Deus Ex: Rozłam Ludzkości - recenzja gry tylko i aż bardzo dobrej
Śmierć to tylko początek. Fenomen gier From Software
Non omnis moriar Komandora Sheparda
Recenzja Bloodborne – Dark Souls polane krwistym sosem
W co gracie w weekend? #401: Halo TMCC, Monster Hunter World/Iceborne i Nioh
W co gracie w weekend? #399: Nioh - Gdy Onimusha spotyka Ninja Gaiden
Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak popularne musi być Rune Factory. Ten spin-off pomysłów z Harvest Moon połączył ze sobą sielankowe życie na farmie z grą action role playing, tworząc coś wybitnego. Teraz czekamy na kolejną odsłonę Rune Factory i w międzyczasie pojawia się sporo naśladowców. Kitaria Fables jest jednym z nich. Tylko czy wstawienie do gry słodkich zwierzaków sprawia, że tytuł z automatu jest godny zainteresowania?
Akcja Biomutant rozgrywa się w świecie, gdzie doszło to kataklizmu ekologicznego. W efekcie tragedii na ziemi pozostały jedynie tytułowe biologiczne mutanty, które swoim wyglądem przypominają krzyżówkę królików, szopów, kotów czy niedźwiedzi. Te stworzonka zbudowały własną plemienną cywilizację, kulturę i mają swój język. My wcielamy się w bohatera, który ma za zadanie obronić drzewo życia. By to zrobić, musimy zjednoczyć, podbić lub zniszczyć wszystkie plemienia i stanąć do walki z potworami zagrażającymi korzeniom drzewa.
Inwestowanie w gry to super sprawa!
Nie jestem osobą, która śledzi często kampanie na takich stronach, jak „Kickstarter”, czy „Wspieram.to”.
Jednak, gdy już mam ku temu sposobność to dorzucam się do projektów komiksów, gier planszowych, projektów społecznych oraz gier komputerowych.
Muszę przyznać, że jestem dosyć zadowolony z obecnej sytuacji w branży gier wideo. Jasne dzieje się wiele niedobrych rzeczy i jest sporo problemów z grami, ich twórcami, wydawcami, dziennikarzami i samymi graczami. Jednak większość negatywów dotyka mnie jedynie w minimalnym stopniu i jeśli przymknę oko na to co dzieje się w mediach społecznościowych i na YouTube to nie zauważę większości problemów. Bycie fanem niszowych produkcji i japońskich gierek ma swoje pozytywy. W każdym razie przeciwwagą dla wszystkiego złego są świetne gierki, często od niezależnych twórców, które pojawiają się praktycznie znikąd. Jeszcze dwa tygodnie temu nie miałem pojęcia, że coś takiego jak Killsquad istnieje a teraz zagrywam się w ten tytuł. Czy to oznacza, że szykuje się kolejny świetny indyk?
Niedawno firma EA podzieliła się reliktem z przeszłości - czymś w rodzaju wersji demonstracyjnej Mass Effect: Andromeda. Dobry ruch, choć nieco spóźniony. Wielu z Was grę albo już przeszło, albo wyrobiło sobie zdanie na tyle silne, że nie mają ochoty dema sprawdzać. Tak się złożyło, że zakupiona na premierę gra została przeze mnie ukończona zaledwie kilka dni temu, zatem chętnie się podzielę opinią wyważoną i niemal na czasie.
Mass Effect: Andromeda to duża gra. Największy objętościowo odcinek serii, który zapewnił mi sporo zabawy na ponad 50 godzin (dla porównania, każdą część trylogii ukończyłem* w czasie poniżej 40 godzin) i w przeważającej większości był to czas bardzo dobrze spędzony. Ale skoro MEA jest długa, to moja recenzja będzie na przekór - krótka i konkretna.
Valkyria Chronicles to jedna z najciekawszych gier wydanych na konsole poprzedniej generacji. Świetna taktyczna gra role playing nie odniosła zbyt wielkiego sukcesu. Z tego powodu kontynuacje pojawiły tylko na PlayStation Portable. Wszyscy myśleli, że oznaczyło to koniec cyklu. Jednak niespodziewany sukces portu oryginalnej gry na Steam sprawił, że Valkyria nabrała wiatru w żagle. Sukces tamtego portu/remastera był impulsem do powstania Valkyria Revolution. Czy oznacza to, że fani serii w końcu otrzymali długo wyczekiwaną kontynuację genialnej gry SRPG?
Gdy w 2011 roku na rynku ukazał się Deus Ex: Bunt Ludzkości, potraktowałem go jako znakomitą okazję do zaznajomienia się z serią, której nieogrania zawsze żałowałem. Do tamtego momentu jedynie liznąłem „jedynkę”, grając w nią prawdopodobnie poniżej dwóch godzin. Pomimo tego, Human Revolution kupił mnie totalnie. W moim odczuciu należał do ścisłej czołówki produkcji z 2011 roku. Siłą rzeczy, kolejnej gry w uniwersum Deus Ex wyczekiwałem mocno, więc gdy po pięciu długich latach Rozłam Ludzkości miał wreszcie ujrzeć światło dzienne, kupiłem go w pre-orderze. Tuż po premierze niemożliwy do przewidzenia splot okoliczności sprawił, że jakąkolwiek zabawę musiałem sobie na dłuższy czas odpuścić i Rozłam ukończyłem dopiero w tym roku. Jak Mankind Divided poradziło sobie z wybujałymi oczekiwaniami? To wciąż bardzo dobra gra, ale w porównaniu ze swym wielkim poprzednikiem wypada mniej okazale.
Wydanie tak świetnego prequela, jakim okazał się być Bunt ludzkości, może być dla twórców błogosławieństwem i przekleństwem. Wszyscy oczekiwać będą, że kolejna część serii będzie przynajmniej tak samo dobra. Deus Ex: Rozłam ludzkości stara się, jak może, ale w ostatecznym rozrachunku poprzednika nie przeskakuje. Wszystko niby jest na swoim miejscu, ale widać tu pewne braki, na które uwagę zwróci nawet najbardziej pobłażliwy gracz.
Ocenę, jaką nowemu Deusowi wystawiłem, widać z boku, zatem jasne jest, że Rozłam ludzkości mimo wszystko bardzo mi się podobał. Ale chyba po prostu oczekiwałem gry roku, więc lekki zawód pozostaje. Tegoroczny DX kontynuuje historię obdarzonego niskim głosem, zblazowanego człowieka od zadań specjalnych, Adama Jensena, który z ochroniarza stał się agentem (i to podwójnym!), a jego zadaniem znowu będzie wyśledzenie konspiracji Iluminatów zagrażającej pokojowej koegzystencji ludzi z wszczepami i tych bez usprawnień.
Jestem graczem, który uwielbia gry pod kategorią sandbox i tym właśnie jest znakomity kosmiczny RPG Rebel Galaxy wyprodukowany i wydany przez studio Double Damage Games, stworzony między innymi przez Ericha Schaefera i Travisa Baldree. Obaj mają spore doświadczenie przy tworzeniu grach wideo, co wyraźnie przełożyło się na zalety ich własnego tytułu, którego powtarzalność to taka sama magia co w takim lepiej znanym Mount & Blade: Warband.
Przeglądając oferty PlayStation Store w poszukiwaniu kolejnego, dobrze zapowiadającego się indyka, natrafiłem znowu na produkcję osadzoną w świecie antropomorficznych zwierząt. Tytuł ten nie musiał mnie do siebie długo przekonywać, bo zręcznościowa rozgrywka, elementy RPG oraz możliwość kształtowania historii przez podjęte decyzje wystarczyły aby w dniu premiery Stories: The Path of Destinies znalazło się na dysku twardym mojej konsoli.