Relacja z Tokyo Game Show 2012 #2 - Monster Hunter 4 Soul Sacrifice i Phantasy Star Online 2 Vita - Keii - 6 listopada 2012

Relacja z Tokyo Game Show 2012 #2 - Monster Hunter 4, Soul Sacrifice i Phantasy Star Online 2 Vita

W drugiej części relacji z tegorocznego TGS-u skupię się na tytułach na konsole przenośne. W Japonii, w przeciwieństwie do reszty świata radzą sobie one bowiem całkiem nieźle. No, może oprócz Vity, ale to powinno niedługo ulec zmianie.

Stoisko Monster Huntera na chwilę przed atakiem fanów.

Monster Hunter 4 (3DS)

Kiedy wraz ze znajomymi z podcastu Red Sun Gamer (który szczerze polecam) weszliśmy na teren targów, swe kroki czym prędzej skierowaliśmy na stanowisko czwartego Monster Huntera. Powód tego stanu rzeczy jest prosty – gry z tej serii zawsze są na TGS-ie najbardziej oblegane. Nie inaczej było tym razem, gdyż w dniach dla zwykłych gości kolejki sięgały kilku godzin. Jakimś cudem udało nam się wejść na wzorowane na wiosce łowców stanowisko w pierwszej turze, dzięki czemu znaleźliśmy się w grupie pierwszych nie związanych z Capcomem ludzi mogących zagrać w ten tytuł.

Podczas ustawiania się w kolejce miała ciekawa sytuacja. Otóż przed nami znajdował się ktoś z identyfikatorem developera, ale został odesłany z kwitkiem, gdyż dziennikarze okazali się być osobami uprzywilejowanymi. Ważna lekcja na przyszłe lata, jeśli ktoś będzie miał do wyboru grupę, jako przedstawiciel której odwiedzi te targi.

Nasza czwórka, prowadzona przez uroczą Japonkę zasiadła czym prędzej na ławie, gdzie zostało nam wyjaśnione sterowanie i tym podobne. Pech chciał, że nie było wśród nas ani jednej osoby, która spędziłaby dłuższy czas z którąkolwiek z gier z tej serii, więc podczas questu musieliśmy improwizować i uważać głównie na ataki bijących na oślep towarzyszy.

Do wyboru było kilka poziomów trudności, ale z wyżej wymienionego powodu skazani byliśmy na ten najprostszy. Okazało się to bardzo mądrą decyzją, ale o tym za chwilę. Sama gra przedstawiała się bajecznie. To, co na screenach wyglądało dość pstrokato i pikselowato, w akcji okazało się być solidnym skokiem w jakości w porównaniu do Monster Huntera 3G, również dostępnego na 3DSa. Co ciekawe, o ile sama rozdzielczość i tym podobne aspekty nie uległy poprawie, zmiany w cieniowaniu oraz palecie kolorów wystarczyły, by wywrzeć na mnie naprawdę pozytywne wrażenie.

Z ciekawych aspektów wymienić trzeba także wielopoziomowe lokacje, gdzie można spaść „do piwnicy” oraz nową klasę broni – kijek pozwalający sterować insektami. Można używać go zarówno jako włóczni, jak i „strzelać” w przeciwnika robakami, które przynoszą nam później pewnego rodzaju płyn, którego wypicie tymczasowo podnosi statystyki postaci. Ja jednak zdecydowałem się na stare, dobre dwa sztylety atakując zarówno gada, będącego naszym przeciwnikiem jak i stojących zbyt blisko towarzyszy. Gra oferuje również możliwość wspinania się na potwory w celu atakowania ich czułych punktów, ale niestety żadnemu z nas ta sztuka się nie udała.

Pod względem rozgrywki nie zmieniło się zbyt wiele. Sterowanie w dalszym ciągu sprawia problemy nowicjuszom, ale podobnie jak w MH3G w przypadku walk z dużymi potworami skorzystać można z opcji zablokowania kamery na celu. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że dzięki wybraniu najprostszego w demie questu, nasza czwórka była pierwszą na świecie grupą, która ukończyła w MH4 quest w trybie multiplayer!

Prawdziwa bomba spadła jednak później, podczas poświęconej grze konferencji. Okazało się, że czwarty Monster Hunter będzie pierwszą częścią serii dostępną na konsole przenośne zawierającą online multiplayer. Ta informacja oraz wrażenia z dema wystarczyły mi, aby tytuł ten awansował z „może kiedyś kupię” na „day 1”.

Soul Sacrifice (PlayStation Vita)

Skoro o Monster Hunterach mowa, nie mogę pominąć najbardziej oczekiwanej produkcji na Vitę, której celem jest załatanie dziury spowodowanej brakiem prawdziwej „gry łowieckiej” na tę konsolę.  Ba, był to tytuł na targach, w który najbardziej chciałem zagrać.

Dla osób, które nie słyszały wcześniej o tej produkcji, kilka słów wprowadzenia. Soul Sacrifice jest grą, gdzie samotnie lub w grupie do maksymalnie czterech graczy (również online) musimy stawić czoła szkaradnym demonom. Tytułowy motyw „ofiary” jest wszechobecny. Jeśli chcemy użyć umiejętności, postać ofiaruje kamień, roślinę, czy też część własnego ciała. W przypadku śmierci, towarzysze mogą ożywić nas, poświęcając część energii życiowej lub poświęcić nas, co powoduje że sami zmieniamy się w potwora o wielkiej mocy, ginąc ostatecznie, gdy czar przestaje działać. Po pokonaniu bossów również pojawia się opcja wyboru, czy chcemy go uratować, czy ostatecznie zabić. Oczywiście druga opcja przynosi więcej korzyści, ale zbliża naszą postać do „ciemnej strony”.

Po dość sporej kolejce w końcu udało mi się dorwać do konsoli. Ponieważ sednem Soul Sacrifice jest multiplayer, w demo grało się w cztery osoby. Jedną z nich była urokliwa Japonka z obsługi stoiska, tłumacząca nam spokojnie wszystkie zasady oraz wspierająca nas na poru walki jako jedna z osób w drużynie. Swoją drogą, kontrast między rzeczywistą aparycją dziewczyny, a demoniczną, półnagą postacią którą grała był naprawdę zabawny.

Boss TGS-owego dema.

Po włączeniu gry najpierw mogliśmy wybrać wygląd swojego maga oraz zmodyfikować dostępną paletę umiejętności. W tego multiplayerowych demach rola lub klasa postaci zwykle przypisana jest do poszczególnych siedzeń, ale mimo to postanowiłem zastąpić kilka skilli mojej postaci innymi, robiąc to raczej na chybił trafił. Gdy zaczęła się faktyczna rozgrywka, najpierw musieliśmy stawić czoła kilku falom popychadeł, by w końcu pojawił się boss – wielki Cerber. Po niemałych problemach udało się nam go pokonać i tym samym zakończyć demo. O ile dobrze pamiętam, jako jedyny po walce wybrałem opcję zabicia przeciwnika, mimo że przybrał z powrotem swą ludzką postać.

Gra wygląda po prostu zabójczo. Mroczna stylistyka w połączeniu z naprawdę solidną grafiką wykorzystującą potencjał Vity sprawiają genialne wrażenie. Walka również jest bardzo dynamiczna, chociaż w celu zbalansowania rozgrywki mocniejsze czary wymagają czasochłonnego celowania lub posiadają dość długą animacje po ich użyciu.

Mój hype na ten tytuł po zagraniu w demo jest większy niż kiedykolwiek. Dobra informacja dla wszystkich, którzy chcieliby na własnej skórze zobaczyć, jak to jest być zmuszonym do ofiar magiem – demo obsługujące tryb multiplayer powinno pojawić się na PSN-ie jeszcze przed końcem tego roku.

Phantasy Star Online 2 (Playstation Vita)

Obok Soul Sacrifice najbardziej wyczekiwania przeze mnie gra tegorocznych targów. Przeniesienie PC-towego MMO na przenośną konsolę w praktycznie niezmienionej formie? Ciekawe. Pozwolenie na wspólną ich rozgrywkę z osobami łączącymi się z PC-tów? To już pachnie rewolucją. Co prawda PSO2 nie jest MMO z krwi i kości, bo serwery dodatkowo podzielone są na bloki, a podczas samych questów spotkać możemy jedynie 11 innych graczy, ale i tak jest to coś, czego jeszcze nie próbowano. FFXI nie liczę, bo oprócz PC pojawiło się na konsolach stacjonarnych.

Przed zagraniem w demo najbardziej obawiałem się, że Sega skopie 3 rzeczy: sterowanie, grafikę i wydajność. O ile kontrola postaci wymagała przyzwyczajenia się do rozmieszczenia akcji na poszczególnych przyciskach, nie było źle. Jedyne co mnie irytowało to umieszczenie na kółku uniku (naciśnięcie) oraz podnoszenia przedmiotów (przytrzymanie). Kiedy rozmawiałem później z odpowiedzialnym za ten tytuł Satoshim Sakaiem, dowiedziałem się jednak, że jest to ponoć klasyczne rozwiązanie w przenośnych Phantasy Starach, więc postanowiłem nie ciągnąć tematu.

Grafika nie była co prawda tak dobra jak na pierwszych publikowanych w Sieci screenach, głównie z powodu wszechobecnego aliasingu, ale jak na tego typu grę i tak byłem pod ogromnym wrażeniem. Gorzej było z wydajnością, gdyż kilka razy ilość klatek na sekundę nieprzyjemnie spadła. Co ciekawe, jestem chyba jedyną osobą, która odniosła takie wrażenie. Wszyscy, z którymi o tym rozmawiałem byli raczej miło zaskoczeni działaniem gry. Biorąc pod uwagę, że gra zdaje się być już praktycznie skończona, mam nadzieję, że owe problemy z wydajnością będą dla twórców priorytetem.

Jeśli zaś chodzi o funkcje specyficzne dla Vity, czyli wykorzystanie ekranu dotykowego, było dużo lepiej niż się spodziewałem. Używanie przedmiotów znajdujących się na pasku szybkiego dostępu nie sprawiało żadnych problemów i było szybsze, niż przy korzystaniu ze zwykłego pada.

Co prawda nie wydaje mi się, że Vita stanie się moją główną platformą do gry w PSO2, ale na pewno nie jest to konwersja zła. Może nawet po powrocie do Japonii kupię kieszonkowe wifi, żeby móc grać w tę grę na Vicie podczas jazdy pociągiem… Jedyne, czego się obawiam, to rozmiar aktualizacji. Wersji na PC zdarzają się 1-2 gigabajtowe patche, więc prawdopodobnie bez 32GB karty pamięci się nie obędzie.

Keii
6 listopada 2012 - 22:06