Guns, Gore & Cannoli 2 (PS4) - eks-gangster bohaterem wojennym
Deus Ex: Rozłam Ludzkości - recenzja gry tylko i aż bardzo dobrej
Sleeping Dogs: sandbox niemal idealny w oczekiwaniu na GTA V
Gry MMO w które grałem i jak się w nich bawiłem (wersja uaktualniona 2014).
Wielka tajemnica - recenzja Kara no Shoujo
The Solus Project (PS4) - w poszukiwaniu drugiej Ziemi...
Twierdza: Krzyżowiec to dla mnie wspomnienie odległe, zamazane. Po 12 latach od ukazania się wymienionej produkcji na myśl przychodzą mi głównie dwa słowa: grywalność oraz błędy. Konkretniej: szalona grywalność oraz masa błędów. Wspomnienia tego nie zatarły kolejne produkcje studia Firefly, które zwyczajnie sobie odpuściłem. Teraz, przy okazji premiery „drugiego Krzyżowca”, z ciekawością, a także pewną dozą niepokoju, powróciłem do Ziemi Świętej. Jak wypadła moja krucjata?
Marzyła Wam się kiedyś gra w klimatach totalnego survivalu, w dżungli? Czysty, męski sprawdzian wytrzymałości. W deszczu, z krokodylami co drugie bagno. A żeby jeszcze nie było za łatwo, z zastępem uzbrojonych po zęby najemników, którzy będą przeczesywać niezliczone krzaczory w daremnej próbie odnalezienia Was – nie pozostawiających żadnych śladów? Cóż, wybierając Snake Eatera tego nie dostaniecie. Zamiast tego otrzymacie bieganie w pudle między lianami, strażników mylących strzałki usypiające z ugryzieniami komara i krokodyle, które atakują uderzeniem ogona, a po zadźganiu zostawiają konserwę. I wiecie co? To jest nawet lepsze.
Stało się! 6 września ekipa Graj Po Polsku udostępniła tłumaczenie do ostatniego epizodu Wilka pośród Nas. Odcinek ukończyłem, pozostaje zatem zaprezentować swoją opinię, wrażenia oraz oddać się refleksji, po której przyjdzie czas na recenzję całej gry. Nie uprzedzam jednak faktów i skupiam na tę chwile wyłącznie na epizodzie V zatytułowanym Nie taki Wilk straszny!
Muzyczna gra taktyczno-strategiczna. Pomysł szalony, niespotykany, bardzo odważny. Japońscy twórcy po raz kolejny udowodnili, że świata gier nie da się zamknąć w sztywne ramy i schematy. Pokazali, że niezależnie od rynkowych trendów, zawsze znajdzie się miejsce na pomysł oryginalny, który na pierwszy rzut oka zupełnie nie ma szans w rywalizacji z wielkimi premierami. Patapon na PSP to tytuł tak charakterystyczny, że dzisiaj, obok choćby równie szalonego Loco Roco, jest przez wielu fanów przenośnej konsolki uznawany za znakomitego reprezentanta biblioteki tej platformy. Całkiem zasłużenie.
Gdyby The Vanishing of Ethan Carter było filmem - na pewno wygrałoby Oscara - w kategorii „Najlepsze zdjęcia”, „Najlepszy film krótkometrażowy” - albo w obu. Dla mnie jest raczej powrotem do dawnych gier w starym, dobrym stylu. To współczesne Alone in the Dark - tak samo zachwyca od pierwszych minut, niesamowicie wciąga, zmusza gracza, by pomyślał, trochę za szybko się kończy - i choć ma parę wad - całość pozostawia dobre wrażenie.
Męska ręka jest potrzebna w rodzinie. Kobieta będąca matką nie jest w stanie sama sobie ze wszystkim poradzić – z wychowaniem dziecka, z uprawą roli – jej ojciec oraz mąż dwoili się więc, aby jak najbardziej odciążyć śliczną blondynkę. Mimo natłoku pracy byli szczęśliwi spędzając czas wspólnie i nie mieli żadnych powodów do zmartwień. Do przyjścia śnieżnobiałej koperty z oficjalnym, wojskowym lakiem.
Peter Molyneux należy do twórców, którzy premiery swoich gier potrafią przeciągać latami, dlatego też niezwykle zdziwiło mnie, że trzecia część sagi o Albionie miała ukazać się dwa lata po wydaniu poprzedniej. Lionhead dotrzymał jednak terminów, co więcej nie karmiąc tym razem graczy zbyt dużą ilością szumnych zapowiedzi. Wszystko, co mówiono o grze wydawało się być możliwe do zrealizowania, a co najważniejsze informacje te nie były wcale przesadzone. W ostatecznym rozrachunku przygoda z Fable 3 należy do przyjemności, choć fani, którzy spędzili dużo czasu przy poprzedniczce pewnymi aspektami rozgrywki mogą być lekko rozczarowani. Przyjrzyjmy się nowym kartom historii Albionu, gdyż wydarzenia, w których przyjdzie nam uczestniczyć są dla tej krainy przełomowe.
Recenzja nie zawiera spoilerów.
Pewien niepokój ogarnia mnie za każdym razem, kiedy przez dłuższy czas czuje mocną niechęć do odpalenia konsoli. Istnieje niemała szansa, że zajawka minęła bezpowrotnie, a pobudką do każdego kolejnego uruchomienia sprzętu będzie poczucie obowiązku, względnie skrajne znużenie. Najlepszym sposobem jest wtedy niepodjudzanie zbuntowanego mózgu, by tylko nie zaczął kojarzyć grania z czynnością nieprzyjemną, z obowiązkiem. I kiedy po trzech miesiącach stagnacji traciłem powoli nadzieję, w ręce trafił mi niewielki dodatek do mojej ulubionej gry ubiegłego roku.
Niespodziewanie - subtelne, niepozorne Left Behind uderzyło we mnie z mocą gromu.
Premiera drugiej części już niebawem, przypomnijmy sobie zatem pierwszą odsłonę Forza Horizon - grę, z którą mam niemały kłopot, bo z jednej strony przeszkadzają mi jej wady, ale z drugiej - całkiem mi się podoba. Horizon to świetny początek nowej serii, która może z czasem zdeklasować Need for Speed.
Uwaga, niniejszy tekst został napisany parę lat temu i przeleżał w szufladzie. Dlatego też mój warsztat i niektóre określenia mogą nie być zbyt górnolotne. Treść jest jednak nadal aktualna.
Na pewno spotkaliście się już z tym zjawiskiem; kupujecie czasopismo branżowe, lub zaglądacie na swój ulubiony portal, celem zdobycia wiedzy o tym, jak poradzili sobie twórcy wyczekiwanych przez Was tytułów. Ze zgrozą stwierdzacie, że najnowsze części kontynuowanych latami serii otrzymały oceny 9/10 lub w najgorszym przypadku 8. Skąd wziąć fundusze na te wszystkie hity? Czy w ogóle opłaca się je kupować, skoro na półce zalegają nieukończone zeszłoroczne przeboje, które w rezultacie nie okazały się aż takie wciągające? A może to kryzys gracza, ze względu na przesyt dobrych gier? Jak to dobrze, że recenzenci czuwają i wiemy, które tytuły są przeciętne i nie warte zainteresowania. Mowa oczywiście o tych „szmirach”, które otrzymały ocenę 7/10.