W minioną niedzielę miało miejsce bezprecedensowe wydarzenie, w Seulu na stadionie piłkarskim rozegrano tegoroczny finał rozgrywek League of Legends. Może sam finał nie zainteresuje nikogo kto nie interesuje się e-sportową sceną związaną z lolem, ale fakt, że transmisję z finału pokazała polska telewizja zasługuje już na uwagę, bo to pierwsze wydarzenie e-sportowe, do którego ktoś w naszym kraju podszedł poważnie. Pierwszy krok "w naszą stronę" może był dość ostrożny i chwiejny, ale najważniejsze jest to, że wreszcie ktoś zdecydował go zrobić.
League of Legends jest przez wielu uznawane za uproszczonego klona Doty. Jest w tym trochę racji – obydwie te gry należą do gatunku MOBA (Multiplayer Online Battle Arena), z czego ten drugi tytuł jest zdecydowanie bardziej rozbudowany i problematyczny. Wymaga wielu godzin treningu, poznawania postaci i mapy, a każdy najmniejszy błąd może skończyć się źle dla całej drużyny. Myślę, że właśnie z powodu tej różnicy w poziomie „wejścia” League of Legends stało się znacznie bardziej popularne, przynajmniej wśród moich znajomych. Zbliżamy się właśnie do zakończenia czwartego sezonu i z tego powodu przypominam sobie, jak wyglądała ta gra kiedyś, oczywiście z mojego punktu widzenia. Jak zaczęła się ta przygoda?
Świat League of Legends pełen jest znakomicie zaprojektowanych postaci, które spokojnie mogłyby znaleźć miejsce we własnych grach. Który czempion najlepiej nadawałaby się do kolorowej platformówki, a który mógłby odmienić gatunek slasherów? W tym cyklu poznamy na to odpowiedź. Bohaterem piątego odcinka jest Brand the Burning Vengeance.
Czasami zastanawiam się jak długo będzie to trwać. Jak długo gry w oczach mediów, będą głupimi gierkami dla nastolatków, sprowadzającymi ich na złą ścieżkę, nakłaniającymi do kradzieży, mordów. Ludzie muszą w końcu pójść o krok dalej, dorosnąć w prawdziwym tego słowa znaczeniu, żyć wraz z postępem technologii, oderwać się od starodawnych zwyczajów i być ponadczasowi.
Wiele osób nadużywa systemu kontr i strony http://www.championselect.net, bezmyślnie kopiując picki tam podawane jako kontry. Przykładowo: "Teemo jest najlepszą kontrą na...". Z góry powiem, że Teemo nie jest kontrą na nic i nikogo. Co najwyżej upierdliwym, małym szczurem, zagrzybiającym okolice.
Pamiętacie swoją reakcję gdy Riot stwierdził, że support i jungler dostaną więcej złota? Ja ucieszyłem się jak dziecko, uważnie śledziłem wszystkie nowinki, które powoli wyciekały do sieci i wszystko wydawało się takie fajne. Człowiek cieszył się na samą myśl to tych cudach, które będzie można wreszcie kupić. Już widział oczami wyobraźni junglera, który może bić się jak równy z równym w topem. Supporta, którym będzie się dało ciągnąć cały team do zwycięstwa jak „normalnym” bohaterem. Zapowiadało się tak pięknie, a potem przyszły nerfy...
Sezon czwarty w League of Legeds niesie ze sobą wielkie zmiany. Nowe przedmioty, podejście do gry i specjalizacje. Całkiem niedawno Riot pokazał światu ostateczną wersję tych ostatnich. Co się zmieniło? Zapraszam.
Czwarty sezon League of Legends zbliża się wielkimi krokami. 11 listopada zamknięto na chwilę kolejki gier rankingowych, żeby rozdać prędko nagrody za osiągnięcia w tym roku i przejść do etapu tzw. „presezonu”, który pozwoli na upozycjonowanie się w drabince. Idealna pora na spekulacje co do przyszłości oraz podsumowania zdobytych osiągnięć. Riot Games gotuje dla nas większe zmiany, które wreszcie jakoś zmienią potyczki na takim choćby Summoner’s Rift. Jakby nie spojrzeć, to trzeci sezon należał do tych niebywale nudnych.
Po tylu latach od wydania pierwszej mapy Dota w postaci moda do Warcraft 3: Reign of Chaos, Blizzard uświadomił sobie, że MOBA to skrót od dużej kasy... bardzo dużej kasy.
Kiedyś myślałem, że z lolem będzie jak z World of Warcraft czyli osiągnie szczyt popularności, który będzie przedłużany do granic możliwości. Wkońcu silnik zacznie poważnie niedomagać, twórcy nie będą już mieli pomysłów na sensowne zmiany w rozgrywce i zacznie się powolna agonia. A tu zonk wszystko wskazuje na to, że jest dokładnie odwrotnie.