Przeglądając oferty PlayStation Store w poszukiwaniu kolejnego, dobrze zapowiadającego się indyka, natrafiłem znowu na produkcję osadzoną w świecie antropomorficznych zwierząt. Tytuł ten nie musiał mnie do siebie długo przekonywać, bo zręcznościowa rozgrywka, elementy RPG oraz możliwość kształtowania historii przez podjęte decyzje wystarczyły aby w dniu premiery Stories: The Path of Destinies znalazło się na dysku twardym mojej konsoli.
Kiedyś życie gracza było prostsze. Konsole różniły się od pecetów w znacznym stopniu. Każda maszyna miała charakterystyczne dla siebie gry i gatunki. Dzisiaj sytuacja wygląda odmiennie. Wszystko stoi na głowie i na PC można katować w bijatyki albo platformówki, podczas gdy na konsoli pogramy w strategie i gry MMO. Odgadniecie jaka gra przeznaczona jest na jaki system jest tak samo prosta jak ta zagadka z niebiesko czarną sukienką. Dlatego też mam okazję zrecenzować Battle Worlds: Kronos w wersji na PlayStation 4. Czy z upychania komputerowych strategii na maszynkę Sony może wyjść coś dobrego?
Nie uznałbym siebie za olbrzymiego fana ścigałek. Siedzenie za kierownicą wywołuje u mnie agresję. Nawet w grach zachowuje się jak jakiś maniek, który wyskakuje na skrzyżowaniu ze swojej bryki by wpieprzyć innemu kierowcy za jakieś rzekome przewinienia. Mam jednak olbrzymią słabość do Micro Machines i wszystkich innych gierek, gdzie prowadzimy jakieś miniaturki Czy Table Top Racing: World Tour ma szansę stać się moją drogą powrotu do gier wyścigowych?
Wesołe Miasteczka mają to do siebie, że z miejsca przynoszącego radość bardzo łatwo mogą się przeobrazić w coś z naszych najmroczniejszych koszmarów. Potwierdzi to chyba każdy kto wybrał się kiedyś na teren opuszczonego parku rozrywki. Motyw ten pojawiał się już kiedyś w grach ale teraz dostajemy pozycje skoncentrowaną właśnie na wesołym miasteczku. Tylko czy The Park nie jest przez przypadek jednym z tych tandetnych lunaparków, gdzie największą atrakcją jest karuzela i barak ze starymi grami arcade?
Przyzwyczaiłem się do tego, że bycie fanem gier z cyklu Warriors jest uważane za coś dziwnego. Co rok kupować z 10 praktycznie identycznych gierek. Na dokładkę produkcje te są prostymi do bólu slasherami z dość archaiczną oprawą graficzną. Coś mnie jednak do nich przyciąga i ciągle staram się wszystkim udowodnić, że warto w nie zagrać. Samurai Warriors 4: Empires jest prawdopodobnie najlepszym argumentem przemawiającym za serią. Tylko czy to wystarczy by ktokolwiek chciał zagrać w gierkę gdzie rozwala się setki wrogów za pomocą gitary?
Nintendo kojarzy się wszystkim z wąsatym hydraulikiem. Maskotka korporacji z Kraju Kwitnącej Wiśni doczekała się masy wyśmienitych gier. Nintendo ma w swojej stajni jeszcze masę postaci kochanych przez rzeszę graczy. Jednak z jakiegoś powodu to Mario jest najpopularniejszy i najczęściej pojawia się w grach wideo. Ktoś od speców z Wielkiego N tym razem postawił na innego bohatera ze stajni japońskiej firmy. Otrzymaliśmy więc kolejną grę o przygodach Foxa McClouda. Czy recenzowane Star Fox Zero jest dowodem na to, że Nintendo powinno pozostać przy wydawaniu gier z Mario w roli głównej i odpuścić sobie produkcje z lisem?
The Legend of Zelda to jedna z tych serii, które definiują gry wideo. Przygody kolesia w zielonym kubraku podobnie jak perypetie wąsatego hydraulika od lat są synonimem dobrej zabawy przy konsoli. Dlatego też każda kolejna gra w świecie Zeldy jest całkiem sporym wydarzeniem. Wszystko co dobre musi się jednak kiedyś skończyć. Czyżby premiera Hyrule Warriors Legends była końcem dobrej passy cyklu o przygodach Linka?
Przed premierą tej gry, co większe portale gamingowe zastanawiały się jak cały pomysł w połączeniu z częścią rozgrywkową zostanie odebrany przez graczy. Spekulacje rosły wśród nie tak dobrej grafiki jak przypuszczano, starym rozwiązaniom technicznym, czy po prostu nudnym gameplayem, który ostatecznie zabiłby produkcję po dwóch miesiącach obecności na rynku. Na całe szczęście, Ubisoft uciął te wszystkie podejrzenia w ciągu kilkudziesięciu godzin od premiery. Tak. Tom Clancy's The Division to, kolejny już w tym roku, interesujący produkt wspomnianego kolosa. Jak się niestety okazało, kolosa na glinianych nogach.
Sacred 3 nie przyjął się wśród graczy zbyt dobrze – średnia ocen (zarówno przez branżowe serwisy jak i zwykłych fanów) oscyluje wokół sześciu, pięciu punktów na dziesięć dostępnych. Jednak to nie on jest bohaterem dzisiejszej recenzji. Chodzi o Sacred: Citadel –sprytnego spin-offa cyklu wykreowanego przez studio Ascaron Software. Sprytnego o tyle, że zupełnie zrywa z koncepcją serii – zarówno poprzednich odsłon (hack & slash na modłę Diablo), jak i (nie)sławnej „trójki” o stylistyce typowej zręcznościówki z drobnymi elementami wspomnianego wyżej gatunku.
PlayStation 3 otrzymało sporo niezłych gierek, które przeszły bez większego echa. Produkcje te często trafiały na konkurencję w postaci najgorętszych gier AAA lub były po prostu tylko dobre. Obecnie sytuacja ta uległa jednak kolosalnej zmianie. Posucha na konsolach obecnej generacji sprawiła, że wydawcy „starych” gier próbują dotrzeć z odgrzewanymi kotletami do nowej grupy graczy i ponownie zarobić na praktycznie tym samym produkcie. Właśnie to zdaje się być powodem pojawienia się na rynku The Witch and the Hundred Knight: Revival Edition. Czy oznacza to jednak, że lepiej odpuścić sobie ten tytuł?