Okiem Meehowa: wojna bez zwycięzców, czyli piraci kontra Denuvo
Haseł tyle, a pamięci do nich brak - o moim rozwiązaniu tego problemu.
Microsoft idzie po rozum do głowy i zmienia restrykcyjną politykę wobec konsoli Xbox One
Żywot pirata poczciwego z przymrużeniem oka opisany
Co mnie denerwuje w grach?
Co nie gra w recenzjach? – cz. 2/3 – gra a wydanie
Co jakiś czas, a ostatnio coraz częściej, przeglądając nowinki ze świata elektronicznej rozrywki napotykam informacje, dla których klasyczny „facepalm” jest zbyt małym wyrazem dezaprobaty. W zeszłym tygodniu była to wypowiedź jednego z pracowników studia Lionhead dotycząca rynku gier używanych, którą obszernie skomentowałem na łamach bloga. Dzisiaj palmę pierwszeństwa w kategorii „niefajna zagrywka” zdobywa jeden z moich ulubionych producentów i wydawców gier w jednym, czyli Capcom. Pracownicy japońskiego koncernu wpadli na „wspaniały” sposób, mający zminimalizować problem piractwa w przypadku ich tytułów wydawanych na rynku PC. Co powiecie na pomysł takiego przygotowywania gier, by ich funkcjonalność bez podłączenia komputera do Internetu, była praktycznie zerowa?