Dzisiaj zamiast DEMOnstracji przenikliwy rzut oka na to, co się w branży dzieje. Miła alternatywa dla 231 relacji z konferencji CD Projektu pokazującego Wiedźmina II i zewsząd atakującego newsa o nowych grach Capcomu zapowiedzianych na Captivate. Będzie dużo liczb, cyferek i numerków oraz silenie się autora na coś wartą analizę.
Trailery dzielą się na słabe, bardzo słabe i bardzo dobre, ale rzadko zdarza się, by zapowiedź jakiejś gry wywoływała u mnie aż tak niezdrowe podniecenie. Niestety ciężko mi zachować obiektywizm zarówno w przypadku serii Street Fighter, jak i większości crossoverów bijatyk, z czego sobie absolutnie zdaje sprawę. Przy okazji ogłoszenia projektu Street Fighter X Tekken, po początkowej euforii zacząłem nieco wątpić w sensowność takiego połączenia, choć daleko mi było od sceptycyzmu. Po zobaczeniu kilkunastu sekund gameplayu, już wiem że nie mam się czego obawiać. To się nie może nie udać.
Kilka dni temu świat obiegła informacja, że Angry Birds to najlepiej sprzedająca się gra wszech czasów na PlayStation Store. Blogosfera jak i „profesjonalne” media tak w Polsce, jak i za granicą, przecierają oczy ze zdumienia i pytają: „Jak to? Gra która śmiga na low-endowych smartphonach króluje na PSS? Przecież to popierdółka, tytuł do gry podczas posiedzenia ‘na tronie’, a znacznie lepsze jest X,Y,Z!”. Ja nie widzę w sukcesie Angry Birds nic dziwnego i wytłumaczę Wam dlaczego wszyscy się mylicie.
Seria SOCOM, traktująca o jednostkach specjalnych wyzwalających świat od wszelkiego zła, choć nigdy nie przebiła się do mainstreamu, zawsze notowała solidne oceny zarówno w mediach, jak i u graczy. Najlepiej do tej serii panuje określenie „dobra zapchajdziura” – można ograć bez specjalnie skwaszonej miny w przerwach pomiędzy pozycjami z pierwszych stron gazet i setek wyskakujących banerów reklamowych na stronach związanych z grami, ale nic ponad to. Kolejne części dostarczane są regularnie od 2002 roku i mamy do czynienia z małym jubileuszem - dziesiątą odsłoną ratowania świata, a konkretnie z jej multiplayerową betą.
Zamiast wyrzucać z klawiatury sporą ilość krótkich notek, postaram się pisać o tym, co się dzieje w branży w nieco bardziej skondensowanej formie. W premierowym odcinku nowego cyklu na tapecie Pokemony, Mortal Kombat, Marvel vs Capcom 3, wyciąganie pieniędzy od EA i coś jeszcze.
Kolejny odcinek telenoweli „Sony vs piraci” wprowadza spory zwrot akcji w fabule. Tym razem nie dowiemy się gdzie GeoHot pojechał na wakacje, ani kto mu wpłacał pieniądze na paypala. Sony może mieć znacznie poważniejsze kłopoty niż złamanie PS3, bo do gry włączył się nowy zawodnik, który nie zna się na żartach.
Staropolskim zwyczajem, jak co środę, zaciągnąłem komplet dem z europejskiego i amerykańskiego PlayStation Store i oddałem się czystej przyjemności grania i komentowania na bieżąco tego, co widzę. Rzucanie niewyszukanych wyrazów w kierunku ekranu to często spotykane zjawisko, ale w tym updacie o dziwo nie było mi dane przyrównać twórców czy to jednego, czy drugiego tytułu, do bandy ulicznic z kraju trzeciego świata. Co więcej, poważnie rozważam zakup jednej gry, co jest ewenementem.
Homefront od początku jawił mi się jako mocny średniak. Gra nie bez wad, choć niosąca za sobą pokłady przyjemnej rozgrywki tak w singlu jak i w multiplayerze. Ze zdumieniem obserwowałem "pompowanie balona" wokół produktu, który nawet nie starał się udawać bycia czymś więcej niż ubogim krewnym serii Call of Duty. Naiwnie pomyślałem "to może być czarny koń w tegorocznym line-upie". Cóż, ów czarny koń okazał się być dosyć brutalny w swoich poczynaniach, których jedynym pozytywnym aspektem było zbadanie mojej prostaty. Zostałem wydymany i wcale mi się to nie podobało.
Wielka Brytania to największy rynek w Europie jeśli chodzi o gry video. Tak było od zawsze i nie zanosi się na jakąkolwiek zmianę na tronie. W każdej dyskusji na temat cen gier, sprzętu, dostępności owego pada żelazny argument "A u nas w UK jest taniej/lepiej/szybciej". Cieszy fakt, że polscy kolonizatorzy mają ułatwiony dostęp do swojego hobby, ale i na najbardziej dojrzałym rynku w Europie dochodzi do patologii.
Witam szanowni czytelnicy. Nazywam się Maciej Czerniawski, szerzej publiczności jestem znany jako shinek, i od dziś będę Was raczył swoimi spostrzeżeniami na temat gier i nie tylko. Możliwość pisania w tak zacnym gronie to dla mnie zaszczyt, ale dla tych z Was którzy jeszcze mnie nie znają krótkie streszczenie: 2 magazyny, kilka mniejszych i większych stron i portali o grach, 2 sklepy konsolowe. Tyle chwalenia/żalenia. Siedzę w tym po uszy i kropka.