Guns, Gore & Cannoli 2 (PS4) - eks-gangster bohaterem wojennym
Deus Ex: Rozłam Ludzkości - recenzja gry tylko i aż bardzo dobrej
Sleeping Dogs: sandbox niemal idealny w oczekiwaniu na GTA V
Gry MMO w które grałem i jak się w nich bawiłem (wersja uaktualniona 2014).
Wielka tajemnica - recenzja Kara no Shoujo
The Solus Project (PS4) - w poszukiwaniu drugiej Ziemi...
Seria Kirby należy do grupy gier obok których zazwyczaj przechodziłem obojętnie. Pograłem trochę w kolejne tytuły z różową kulką w roli głównej ale jakoś nigdy te produkcje do mnie nie trafiły. Może wydawały mi się trochę zbyt dziecinne i za proste. Dopiero Kirby's Epic Yarn sprawiło, ze przysiadłem na dłużej przy konsoli. Był to jednak efekt przepięknej stylistyki i oprawy graficznej a nie gameplayu. Dlatego też nie byłem pewny czy pozbawione włóczki Kirby: Planet Robobot nie okaże się czymś co mnie zainteresuje. Jednak nie szykowało się na to aby na Nintendo 3DS w czerwcu pojawiła się jakaś lepsza gra. Zacisnąłem zęby i postanowiłem dać temu tytułowi szansę. W końcu w razie wpadki będę tylko 130 złotych w plecy.
Czasami wydaje mi się, że mam bardzo dziwny gust. Nie kręci mnie Uncharted, Wiedźmin czy Za to nie potrafię się oderwać od dziwnych japońskich gierek o prowadzeniu kijka przez labirynt albo bandzie licealistów strzelających sobie w głowy by przywołać demony i walczyć z potworami wypełniającymi pewną tajemnicza wieżę. Z tego właśnie powodu w moje ręce wpadają produkcje takie jak Anima: Gate of Memories. Muszę się leczyć.
W ostatnich dniach doszło do czegoś niezwykłego. Doczekaliśmy się premiery nie jednego, nie dwóch lecz trzech remasterów polskich gier FPP. Z okazji tego mini święta polskiego game developingu postanowiłem przyjrzeć się bliżej tym tytułom. Czy Hard Reset Redux sprawi, że ludzie w końcu zauważą, że Polska przoduje w produkcji oldschoolowych strzelanek?
Nowy Jork to wyjątkowe miejsce. Trudno chyba znaleźć równie barwne, zróżnicowane pod każdym względem miasto, gdzie obok siebie egzystują wszystkie narodowości, kultury, religie, gdzie w środku betonowej dżungli istnieje ogromny park przypominający miejscami dziki las. Podobnie jest z grą Tom Clancy’s The Division, której akcja rozgrywa się właśnie w Wielkim Jabłku. W niej spotykają się z kolei różne gatunki gier, różne sposoby na granie, nierówna jakość wykonania poszczególnych elementów, a co chyba za tym idzie - dość podzielone opinie o końcowym rezultacie. Wydane na przestrzeni trzech miesięcy łatki wprowadziły jednak parę zmian i The Division 1.2 jest trochę inne niż w dniu premiery. Czy lepsze?
Dead Island to jedna z tych gier, których siła tkwiła w trybie kooperacji. Podobnie jak w przypadku Borderlands, granie z kumplami mogło sprawić, że spędziliśmy przy tym tytule kilkadziesiąt godzin. Mimo miłych wspomnień związanych z Dead Island nigdy nie wytypowałbym tej gry jako produkcji, która powinna otrzymać remastera. Tak jednak się stało i los chciał, że skusiłem się na zakup Dead Island Definitive Edition.
Pierwsze chwile po wylądowaniu w obcym sobie miejscu mogą być dość szokujące. Do dziś pamiętam stres jaki towarzyszył mi podczas pierwszej wizyty w Japonii. Nie mogłem się z nikim skutecznie porozumieć i czułem się zagubiony. Dlatego też jestem pełen podziwu dla bohatera Stranger of Sword City. Wybraniec w kilka sekund poradził sobie nie tylko z olbrzymią tragedia ale i faktem odnalezienia się w innym wymiarze.
Ekipa z Grasshopper Manufacture serwuje nam pastisz a może satyrę gatunku survival horror jednocześnie dając nam do rąk jednego z najbardziej nietypowych przedstawicieli tego typu gier. Nie jest to pozycja świetna, ba nie wiem czy można z czystym sumieniem określić ją mianem przeciętniaka. Jednak jest to gra od ludzi, którzy zapewnili nam szalone przygody w killer7, No More Heroes czy Shadows of the Damned. Więc nie może być tak źle i jest to po prostu tytuł bardzo specyficzny, prawda?
Dwadzieścia parę lat temu po raz pierwszy zasiadłem przed ekranem własnego komputera. Było to niezwykłe doznanie, które na zawsze odmieniło moje życie. Do dziś pamiętam zabawę z DOSem by odpalić jakiś tytuł i to jak olbrzymie wrażenie robiły na mnie wtedy gry wideo. Teraz jako doświadczony gracz rzadko podchodzę do jakiegokolwiek tytułu z większą ekscytacją. Dlatego też zdziwiłem się kiedy pierwsze chwile z jakimś nieznanym mi indykiem ruszyły moim sercem. Przez chwilę myślałem, że jestem znowu przed ekranem mojego 14 calowego wypukłego monitora.
Liceum to trochę dziwny okres w życiu człowieka. Nie ma się jeszcze pojęcia co chce się robić w przyszłości ale wypadałoby się szykować na studia. Trzeba wybierać jakieś specjalizacje, przedmioty na maturę i inne podobne bzdury. Ja nie miałem wtedy pomysłu na siebie i z jakiegoś dziwnego powodu uczyłem się łaciny i podstaw prawa. Szkoda że nikt nie zaoferował mi kursu shinobi. Może wtedy byłbym jedną z postaci w Senran Kagura Shinovi Versus?
Nigdy nie przypuszczałem, że będę mógł to powiedzieć, ale Peggle jest kapitalne! To tego typu niewielka produkcja, która pozwala na odreagowanie trudów dnia codziennego przy jednoczesnej frajdzie ze zbijania kolejnych kulek. I mówiąc sobie: „Wejdę tylko na chwilę” – zostałem na dłużej.