To już piąta edycja mojego osobistego podsumowania minionych dwunastu miesięcy. Rok 2015 minął mi błyskawicznie, jak zresztą i wiele poprzednich. Nie zmarnowałem jednak tego czasu, ogrywając liczne klasyki, odkrywając perełki z różnych platform, poświęcając trochę czasu anime, serialom, komiksom i nadrabiając filmowe zaległości. Wzorem lat poprzednich przedstawiam swoje wyróżnienia w czasami oryginalnych, czasami dziwnych kategoriach. Zapraszam na Moje Najki 2015.
Najlepszą rozrywkę w multiplayerze zapewnił... Asterix at the Olympic Games
Od lat jestem fanem kooperacji w grach, a kanapowa współpraca czy rywalizacja to dla mnie jedna z lepszych opcji spędzania wolnego czasu. W tym roku szczególnie dobrze bawiłem się w ten sposób przy Asterix at the Olympic Games na Wii. Kolorowa zręcznościówka, w której co rusz napotyka się na nowe wyzwania i staje świadkiem zabawnych sytuacji porwała mnie i dziewczynę na długie godziny. Obijanie we dwójkę twarzy Rzymianom, wspólne rozwiązywanie zagadek logicznych czy branie udziałów w szalonych dyscyplinach sportowych zabrało nam kilka godzin, a gra szybko zdobyła tytuł cichego hitu.
Największym rozczarowaniem okazał się... PayDay 2
Sam jestem sobie trochę winien, że przejechałem się na PayDay 2. Miałem jednak cichą nadzieję, że choć gra jest nastawiona przede wszystkim na zabawę wieloosobową, to twórcy pozwolą też skorzystać z jej potencjału samotnikom. Niestety bez kompanów nie ma co nawet do produkcji Overkill Software pochodzić. Odpada cała zabawa z planowaniem skoków, kulawe AI nie daje szansy na realizację żadnych skomplikowanych taktyk. Gra zamienia się w prostackiego, mało interesującego FPS-a. I tylko smutek człowieka ogarnia na myśl, ile godzin by spędził w tym kryminalnym świecie, zbierając pieniądze i punkty reputacji, gdyby tylko całość offline też jakoś funkcjonowała...
Najgłupsze rozwiązanie znalazłem w... Fuel
Kilka razy od produkcji Codemasters się odbiłem, kilka razy do niej wracałem. W końcu zawziąłem się i postanowiłem przynajmniej do końca przejechać podstawowy tryb kariery. Do pewnego momentu szło dobrze, było trudno, ale notowałem jakieś postępy. Do czasu aż dotarłem do ostatniego sektora w grze. Okazało się, że nie mogę wziąć udziału w oferowanych przez niego wyścigach, bo mam za mało gwiazdek na koncie. A jak je zdobyć? Musiałbym wymaksować kilka poprzednich kawałków gigantycznej mapy, czyli wygrać wyścigi, których wcześniej nie udało mnie się zakończyć na pierwszym miejscu. Ja rozumiem, żeby coś takiego zrobić jako ostatnią przeszkodę dla osób, które próbują nabić sto procent na liczniku czy zdobyć dodatkowe trofeum, ale żeby tak zablokować możliwość ukończenia podstawowego trybu? Poroniony pomysł.
Ząb czasu najmocniej nadgryzł... Pirates: The Legend of Black Kat
W 2002 roku dzieło Westwood Studios robiło całkiem niezłe wrażenie. Rozległe przestrzenie, różnorodne krajobrazy, miks eksploracji wysp i efektownych bitew morskich. Trzynaście lat po premierze Katharina nie jest już jednak młodą i pewną siebie piratką, a bardziej pensjonariuszką domu starców, która co najwyżej może wspomnieniami wracać do dawnych chwil chwały. Co oznacza to dla graczy? Przerażająco puste tereny, prostacki system walki i mało logiczne uniwersum. Lepiej do Czarnej Kotki już nie wracać.
Najbardziej next-genowy okazał się... Darksiders
W zalewie klasyków, które miałem okazję testować w minionych kilkudziesięciu miesiącach, historia Wojny okazała się przeskokiem jakościowym o kilkaset pięter. Oprawa audiowizualna, projekty postaci, system walki, bossowie, fabuła, świat, rozbudowanie – wszystko to w Darksiders było efektowne, dopracowane, genialne. Może nie jest to tytuł idealny, ale mnie zapewnił ponad dwadzieścia godzin rozrywki na poziomie, którego dawno w grach nie spotkałem. Wojna tylko zachęcił mnie, by aktywniej ogrywać nowsze tytuły i wreszcie zacząć poznawać hity z bibliotek PS3 i PS4.
Najbardziej hardcorowe wyzwanie znalazłem w... Half-Minute Hero
Trzy sekundy. Tyle dają japońscy twórcy tego unikalnego jRPG-a na uratowanie świata w jednym z dodatkowych modułów. Potrzeba perfekcyjnego planu, bezbłędnej realizacji założeń i jeszcze szczypty szczęścia, by przy takim limicie zapobiec apokalipsie. Mnie się to nie udało, choć kilkadziesiąt poświęconych minut pozwoliło mi poczynić znaczne postępy i zbliżyć się na wyciągnięcie ręki do upragnionego happy-endu. A jak przy tym przetestowałem swoją zręczność i szybkość palców!
Najgorszym filmem, który obejrzałem był... Szefowie wrogowie 2/ The Pinneaple Express
Nie mam szczęścia do głupich amerykańskich komedii. W ostatnim czasie w ogóle one do mnie nie trafiają. W zeszłym roku najgorszym gniotem wybrałem Straż sąsiedzką, w tym tytuł wręczam ex aequo Szefowie wrogowie 2 i The Pineapple Express. W obu tytułach nie zdzierżyłem zidiociałych postaci głównych bohaterów, marnych gagów i tragicznej fabuły, choć tylko w przypadku tego drugiego wiązało się to z wyłączeniem filmu przed napisami końcowymi. Najwyraźniej źle znoszę tytuły, w których bohater ma być zabawny przez swoją niezdarność.
Największym pozytywnym zaskoczeniem okazał się... Everybody’s Tennis 2
Tenis na PSP. Czego można oczekiwać po takim tytule poza dopracowanym system rywalizacji na korcie i wciągającym trybem kariery? Hit ClapHanz zaskoczył mnie fabułą i rozbudowaniem, oferując prostą, ale zachęcającą do zabawy historyjkę w tle, kilku bohaterów, mnóstwo rzeczy do odkrycia i odpowiednio wyważony poziom trudności. Miałem rozrywkę na długie tygodnie i bawiłem się znakomicie. To moim zdaniem pozycja obowiązkowa dla fanów sportówek , którzy szukają nowej zabawki na handhelda Sony.
Najtrudniejszym bossem okazał się... Dr Nefarious z Ratchet & Clank 3
Nie spotkałem w tym roku na swojej drodze żadnego przeciwnika, który zatrzymałby moje postępy na co najmniej kilka godzin. W tej sytuacji wyróżnienie musi powędrować do wroga, który zmusił mnie do największego wysiłku i z którym stoczyłem najbardziej spektakularny pojedynek. Dr Nefarious na zakończenie trzeciej przygody Ratcheta i Clanka wysoko zawiesił poprzeczkę. Składające się z kilku etapów starcie, w którym nie tylko stawia się czoła jemu, ale też jego licznej armii, sprawiło, że musiałem mocno poćwiczyć swój refleks, wykazać się zręcznością i planowaniem, a także użyć niemal każdej broni i gadżetu, które zebrałem podczas całej gry. Było bardzo efektownie, a zwycięstwo po kilku wcześniejszych klęskach przyniosło mi dużo radości.
Dawne wspomnienia przywrócił... Ridge Racer Unbounded
Burnout 3: Takedown to jedna z najlepszych gier wszech czasów i źródło dziesiątek fantastycznych wspomnień. Łezka w oku zakręciła się więc, gdy okazało się, że Ridge Racer Unbounded potrafi momentami bardzo przypominać tamto genialne dzieło studia Criterion. Efektowna demolka, poczucie szybkości, wysoko zawieszona poprzeczka – wszystko to przed laty zachęciło mnie do spędzenia kilkudziesięciu godzin w Burnoucie. Teraz znowu trzyma mnie przy konsoli, ale już przy zapomnianej przez wielu odsłonie RR.
Najlepszym anime było... One Piece
Choć bardzo chciałem to znowu nie udało mnie się zachować regularności w oglądaniu anime. Rok zacząłem z coraz słabszym Fairy Tail, by później wrócić do One Piece’a i obejrzeć zewsząd chwalony Enies Lobby Arc. Ileż tam się działo, ile było wartych zapamiętania postaci, scen, pojedynków, dialogów i zwrotów akcji. Przestałem dziwić się fanom, którzy rozpływali się nad tym fragmentem przygody Luffy’ego i spółki. Nie wiem, jak Eiichiro Oda to robi, ale po tych kilkuset odcinkach nadal potrafi zaskoczyć i znakomicie łączyć elementy dramatyczne z humorystycznymi. Geniusz w czystej postaci. Nie spodziewałem się, że do końca roku cokolwiek zdoła zagrozić pozycji One Piece’a. Black Bullet okazał się solidnym anime, ale nijak nie miał startu do losów załogi Luffy’ego. W grudniu uległem za to namowom znajomych i ruszyłem z One Punch Manem. Najważniejsza premiera jesieni? To mi trudno stwierdzić, ale na pewno jest to produkcja warta obejrzenia. Koncept superbohatera, który przeciwników niszczy za każdym razem jednym ciosem jest niesamowity, a zbudowana wokół niego historia wciąga, zachwyca i bawi. Hit. Gdyby nie One Piece seria z Saitamą zostałaby tytułem roku.
Najlepiej w kinie bawiłem się na... Szybkich i wściekłych 7
Zrobili to. Twórcy siódmej części cyklu podołali wyzwaniu i stworzyli napakowany akcją produkt, który zapewnia kilkadziesiąt minut ostrej jazdy bez trzymanki i dziesiątki efektownych ujęć oraz ignorujących prawa fizyki i logiki sytuacji. Jeśli ktoś lubi takie „bajki” to w ostatniej na ten moment części serii znajdzie idealną rozrywkę na nudne popołudnie. A i koniecznie wspomnieć muszę o udanym, niezbyt ckliwym, ale jednocześnie wzruszającym, zakończeniu wątku postaci granej przez tragicznie zmarłego Paula Walkera. Wyszło to znakomicie, choć...
Najgorsza plotka ostatnich miesięcy dotyczy... kolejnych odsłon Szybkich i wściekłych
...Brian O’Conner ma jednak wrócić, a znani i lubiani bohaterowie stawić czoła kolejnym wyzwaniom. Obawiam się, że w pogoni za pieniędzmi twórcy nie tylko zarżną tą serię i pozbawią ją wszelkiej jakości, ale i stworzą nowy synonim filmowej katastrofy. Pogłoski dotyczące powrotu Briana, którego niby miałby grać brat Paula Walkera, a także innych szczegółów fabularnych martwią i sprawiają, że pomimo udanej siódemki rozważam zignorowanie kolejnych odsłon cyklu.
Blogowym odkryciem roku jest... Użyj wyobraźni
W dzisiejszych czasach abstrakcyjne podejście do świata i otaczającej rzeczywistości wydaje się momentami bardzo potrzebne. Regularnym dostawcą wpisów, które trudno porównać z czymkolwiek innym okazał się w minionych miesiącach autor Użyj wyobraźni, który w genialny sposób potrafi opisać z pozoru błahe, codzienne wydarzenia. Dla miłośników tego typu humoru pozycja obowiązkowa.
Ograłbym... Bloodborne
Darksiders narobił mi smaku na nowości, a z tych najmocniej przyciąga mnie Bloodborne. W Dark Souls grałem na razie jedynie z doskoku, więc do wielkich fanatyków serii zaliczać się nie mogę, ale do ekskluzywnej produkcji z PS4 ciągnie mnie niesamowicie. Ten klimat i ten mroczny świat mają w sobie coś magicznego, a poza tym, obłędnie to wszystko wygląda.
Serialem roku okazał się... Supernatural
Lista serialowych zaległości wydłużyła się w tym roku o kilkanaście pozycji, z których sporą część polecał już u siebie Czarny Wilk. Ja tymczasem poszedłem za głosami bliskich i przyjaciół i wziąłem się za „klasyki”. Wypadało wreszcie poznać Grę o Tron i zobaczyć, skąd ta jej szalona popularność. Po dwóch sezonach gotów jestem opisywać produkcję HBO w niemal samych superlatywach, ale mimo to nie mogę nazwać jej swoim serialem roku. Ten tytuł zgarnia bowiem Supernatural. Przyznam szczerze, że nieufnie podchodziłem do przygód braci Winchesterów, spodziewając się pseudohorroru z przystojniakami, którzy co rusz puszczają oko do piszczących nastolatek. Pomyliłem się znacznie, bo tytuł okazał się bardzo dobrze zrealizowanym, sprawnie łączącym momenty grozy z elementami humorystycznymi, projektem z bohaterami, których nie sposób nie lubić. Za mną dopiero dwa sezony, a mam wrażenie, że całość ciągle nabiera tempa i co rusz podnosi poprzeczkę. Polecam z czystym sumieniem.
Moje wejście w świat gier mobilnych zakończyło się na razie na... Pocket League Story 2
Skończyły się czasy, gdy produkcje z telefonów komórkowych były mało atrakcyjne wizualnie i działające na prostych zasadach. Dzisiaj wybór tytułów na smartphone’ach i tabletach jest gigantyczny, a liczba projektów, które mogą zainteresować nawet doświadczonego gracza liczona jest w dziesiątkach. Miałem nadzieję, że w tym roku znajdę czas, by zacząć je regularnie ogrywać, ale skończyło się tylko na Pocket League Story 2. Kolorowym, sympatycznym i pożerającym czas w zatrważający sposób menadżerze piłkarskim, przy którym w pewnym momencie spędzałem każdy kolejny wieczór. W końcu się opamiętałem i wróciłem do PSP, pamiętając o sporej liście zaległości na handheldzie Sony. Drugie podejście w 2016 roku? Nie wykluczam takiej opcji.
Najbardziej wkurzającym wydarzeniem był... konflikt pomiędzy Hideo Kojimą i Konami
Z ciężkim sercem, rosnącym zażenowaniem, a później już złością obserwowałem kolejne etapy konfliktu japońskiego mistrza, twórcy Metal Gear Solid, Hideo Kojimy z uwielbianą przez miliony graczy firmą Konami. To smutne, że korporacja w taki sposób traktowała swojego czołowego pracownika, jednocześnie niszcząc skrupulatnie budowany wcześniej przez lata wizerunek. Mam tylko nadzieję, że po zakończeniu całej sprawy Konami nie popełni już podobnych błędów i zacznie wreszcie podejmować rozsądniejsze decyzje. Szkoda byłoby oglądać całkowity upadek tak słynnego producenta i wydawcy gier, który wielu z nas kojarzy z hitów dostarczanych od kilkunastu lat.
Tak w skrócie mógłbym podsumować swój 2015 rok, w którym bawiłem się znakomicie przy grach, serialach, filmach i anime. Już nie mogę się doczekać, co wpadnie w moje ręce w kolejnych miesiącach i co ciekawego wydarzy się w 2016 roku. Wszystkie przemyślenia, wnioski, komentarze znajdziecie nie tylko tutaj, ale też na działającym od kilku miesięcy blogu Gralingrad.pl. Zachęcam do częstego odwiedzenia, a także dołączenia do społeczności Gralingradu na Facebooku i Twitterze. A tymczasem życzę Wam udanego 2016 roku i zapraszam do dzielenia się własnymi typami w podanych wyżej lub własnych, oryginalnych kategoriach.