Vince Gilligan miał ciężkie zadanie. Od twórcy jednego z najlepszych seriali ostatnich lat wymaga się produkcji ponadprzeciętnych. Gdy ogłosił powstanie spin-offa "Breaking Bad", podwyższył sobie poprzeczkę tak wysoko, że nie miał szans, by ją przeskoczyć. Po dwóch odcinkach "Better Call Saul" jestem jednak optymistą. To nie są popłuczyny po poprzednim serialu i łatwy skok na kasę. Fanów wcześniejszej produkcji ucieszy powrót kilku bohaterów i zachowany klimat. BEZ SPOILERÓW.
Każdy, kto tak jak ja, polubił serial Breaking Bad, ma poczucie głodu, częściowo tylko zaspokajanego ponownym oglądaniem pięciu sezonów serialu. Dzięki dyscyplinie i zwięzłości twórcy serialu Vince'a Gilligana, nie rozciągnięto historii ponad miarę, i nie rozwodniono jej na wiele sezonów. Było pięknie, zwięźle, i krótko. Tak w każdym razie odczuwają to fani serialu.
Pojawiła się jednak iskierka nadziei, że możliwe będzie, aby po raz kolejny wejść do świata Breaking Bad i ponownie zobaczyć niektórych jego bohaterów. Ta iskierka to zapowiedziany serial Better Call Saul, który jest w tej chwili w produkcji, a jego premiery doczekamy się w lutym 2015 roku.
Breaking Bad to dla wielu serial wszech czasów. Intrygujący, dramatyczny i śmieszny jednocześnie. Masa treści, jakich doświadczyliśmy podczas oglądania tego serialu, bez wątpienia imponowała. Z całą pewnością również bohaterzy i ich prywatne tajemnice oraz historie to materiał nadal nie do końca zbadany. Wiadomo jednak już, że w produkcji jest spin-off Breaking Bad, biorący na tablicę jeden z najbardziej zapadających w pamięć motywów – Better Call Saul.