Tekken 7 - Czy żelazne pięści zardzewiały? - Danteveli - 22 czerwca 2017

Tekken 7 - Czy żelazne pięści zardzewiały?

Tekken to najprawdopodobniej najpopularniejsza w Polsce bijatyka. Przynajmniej tak było przez wiele lat. Produkcja Namco dominowała w epoce PlayStation i PlayStation 2. Później nadeszły trochę gorsze czasy, ale Tekken Tag Tournament 2 pokazał, że z tą serią nadal trzeba się liczyć. Nadeszła jednak nowa generacja konsol, zostaliśmy zasypani różnymi bijatykami. Na rynku w końcu pojawiła się domowa wersja Tekken 7. Tylko czy warto było czekać na ten tytuł tyle lat? Czy King of Iron Fist Tournament pokazuje kły i może konkurować z pozostałymi bijatykami?

 

Miałem okazję pograć całkiem sporo w Tekken 7 w wersji arcade. Tak się złożyło, że w okolicach mieszkania znajomej był salon gier, gdzie testowano jedną z wcześniejszych wersji gry. Miałem okazje obserwować jak na przestrzeni miesięcy najnowsza bijatyka Namco zostawała udoskonalona. Już od pierwszych minut rozgrywki byłem oczarowany i wiedziałem, że szykuje się hit. Niestety każdy pojedynek w salonie gier kończył się dla mnie porażką. Z tego powodu wyczekiwałem domowej wersji gry. W końcu „na dzielni” jestem bossem w bijatyki. Premiera Tekken 7 nadeszła kilka dni temu i muszę powiedzieć, że jestem naprawdę zadowolony z ostatecznego kształtu gry.

Na pierwszy ogień idzie fabuła, która nigdy nie była znakiem rozpoznawczym serii. Tekken chyba na zawsze pozostanie grą o wrzucaniu ludzi do wulkanu. Z tego powodu najnowsza odsłona cyklu zaczyna się od scenki wrzucania kogoś do wulkanu. Tym razem mamy jednak do czynienia z trybem story. Mortal Kombat 9 sprawił, że coś co było kiedyś niewyobrażalnej jest teraz standardem dla tego typu produkcji. Tekken 7 koncentruje się na burzliwych losach klanu Mishima. Machinacje z poprzednich gier doprowadziły świat nad skraj przepaści. Wojna pomiędzy dwiema korporacjami dowodzonymi przez odwiecznych wrogów – ojca i syna trwa w nieskończoność. Jednak każda saga musi mieć swój finał. Tryb story mode oparty jest na relacji pewnego reportera, który osobiście poznał koszmar konfliktu toczonego przez trzy pokolenia rodu Mishima. Całość fabuły ma więc charakter dochodzenia śledczego. Jest to ciekawe rozwiązanie, które sprawdza się całkiem dobrze i serwuje nam solidną historię. Mam jednak wątpliwości, czy historia brutalnego konfliktu z masą ofiar śmiertelnych prezentuje nam mocne strony serii Tekken. W fabule znalazło się miejsce dla kilku głupich scenek i motywów. Ustępują one jednak pola „poważniejszym” sekwencjom. Oczywiście jeśli dziadek odbijający rękami rakiety jest przez kogoś traktowany jako coś poważnego. W każdym razie na wygłupy i głupoty jest zdecydowanie mniej miejsca niż kiedyś.

 

Przejawia się to także w historiach pozostałych bohaterów. Wątek główny koncentruje się na powalonej rodzince. Pozostałe postacie otrzymują poboczne historie, które przedstawiaj nam trochę tekstu, jedną walkę i scenkę na zakończenie. Niestety finałowe sekwencje większości postaci są kiepskie i nie mają startu do głupot znanych z poprzednich gier. Szkoda, że twórcy nie postarali się w tym elemencie. Durne i dziwaczne zakończenia były siłą Tekken i dla nich chciało się kończyć grę wiele razy. Tym razem człowiek nie ma nawet ochoty na toczenie tego jednego pojedynku bo czeka go naprawdę kiepska scenka.

Same walki są naprawdę wypaśne i prezentują kolejny krok w rozwoju serii. Szybka rozgrywka oparta na unikach i jugglowaniu powraca. Dodatkiem są tutaj tak zwane Rage Arts. Są to specjalne kombinacje ataków przypominające trochę finishery z Mortal Kombat. Mamy serię potężnych ciosów zwieńczonych wrzutką w stylu (bezkrwawego) fatality. Obok Rage Arts mamy jeszcze Rage Drive, które służy jako chwilowa nietykalność i początek dla combo. Nowe dodatki skutecznie wzbogacają zabawę i sprawiają, że jeszcze łatwiej pogubić się w w masie ataków i opcji przeciwdziałania na ruchy przeciwnika.

Chcę w ten sposób powiedzieć, że Tekken nie jest łatwą bijatyką. Pograć może w nią każdy i nawet na poziomie zaawansowania żółtodzioba można się świetnie bawić. Jednak przejście z beztroskiego klepania przycisków na wyższy poziom wtajemniczenia nie będzie takie łatwe. Rzut oka na listę kombinacji ataków może być bardzo przytłaczający. Na szczęście pewne postacie można w miarę komfortowo opanować w stosunkowo krótkim czasie. Nie pokonamy żadnego z wyjadaczy, ale będziemy sobie radzić z osobami spamującymi jeden atak. W tym miejscu muszę ponarzekać na brak solidnego wprowadzenia we mechanikę rozgrywki. Guilty Gear XRD Rev. 2 oferuje nam naprawdę kompleksowy tutorial, który powinien stać się standardem dla bijatyk. Tekken 7 niestety nie ma takiej opcji. Z tego powodu osoby takie jak ja zmuszone są do nauki systemów i szukania porad poza grą.

Tekken 7 wprowadza do zabawy kilka nowych postaci. Najciekawszym z dodanych zawodników jest jednak Akuma. Demon znany fanom Street Fightera to bolesne przypomnienie o tym co mogłoby być gdyby Tekken X Street Fighter wylądowało na rynku. Wspominam o tym głównie ze względu na to jak grywalną postacią jest Akuma. Uliczny wojownik zachował większość swoich ruchów znanych z dwuwymiarowej bijatyki. Przejście w 3D obyło się bez najmniejszych problemów i Akuma świetne współgra z pozostałą trzydziestką szóstką wojowników.

Jeśli chodzi o tryby rozgrywki to jest tak sobie. Mamy dość krótką kampanię i kiepskie bonusowe scenariusze. Online działa bez problemów i pozwala nam na pojedyncze mecze a także branie udziału w turniejach. Mamy dostęp do trybu Arcade i Treasure Battle. Ten drugi to serie walk, które pozwalają nam na odblokowywanie nowych przedmiotów do ozdabiania postaci. Jest też trening i inne podstawowe bajery. Brakuje jednak bardziej rozbudowanego systemu nauki gry w stylu Fight Lab z TTT2. Szkoda też, że nie pokuszono się o bardziej zwariowane tryby z jakich słynęła seria. Chodzona bijatyka, dziwaczny RPG albo klon Mario Kart byłyby mile widziane. Tekken Bowl podobno ma pojawić się jako DLC, ale to trochę za mało. Oczywiście to tylko kwestia gustu i porównywanie Tekken 7 z bardziej rozbudowanymi pod tym względem produkcjami jak ostatnie Guilty Gear, BlazBlue czy Injustice 2. Ogólnie nie jest źle, ale zabrakło mi czegoś co zdecydowanie przyciągnie bijatykowych noobów.

 

Najnowszy Tekken wygląda świetnie. Miałem okazję testować wersję gry na PC i jestem pod wrażeniem zarówno optymalizacji jak i obłędnej oprawy graficznej. 4K na ekranie telewizora powoduje opad szczeny i chce się grać. Musze wspomnieć jednak o drobnych problemach audiowizualnych. Zauważyłem, ze przy niektórych filmikach można na ekranie dostrzec mały pasek. Dodatkowo w części cutscenek brakowało dźwięków. Nie wiem co jest przyczyną tych błędów,a le nie rzutują one w sposób negatywny na resztę gry. Walki śmigają i nie ma z nimi żadnych problemów.

Tekken 7 to świetna bijatyka, która skutecznie przypomniała mi dlaczego kiedyś zagrywałem się w kolejne odsłony cyklu o Turnieju Żelaznej Pięści. Drobne braki w ofercie dla pojedynczego gracza nadrobione są świetną rozgrywką i sprawnym trybem online. Śmiało można powiedzieć, że Tekken powrócił. Konkurencja na rynku jest spora, ale mam wrażenie, że King of Iron Fist Tournament z konfrontacji z innymi bijatykami wychodzi obronną ręką.  

Danteveli
22 czerwca 2017 - 21:33