Amnesia: Rebirth - Danteveli - 3 listopada 2020

Amnesia: Rebirth

Frictional Games to studio, które śledzę od ich pierwszego projektu, na który natrafiłem przez przypadek w internecie. Wraz z biegiem lat ekipa z potencjałem przerodziła się we współczesnych mistrzów cyfrowej grozy. Penumbra, Amnesia i Soma to czołówka horrorów. Dlatego zapowiedź Amnesia: Rebirth z automatu poprawiła mi humor. Tylko czy ten tytuł sięgnie wysokiej poprzeczki ustanowionej przez poprzednie projekty studia?

Amnesia: Rebirth zaczyna się na pokładzie samolotu. Chyba wiemy, co to oznacza w kontekście horroru? Samolot rozbija się na pustyni, a nasza postać pozostaje sama we wraku. Wyruszamy na poszukiwanie ukochanego i pozostałych pasażerów. Dalej historia staje się bardziej powiązana z The Dark Descent i mamy okazję lepiej poznać aspekty uniwersum rozpoczęte w tamtym tytule. Jednocześnie poznajemy też historię sterowanej przez nas bohaterki. Niestety w przeciwieństwie do przedstawianego nam świata jej przygoda jest nudna ,a sama postać jest bardzo denerwująca.

Tutaj leży pies pogrzebany. Z jednej strony aspekty fabuły odnoszące się do innego wymiaru i tego o czym napomknięto w oryginalny tytule, są naprawdę ciekawe. Z drugiej strony bohaterka i jej przynudzanie nie jest nawet odrobinę interesujące. Może to być efekt tego, że w początkowej fazie gry twórcy praktycznie na siłę chcą nam wcisnąć wielką miłość pomiędzy nią a partnerem. Ten element wydał mi się trochę przesadzony i zniechęcił mnie do postaci.

Pierwsze minuty Amnesia: Rebirth to całkiem internująca rzecz. Mamy ciąg strasznych wydarzeń, które jednak nie kojarzą mi się z horrorami. Rozbity samolot, gorąca pustynia i zostanie pozostawionym bez wody i nadziei, jest straszniejsze od jakichkolwiek potworów, wampirów i zombie. Spodziewałem się wiec czegoś naprawdę unikatowego, co zaskoczy mnie niczym Soma. Po chwili jednak wracamy na stare tory do mrocznych jaskiń, opuszczonych fortów i kosmicznego zagrożenia z ganiającymi nas potworami. Z jednej strony powrót na stare śmieci jest fajny i super jest odwiedzić miejsca, o których słyszało się w poprzedniej grze. Z drugiej trochę szkoda, że nie wykorzystano w pełni potencjału pustyni i dostajemy sporo powtórki z rozrywki.

Rozgrywka opiera się na przemierzaniu kolejnych lokacji, rozwiązywaniu prostych zagadek i pilnowaniu, żeby nasza postać nie zwariowała z powodu braku światła. Od czasu do czasu trzeba uciec przed potworami, ale ten element rozgrywki to raczej tylko obowiązek, który twórcy odbębnili. Ucieczka nie jest zbyt emocjonująca a na dodatek zostanie złapanym przez maszkarę nie tylko nic nas nie kosztuje, ale także może popchnąć grę do przodu. Wygląda na to, że w kwestii gameplayu Frictional Games porzuca horrorowe standardy i podobnie jak w przypadku Soma idzie bardziej w stronę „symulatora chodzenia” z naciskiem na fabułę. Nie mam o to pretensji, ale w takim wypadku chyba lepiej dać sobie spokój z sekcjami uciekanymi i pozostawić potwory jako coś niepokojącego w tle, bez przymusu konfrontacji z nimi. To co zaoferowano nam w tej chwili to najgorszy z możliwych wariantów bo bestie nie są straszne i sprawiają wrażenie wstawionych do gry z przymusu.

Mam wrażenie, że Amnesia: Rebirth to trochę nierówny tytuł. Naprawdę mocny początek przeradza się w jakieś 2 godziny nudnego prowadzenia za rączkę i nieciekawego sposobu prezentowania fabuły. Potem jest już lepiej, ale mi w głowie do końca pozostały myśli nad tym co mogło być.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to momentami jest przepięknie a w innych chwilach da się zauważyć niedopracowania autorskiego silniku graficznego twórców. Nie jest źle, ale masa unikatowych lokacji dała potencjał na naprawdę nietuzinkowe przeżycie wizualne. Tak niestety nie jest i brakuje mi czegoś zapadającego w pamięć.

Mój zawód Amnesia: Rebirth wynika z tego, że miałem kosmiczne oczekiwania względem tej gry. Poprzedni projekt studia - Soma, to jedna z najlepszych historii opowiedzianych w formie gry wideo. Liczyłem na kontynuację tego trendu. Zamiast tego dostałem kolejna solidną część cyklu Amnesia. Niestety w moim odczuciu nie udało się drugi raz wspiąć na te same wyżyny co w przypadku podwodnego horroru science fiction. Mam też wrażenie, że Dark Descent, czyli pierwsza Amnesia była znacznie lepszym horrorem. Może odrobina Lovecrafta i opuszczone zamki przemawiają do mnie bardziej od pustyń, ale Rebirth po prostu czegoś brakuje. W pewnych momentach zastanawiałem się, czy odcięcie się od tytułu Amnesia i bagażu z tym związanego nie byłoby lepszym rozwiązaniem dla tej gry?

Amnesia: Rebirth to solidny straszak, który pozostaje w cieniu poprzednich gier Frictional Games. Może to zbyt wysokie oczekiwania? Może twórcy nie byli w stanie kolejny raz dostarczyć przygody na tak wysokim poziomie? Ja jestem trochę zwiedzony, ale jednocześnie dostrzegam atuty tej produkcji. Dlatego wydaje mi się, że ostrożna rekomendacja najlepiej oddaje mój stosunek do Amnesia: Rebirth.

Danteveli
3 listopada 2020 - 17:24