdyż gier kartingowych na rynku niewiele, a ta jest jedną z lepszych.
Fani pokera w jego jedynej słusznej odmianie, czyli Texas Hold’em, powinni zainteresować się ofertą studia Telltale Games, które, w przerwach pomiędzy masowo produkowanymi interaktywnymi serialami pokroju The Wolf Among Us czy The Walking Dead, tworzy w ramach cyklu Poker Night symulatory pokera. Cechą szczególną tych produkcji jest to, że stajemy w nich w szranki z bohaterami innych gier czy filmów – chociażby z Claptrapem z Borderlands, Ashem z Armii Ciemności i Maxem z Sam and Max. Twórcy poświęcili sporo uwagi na odpowiednie oddanie charakteru tych bohaterów, stąd w trakcie rozgrywki często wdają się między sobą w dyskusje zdecydowanie umilające zabawę. No i najlepsze – w Poker Night 2 krupierką jest nie kto inny jak sama... GlaDOS.
Square Enix od lat wyciska, co się da ze swojej znoszącej złote jaja kury zwanej Final Fantasy. Zazwyczaj efektem tego są kolejne remaki i reedycje albo mobilne potworki, ale czasem udaje im się stworzyć coś zaskakująco dobrego. Tak, jak miało to miejsce w przypadku Dissidia Final Fantasy, nietypowej mieszanki japońskiego RPGa akcji z bijatyką (oraz, w przypadku trybu fabularnego, z grą planszową), który wziął postacie z głównych odsłon kultowej japońskiej serii i wymieszał je w sosie bardzo pokręconej i ciężkostrawnej fabuły. Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu – wyszedł z tego jeden z największych hitów konsoli Playstation Portable, który doczekał się równie udanego sequela (i bodajże pierwszego w nowożytnej historii płatnego dema, dla niepoznaki nazwanego prologiem).
Seria Final Fantasy ogólnie zdaje się mieć szczęście do udanych crossoverów, które na papierze brzmią na poroniony pomysł. No, bo jak inaczej można określić próbę wymieszania pełnego „japońszczyzny” cyklu z esencją amerykanizacji – bajkami Disneya? Kingdom Hearts to fenomenalny przypadek mieszanki, która nie tylko zachowuje w sobie najlepsze cechy obu franczyz, ale dodaje też co nieco od siebie. Wyjątkowo przyjemny cykl RPGów akcji pozwala nam zwiedzić światy Alicji z Krainy Czarów, Króla Lwa czy Piotrusia Pana, u boku Clouda stawić czoło Sephirothowi, polatać po kosmosie na pokładzie Gummi statków kosmicznych – a wszystko to przy akompaniamencie świetnego systemu walki i zaskakująco rozbudowanej mitologii świata przedstawionego. Dość powiedzieć, że bardziej cenię sobie Kingdom Hearts niż większość nowych odsłon Final Fantasy.
Na zakończenie zaś świeżynka, w którą wprawdzie jeszcze zagrać okazji nie miałem, ale pierwsze oceny sugerują, że jest to tytuł bardzo udany. Lego Dimensions to kolejna gra przygodowa studia Traveller’s Tales, która tym razem miesza w sobie aż szesnaście różnych franczyz – między innymi świat komiksów DC, Portala, Władcy Pierścieni, Powrotu do Przyszłości oraz Simpsonów. Jeśli zaś komuś nawet tego mało – kolejne światy są w drodze w ramach DLC.