Zaskakująco wciągający koszmar - recenzja gry The Binding of Isaac - Hed - 29 września 2011

Zaskakująco wciągający koszmar - recenzja gry The Binding of Isaac

Hed ocenia: The Binding of Isaac
80

Niezależni twórcy prześcigają się w próbach zaskoczenia graczy świeżą stylistyką i pomysłami, a jednocześnie poszukują swojego stylu. Grze The Binding of Isaac udaje się wzbudzić reakcję dość szybko. Wystarczy obejrzeć animowane wprowadzenie. Matka Isaaca, spędzającą czas na oglądaniu religijnych programów, słyszy głos od Boga, nakazujący złożenie jej kilkuletniego syna w ofierze. Przerażony Isaac decyduje się na ostateczny krok: ucieka do piwnicy.

Kiedy ostatnio gra zaczynała się tak dramatycznie?

Koszmar i fekalia

Opis fabuły Isaaca wydaje się być czyimś powrotem do ciężkiego dzieciństwa. Edmund McMillen, autor gry, być może czerpie część tematów ze swojej biografii i zainteresowań, ale jak sam przyznał w rozmowie, nie chce żeby odbiorcy traktowali pokazywane przez niego motywy zbyt poważnie. Chodzi przede wszystkim o zadziwienie gracza, a nie szokowanie.

Zmutowane istoty, robaki, postacie bez głów, obleśne bestie i ich odchody. Tego typu obrazki są w Isaacu na porządku dziennym. Na szczęście, gra jest utrzymana w komiksowej stylistyce, więc nie jesteśmy narażeni na odruchy wymiotne (a przynajmniej mnie rozwalanie rysunkowych kupek nie zniesmacza).

Styl wizualny kreowany na dziecięce rysunki i genialna muzyka (do kupienia tutaj) budują odpowiednią atmosferę. Mroczną i pozbawioną nadziei, ale czasami zabawną. Obrazy rodem z najgorszych koszmarów mieszają się tutaj z wyjątkowo czarnym poczuciem humoru i dziwacznymi zwrotami akcji. 

Czterdzieści minut w piwnicy

Isaac to połączenie strzelanki z rozbudowanym systemem przedmiotów i strukturą rodem z gier roguelike. Podczas każdej rozgrywki mamy tylko jedne życie i przemierzamy kilka pięter losowo generowanych lochów. Na każdym z nich znajdziemy sklep, skrzynki z przedmiotami, losowo dobranych przeciwników oraz oczywiście bossa. Główni wrogowie także są dobierani na chybił trafił, więc za każdym razem przechodzimy niemal inną grę.

Pełna sesja z tą produkcją zabiera od kilkudziesięciu minut do godziny, co może wydawać się chwilą. To świadomy zabieg twórcy, który, wzorem roguelike'ow, chce nakłonić gracza do wielokrotnego powtarzania gry, szukania sekretów i odblokowania wszystkich dodatków.

Byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale liczba wrogów, przedmiotów i specjalnych zdarzeń sprawia, że Isaac potrafi zaskoczyć nawet po którymś podejściu z kolei. Ten model zabawy sprawdza się zaskakująco dobrze, więc w piwnicy można spędzić wiele godzin, a później wymieniać się wrażeniami i statystykami ze znajomymi.

Szminka mamy i wieszak

Sama rozgrywka w nowej grze współtwórcy Super Meat Boy'a jest bardzo prosta: bohater może biegać i strzelać w czterech kierunkach. Bardzo szybko dostajemy do dyspozycji dodatkowe zabawki: bomby, magiczne karty oraz przedmioty ulepszające Isaaca.

Większość artefaktów jest nietypowa. Zapomnijcie o kolczudze +5 do pancerza. Tutaj przywdziewany wieszak lub szminkę mamy (ludzie bawiący się w interpretowanie gier będą tą produkcją zachwyceni).

Z ciekawszych zabawek znalazłem też kota (Schrödingera?), wskrzeszającego po śmierci. Wymieniłem się na niego przy satanistycznym ołtarzu za jedno serduszko z paska życia Isaaca.

Przedmioty wpływają nie tylko na zdolności herosa (czy np. poziom życia), ale też jego wygląd. Młody bohater przeistacza się powoli w coraz większe, a przy okazji potężniejsze dziwadło.

I dobrze, bo przeciwnicy są wyzwaniem: jedni rozdzielają się na kolejne bestie, a inni plują krwią i plwocinami. Trzeba być zawsze w ruchu i uważnie korzystać z posiadanych artefaktów.

Zaskakująco przyjemny koszmar

Isaac to mała i zaskakująco przemyślana produkcja. Powyższe elementy i dziwne motywy składają się w sensowną całość, co na pierwszy rzut oka wydawało się niemożliwe. Tymczasem, mamy do czynienia z świetnie pomyślanym i dobrze wykonanym modelem rozgrywki, który jest intensywny, ciekawy i przy każdej powtórce świeży.

Po kilku podejściach gra zacznie nużyć, to oczywiste. Gdy zaczniemy to zauważać, zegarek będzie pokazywał jednak, że w świecie Isaaka spędziliśmy podejrzanie dużo czasu.

Ten koszmar może wciągać. A jednocześnie nie mamy wrażenia, że daliśmy się oszukać kolejnej pseudogrze polegającej na nabijaniu doświadczenia. Po części dzieje się tak za sprawą trudnej rozgrywki oraz kilku zakończeń. 

Nie wszystko na plus

Niektórzy gracze oczekują pełnoprawnej gry za każdą kwotę. W tym przypadku Isaac może zawieść, bo ma on bardziej przeglądarkowy klimat od Super Meat Boy’a, Mówiąc inaczej: wygląda i działa trochę jak minigierka z serwisu. Trudno jednak uznać to za zarzut, bo twórca gry wywodzi się przecież z tego środowiska i dokładnie w takie doświadczenie celuje.

Kolejną wadą w Isaacu jest sama rozgrywka: bieganie i strzelanie. Prosty i łatwy do opanowania system nie jest aż tak przyjemny jak powinien. Czasami po prostu chciałoby się czegoś więcej, bardziej czułego sterowania i dodatkowych możliwości.

Inną sprawą jest to, że przy produkcja nie jest zbyt dobrze zoptymalizowana i trochę traci na płynności na pececie, który radzi sobie z Battlefieldem 3.

Dużo frajdy niskim kosztem

Ta gra doskonale pokazuje, że nie trzeba ogromnego budżetu i stuosobowej ekipy, aby zrobić coś oryginalnego, odkrywczego i jednocześnie zabawnego.  McMillen udowodnił dodatkowo, że nawet w pojedynkę wie co robi i potrafi zrobić grę na wysokim poziomie. Nie jest to wiekopomne dzieło jak Super Meat Boy, ale wciąż gra niezależna, którą warto polecić.

Wycieczka do piwnicznych czeluści pełnych fekaliów i wynaturzeń za dwadzieścia złotych to jeden z lepszych najlepszych interesów, jaki można zrobić w tym tygodniu. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.

Hed
29 września 2011 - 21:36