ClassRealm - szkoła jako gra RPG
Kiedyś gry były lepsze: Rok 2011
To chyba starość - moja transformacja z geeka growego w komiksowego
Najlepsze brody bohaterów gier komputerowych
Berserk - nie tylko dla fanów Dark Souls oczekujących na Bloodborne i Deep Down
Oglądanie zamiast grania? Czemu nie! - najlepsze filmowe serie poświęcone grom wideo
Empik to w gruncie rzeczy jedna z najpopularniejszych sieci handlowych w Polsce. Trudno się temu dziwić, ten jakże wszechstronny sklep oferuje właściwie najbardziej pożądane przez nas multimedia. Mowa o książkach, grach, płytach muzycznych, filmach, a dochodzą do tego jeszcze przecież różnej maści zabawki, gadżety, dekoracje. Jednym słowem – wszystko, czego dusza zapragnie. To dobrze.
Shadowrun na SNESa był świetnym tytułem i jednym z nielicznych wRPGów stworzonych z myślą jedynie o konsolach. Wciągał rozgrywką, wciągał przedstawieniem fantastycznego świata i wciągał niesamowitym klimatem. Gra z konsoli SEGI okazała się niemalże równie udanym tworem, a potem – nie licząc małego eksperymentu – Shadowrun w formie gier wideo w zasadzie zaginął. Returns to powrót serii w nie do końca ładnym stylu.
Shadowrun Returns oferuje niesamowicie rozbudowany, ciekawy i wciągający edytor, który może przysporzyć tej grze wiecznej sławy i dać każdemu graczowi długie godziny zabawy. Może, ale nie musi. Autorzy już przygotowują za jego pomocą kolejną kampanię do gry, gracze starają się przenieść za jego pomocą świetną opowieść ze SNES-a, a moderzy dokładają pierwsze poprawki. Póki co za pomocą tego narzędzia stworzono kampanię, którą dostajemy w podstawowej wersji gry. Czasami do świetnie działającej gry recenzowało się pojedyncze mapy lub kampanie. I w taki sposób należy zrecenzować rzeczoną kampanię – Dead Man’s Switch.
Brak stacjonarnej gry Yasumiego Matsuno na tej generacji konsol uważam za jej największą porażkę. Podobnie uderza mnie brak porządnej reprezentacji gatunku taktycznych RPGów, który poza Disgaeą, XComem i pierwszym Valkyria Chronicles nie pokazał nic ciekawego na stacjonarkach. Zabrakło Final Fantasy Tactics, zabrakło Front Missiona, a marzenia o Tactics Ogre w tej formie pozostały marzeniami. Liege postara się to choćby częściowo naprawić.
Gemini Rue bardzo mi się podobało. Inne gry wydane przez Wadjet Eye Games, to praktycznie ta sama, wysoka półka, i choćby dlatego warto czekać na Primordia. Ale jest ku temu ważniejszy powód niż marka stojąca za produktem. Coś więcej niż poprzednie dokonania firmy. Czekam ze względu na stylistykę i tematykę – twardy, post-apokaliptyczny cyberpunk o robotach z wątkami religijnymi to coś, czego nie widziałem jeszcze w przygodówkach.
Ostatnio przeglądając internet natrafiłem na bardzo ciekawą historię nauczyciela-gracza, który opisuje swoją metodę łączenia przyjemności z pracą, na którą wpadł po 16 latach doświadczenia zawodowego jako nauczyciel w stanie Indiana. Zapragnął zmienić swoją klasę w grę wideo opartą o gry Dungeons and Dragons i systemem osiągnięć. To miało zachęcić jego podopiecznych nie tylko do sięgania po gry typu RPG, ale przede wszystkim do wytrwałej i ciężkiej pracy, która miała być wynagrodzona – tak jak w grach jest wynagradzana – od razu.
Bo jak sam mówi – gry propagują czytanie, pomagają w radzeniu sobie z problemami i dają poczucie spełnienia do którego chce się dążyć. I jak sam mówi – nie jest pierwszym nauczycielem, który wpadł na taki pomysł, ale może jego system będzie najlepszy?
Różnorodność jest potrzeba. Ile razy tylko rozmawiam o grach z moim znajomym będącym graczem starej daty, tyle razy kończy się na stwierdzeniu przez niego, że powinien być tylko PC, a konsole są niepotrzebnym sposobem zarabiania dodatkowej kasy na niewinnych graczach. Dodać należy, że znajomy nie posiadał nigdy konsoli, a podobny punkt widzenia często można zobaczyć u osób, które zostawiły swoje serce oraz drobne na klawiaturze i myszy.
Yoghurt, w swoim naprawdę fachowym przeglądzie wizji religii w grach wideo, nie zwrócił uwagi na dwie bardzo ważne serie[1], które mają jeszcze inne spojrzenie na sprawy wiary. Nie obawiając się prezentowania nad wyraz oryginalnych jak na to medium koncepcji i nie idąc na kompromisy pokazują, że wiara ma tysiące obliczy. I że może być tematem przewodnim nad wyraz dobrych gier.
Sztuczny, „hipsterski”, pseudoartystyczny tłum dotarł już do bram branży gier wideo. Przepraszam bardzo, nie „dotarł”, a raczej „przekroczył” próg (konkretniej – sforsował grodzie). Chóralne pieśni wiwatują dziś „sto lat indykom!”, z rozentuzjazmowanych gardeł słychać krzyki „niech żyją gry niezależne!”. A ja Wam powiem, jak znam i nie lubię za to ludzi, że to w większości pustostany, złodzieje i chwalipięty. I nie tyczy się to tylko gier, podobnie jest z filmem i literaturą. Wszystko dziś jest takie… popularne. Najbardziej chyba mówienie, a w drugiej kolejności myślenie, prawda?