Legendy Polskie Allegro pod względem muzycznym
Rozmawiamy z Malukah - artystką i kompozytorką uwielbianą przez graczy
Najlepsza muzyka w grach: The Elder Scrolls IV: Oblivion
Retro electro, czyli elektronika z VHS kontraatakuje!
365 dzień na Ziemi, czyli mój rok na Gameplay'u.
Jak wydawane są soundtracki z gier (dyskusja) - Słowo na niedzielę(44)
Zanim Mamut - nowa płyta Tworzywa Sztucznego - ujrzał światło dzienne w pełnej krasie, pojawił się singiel pod tytułem Pył. Już po pierwszym odsłuchu sprawa wydawała się być przesądzona – jeśli cała płyta zawiera numery podobne do singla, czeka nas coś niesamowitego. Moje przypuszczenia potwierdziły się - Mamut to chyba najlepsza płyta w dorobku Fisza i Emade, czyli braci Waglewskich! Pytasz, jakiego gatunku muzycznego musisz być fanem, by po nią sięgnąć? Żadnego konkretnego, musisz kochać muzykę.
Ścieżki dźwiękowe z wielu gier, zwłaszcza tych zasługujących na miano kultowych, często i gęsto są odnawiane w lepszej jakości, lub całkowicie innej aranżacji od wielu lat. Jedna strona medalu to liczni pasjonaci na Youtube, którzy w warunkach domowych bawią się gitarami, syntezatorami dźwięku, czy nawet „degradują” niektóre kawałki do 8-bitów. Druga strona to zespoły profesjonalistów, najczęściej całe orkiestry, odwalające kawał imponującej roboty przy każdym na nowo zagranym utworze. Z ciekawszych inicjatyw mógłbym wymienić albumy Distant Worlds i koncerty o tej samej nazwie, które skupiają się na muzyce z serii Final Fantasy, a także koncerty Video Games Live, gdzie już bawią się z wszelkimi klasykami gier. Teraz jednak trafiłem na nieznaną (jeszcze) perełkę – niby orkiestra, ale jeszcze bez występów przed publicznością, powoli walcząca o popularność. Jeśli utrzymają obecny poziom, nie będzie to ciężka walka.
Dave Grohl miał wyśmienity pomysł na uczczenie dwudziestolecia istnienia Foo Fighters - nagrywanie nowego albumu połączył z oddaniem hołdu historii muzyki gitarowej i jednoczesnym nakręceniem serialu dokumentalnego. Sonic Highways jest więc zarówno udanym ośmioodcinkowym przedsięwzięciem emitowanym przez HBO, jak i ośmioutworowym rockowym "długograjem", o którym teraz napiszę kilka słów.
Czego by o samym albumie nie powiedzieć, Grohl jest geniuszem, bo trudno będzie wspominać o Sonic Highways jako o kolejnej, niewyróżniającej się gitarowej płycie - w najgorszym razie będzie to bardzo ambitny plan, który nie wypalił, a w najlepszym - świetnie skonstruowany produkt dla dojrzałego fana. Jeśli oglądacie serial, to wiecie, że zmontowane w każdym odcinku rozmowy z ważnymi postaciami z danego miasta oraz pokazany proces tworzenia piosenki sprawia, że gotowy utwór prezentowany w finale wydaje się (jeszcze) lepszy, niż jest w istocie - docenia się pojedyncze linijki tekstu, występy gości czy instrumentalne przejścia.
Goblin polerujący czerwoną zbroję wojennego gryfa nie spodziewał się, że kiedyś ten dzień nadejdzie. Co prawda nie widział żadnego niepokojącego znaku, który mógł zwiastować nadchodzące wydarzenie – znał się jednak na takich sprawach i ufał swojemu szóstemu zmysłowi, nieprzerwanie pulsującemu gdzieś w głębi jego śmiesznie ukształtowanej czaszki. Podrapał się za uchem i zaczął rozglądać się na boki, jednocześnie odkładając szczotkę do wiadra wypełnionego wodą. Nie spodziewał się ujrzeć jakiegokolwiek niepokoju wśród rodaków i został mile zaskoczony – wydawało mu się, że zauważył co najmniej cztery osoby zachowujące się, jakby wyczuły tę dziwną i dyskretną zmianę w atmosferze codzienności. A kiedy dostrzegł Thralla idącego żwawym krokiem w jego stronę, wyprostował się i kiwnął mu głową. Jestem gotowy, wodzu. Jestem gotowy na powrót.
Oj, ten Dave Grohl i to jego Foo Fighters. Jeszcze dobre 10 lat temu był to dla mnie jeden z wielu przeciętnych zespołów rockowych, których kilka kawałków lubiłem, a cała reszta mnie nie obchodziła. Z biegiem lat grupa urosła w moich oczach do miana jednego z lepszych mainstreamowych zespołów grających dobrze napisane rockowe utwory. Sam Dave Grohl zaś w tym czasie robił się coraz sympatyczniejszy i zdolniejszy, aż w 2011 roku otrzymał nagrodę wesoło nazwaną Godlike Genius (serio). Potem zrobił film Sound City (udany), nagrał doń soundtrack (bardzo udany), a teraz chwali się serialem dla stacji HBO, który jest powiązany z nową płytą Foo Fighters.
Jesień już w pełni, choć na razie jest dla nas łaskawa. Prócz kilku nieciekawych dni, większość Polski przez ostatnie dni cieszy się naprawdę świetną pogodą. Choć może ta poetycka złota polska jesień minęła to nadal jest z czego się cieszyć. A cieszmy się, owszem, bo prędzej czy później nadejdzie czas mgły, pluchy i wiatru. Taka już natura tej pory roku, jedni to lubią, inni nie. Jesień.
Studio nagraniowe jest prawdziwym pokojem cudów. Wszystkie niechciane szumy są wyciszane, instrumenty odpowiednio pozycjonowane i nagłaśniane, wokal wysuwany ciut do przodu… To wszystko wcale nie wymaga zgrania całego zespołu – każdy z „tracków” może zostać nagrany osobno i potem nałożony na utwór przez umiejętnego producenta. Rzadko który muzyk decyduje się jednak na takie rozwiązanie, co nie zmienia faktu, że nagrywanie w studio jest szalenie wygodne i pozwala osiągnąć oczekiwany efekt. Nieraz jednak uczucia wypełniające piosenkę gdzieś w tym procesie zanikają – a jeżeli są, to nie mają aż takiej mocy. Tutaj z pomocą przychodzą koncerty.
6 lat czekali fani Slipknota na nowy album zamaskowanych metalowców. .5: The Gray Chapter w końcu się ukazał i prezentuje się bardzo okazale, choć droga do jego wydania była trudna, zaś szczęśliwy finał wcale nie taki oczywisty. W maju 2010 roku Paul Gray, basista i jeden z założycieli zespołu, przedawkował środki przeciwbólowe i zmarł, zaś zimą 2013 roku grupa pożegnała się z perkusistą Joeyem Jordisonem (podobno tutaj również zawiniły pewne chemiczne substancje). Ból, gniew, rozczarowanie i smutek były ogromne, ale Corey Taylor i reszta ekipy byli w stanie zaprząc te uczucia w służbie kreacji i stworzyli coś, co dla wielu miłośników ciężkiego grania będzie jedną z lepszych płyt tego roku.
Chcąc napisać tekst nieco inny, niż zwykłe "dobrze zagrana, dobrze nagrana płyta", zapraszam na mhroczną jak serce Varga Vikernesa, tajemniczą, nastrojową i wyposażoną w kilka głupkowatych analogii historyjkę opisującą nowy album Slipknot.
Dzisiejszy artykuł poświęcę jednemu z najbardziej niesamowitych ludzi, jakich udało mi się odkryć dzięki śledzeniu historii muzyki. W jego życiu było tak wiele zakrętów, sytuacji krytycznych, zwiastunów nieuchronnej śmierci, ale i przebłysków geniuszu, że wszystko to zbiera się w wyjątkowo mozaikową i oderwaną od rzeczywistości opowieść. Z przyjemnością wprowadzę Was w życie mojego, prawdopodobnie, ulubionego muzyka - Johna Frusciante.
Życie muzyka choć jest przez wielu upragnione (dla mnie byłoby spełnieniem marzeń), potrafi też być jednak niezwykle problematyczne. Wyobraźmy sobie sytuację, że od pewnego czasu grywamy w zespole, zamkniętym w ramach jakiegoś konkretnego gatunku, załóżmy, że jest to hard rock. Każdego dnia łamiemy sobie głowę nad kompozycjami, które zachwyciłyby garstkę naszych fanów, analizujemy trendy, funkcjonujące obecnie w świecie muzyki, wyrywamy sobie włosy z głowy, aby zrobić coś godnego uwagi. W końcu rzucamy to wszystko w cholerę, nową piosenkę opieramy na prostym riffie, który przyszedł nam do głowy, kiedy siedzieliśmy w toalecie, przynosimy płytkę z nagraniem kompletnie różniącym się od naszej dotychczasowej twórczości do wydawcy z myślą „niech się dzieje co chce”. I nagle okazuje się, że w taki właśnie sposób stworzyliśmy nasz najbardziej popularny numer, który wkrótce fani będą wymagać na koncertach mimo - często - niechęci samych artystów.