Dark Rose Valkyrie - Danteveli - 9 czerwca 2017

Dark Rose Valkyrie

Ostatnio narzekałem, że żyjemy w najgorszych możliwych czasach. Jesteśmy krok od katastrofy, stoimy nad przepaścią i tak dalej. Niebezpieczne wizje zagłady oddaliły się jednak tak samo szybko jak wiara naszych ojców. Wszystko to za sprawą stwierdzenia, że przecież mogło być gorzej. Ludzkość mogłaby być w jeszcze gorszym stanie. Nowe bardziej pozytywne myśli zawdzięczam Dark Rose Valkyrie. Czy oznacza to, że trafiłem na wspaniałą grę, która poprawiła moje zdanie o świecie?

Dark Rose Valkyrie to tytuł od jednego z moich ulubionych niszowych wydawców gier RPG – Idea Factory. Gra jest kolaboracją pomiędzy ojcami cyklu Neptunia ( Compile Heart) a dwoma twórcami, którzy maczali swoje palce w cyklu Tales. Takie połączenie sprawiło, że musiałem sprawdzić jak dobra jest kolejna gierka z walkirią w tytule.

 

Fabuła Dark Rose Valkyrie prezentuje nam kolejną apokaliptyczną wizję. Tym razem świat został zasypany przez meteoryty, które przyniosły ze sobą kosmiczny wirus. Ludzie i zwierzęta, którzy mają z nim kontakt zamieniają się w przerażające potwory nazwane chimerami. Z jakiegoś powodu Japonia odgrodziła się od reszty świata i jest w lepszej sytuacji niż pozostałe państwa. Nie oznacza to jednak, ze kraj Kwitnącej Wiśni nie został dotknięty przez tragedię. My wcielamy się w młodego chłopaka, który z jakiegoś powodu został wybrany na dowódcę specjalnego oddziału zwalczającego potwory. Tak się składa, że nasi podwładni to laski wpisujące się w typowe stereotypy znane z każdego haremowego anime. Każdy może sobie wyobrazić do czego wszystko to prowadzi.

Nie ukrywam, że zawiodłem się na warstwie fabularnej gry. Dark Rose Valkyrie prezentuje nam dość ciekawy scenariusz. Na początku gry dowiadujemy się, że użytkownicy broni służącej do zwalczania potworów muszą zapłacić wysoką cenę za zdolność walki z bestiami. Otóż skutkiem ubocznym korzystania z naszej potężnej broni jest schizofrenia i zaburzenia dysocjacyjne tożsamości. Mamy więc historię o ludziach, którzy nie tylko ryzykują swoje życie, ale i poświęcają to kim są na rzecz walki o zachowanie gatunku. Taki scenariusz daje twórcom olbrzymie pole do popisu. Tutaj mamy jednak pokaz standardowych motywów znanych z każdej durnej bajeczki. Napalona prowokująca dziewczyna, spokojna dziewczyna bojąca się facetów i wszystko inne pomiędzy. Samo w sobie nie byłoby to takie złe. Jednak główny wątek szwankuje i nie jest interesujący. Z tego powodu najlepszym elementem historii jest poznawanie postaci, które towarzyszą nam w boju.

Tutaj do zabawy wchodzi element ratujący fabułę. Z jakiegoś powodu jedna z postaci przynależących do naszego oddziału będzie zdrajcą. Naszym zadaniem jest wytopienie kto sprzedał ludzkość. Możemy to uczynić dzięki systemowi wywiadów z kompanami. Dodatkowo żywotność gry została zwiększona przez to, że zdrajca jest (chyba) losowo wybierany i na początku gry nie będziemy wiedzieli kto nas sprzeda.

Niestety w parze ze słabą fabułą idzie kiepska oprawa graficzna. Design postaci i różne inne drobnostki nie są problemem. Chodzi mi bardziej o ten sam problem, który miałem przy Akiba's Beat. Dostajemy kolejną gierkę stworzoną pod ograniczenia PlayStation Vita. Wpływa to bardzo negatywnie na wygląd lokacji, które wyjęte są żywcem z epoki PlayStation 2. Niestety w połączeniu z ograniczeniami graficznymi mamy jeszcze kiepski design lochów i świata. To sprawiało, ze nie miałem ochoty zbyt długo przebywać w lokacjach, które powinienem dobrze badać w poszukiwaniu przedmiotów.

 

Jeśli chodzi o podstawę zabawy to mamy podział pomiędzy przebywaniem w bazie i gadaniem z towarzyszami broni a wyruszaniem na misje. W tym drugim wypadku poruszamy się po brzydkim świecie w poszukiwaniu odpowiednich lochów. Gdy już dotrzemy na miejsce mamy przebijanie się przez masy potworów by dotrzeć do bossa itd. Standardowe rozwiązanie znane z setek innych gier JRPG.

Towarzyszy temu zaskakująco skomplikowany system walk. Mamy coś w stylu Active Time Battle z Final Fantasy, gdzie walki odbywają się turowo ale połączony jest z tym element upływającego czasu. Otóż różne akcje potrzebują innej ilości czasu na naładowanie. Oznacza to, że mimo pierwszeństwa w kolejce możemy wykonać atak po przeciwniku. Wszystko zależy od tego jaki rodzaj ataku wybierzemy. Sprawia to, że słabsze ciosy mają większe zastosowanie. Czasem po prostu opłaca się zaatakować wroga za mniejsze obrażenia by wykończyć go zanim złoi nam skórę. Jest to dość prosty i interesujący pomysł, który wyróżnia Dark Rose Valkyrie spośród innych gier JRPG w jakie grałem w ostatnich miesiącach.

Musze przyznać, ze z początku zostałem przytłoczony przez to jak prowadzone są walki. podstawa jest raczej prosta, intuicyjna i naprawdę ciekawa. Jednak system aktywnych tur okraszony został dziwnym nazewnictwem akcji i masą pomniejszych pierdół sprawiających, ze nasz ekran zasypany jest paskami i nieprzydatnymi informacjami. Szybko okazuje się, że większość z nich, podobnie jak umiejętności jest nam niepotrzebna. Szkoda bo w ten sposób Dark Rose Valkyrie potyka się o własne nogi. Próba zrobienia rozbudowanego systemu zakończyła się fiaskiem, które sprawia, że walki stają się męczarnia.

Może jestem aż nazbyt negatywny w swojej ocenie tej produkcji? Dark Rose Valkyrie wydaje się być po prostu zmarnowanym potencjałem. Produkcja ta nie prezentuje nam głupiutkiej fabuły z jakiej słynie cykl Neptunia. Nie mamy też do czynienia z solidną, poważną historią, która mogłaby nas porwać. System walki jest raczej wpadką i nie znajdzie on chyba wielu zwolenników. Trudno mi znaleźć aspekty gry, które jestem w stanie pochwalić bez żadnego „ale”. Jednocześnie wiem, ze tam gdzieś w głębi Dark Rose Valkyrie znajduje się naprawdę ciekawy tytuł, który miał szanse przypaść mi do gustu.

Dark Rose Valkyrie jest dla mnie dość sporym zawodem. Spodziewałem się solidnej gierki, która przypadnie do gustu fanom JRPG. Zamiast tego otrzymujemy przeciętny tytuł ze sporymi problemami, który docenić można jedynie przymykając oczy na masę wpadek. Nie bawiłem się dobrze, bo cały czas czegoś mi brakowało. Szkoda bo system zdrajców, ogólny pomysł na historię i podstawa systemu walki prezentują się naprawdę interesująco. Jednak to trochę za mało by uciągnąć grę na kilkadziesiąt godzin. Niestety Dark Rose Valkyrie nie podbije świata i z tej gierki zadowolona będzie jedynie wąska grupa fanów Idea Factory.

Danteveli
9 czerwca 2017 - 07:33