Dlaczego nie mamy gier dla kilkulatków? - sathorn - 19 października 2011

Dlaczego nie mamy gier dla kilkulatków?

Większość Czytelników prawdopodobnie nie miała nigdy dłuższego (i mam na myśli tutaj wielomiesięcznego, a nie kilkugodzinnego) kontaktu z małymi dziećmi. Ja sam mam dwóch braci bliźniaków, z którymi jeszcze do niedawna mieszkałem pod jednym dachem. Małe stwory siłą rzeczy, kiedy wyszły z kołyski zaczęły się interesować tym co robią domownicy. Dosyć szybko zainteresowały ich gry wideo. Kiedy tylko nauczyli się mówić "daj", zaczęli przesiadywać koło mnie, pokazując na pada/myszkę i mówić "daj". No i ja bym im chętnie dał, żeby sobie szkraby pograły. Tylko w co?

Jeżeli przeglądaliście wczoraj Gry-Online Info, to może zwróciliście uwagę na mojego newsa dotyczącego chęci zagospodarowania przez Microsoft tej części rynku. Części rynku, co do której nikt nie spodziewał się nawet że istnieje!

Do tej pory najłatwiejszą w obsłudze grą, jaką mogliśmy dać swojemu dziecku, młodszemu bratu czy kuzynowi jest jeden z tytułów z serii LEGO. Ewentualnie w grę wchodzi Little Big Planet, koniecznie na mapach tworzonych przez innych graczy, ponieważ wtedy mamy nieskończoną liczbę żyć. Próbuję przypomnieć sobie jakiś inny tytuł, ale nic nie przychodzi mi do głowy.

Jeżeli nawet odpalimy wspomniane LEGO, to możemy być pewni, że co 2 minuty będziemy wołani o pomoc. A tego przecież nie chcemy. Boli mnie ogromnie brak gier, które mogłyby być zrozumiałe dla najmłodszych dzieciaków. Na tyle prostych, aby maluchy mogły je same obsłużyć. I uwierzcie mi - trzylatkowie są już na tyle kumaci, żeby pobawić się w coś prostego. Sam mając 4 lata grałem już w Command & Conquer.

Idealne gry dla kilkulatków muszą być pozbawione przemocy (to akurat oczywiste), ordynarnie wręcz łatwe, a przy tym sprawiać na maluchu wrażenie, że ma on wpływ na to co się dzieje na ekranie. Obecnie gry wideo tworzone są dla najmniej 5-7 latków (w zależności od stopnia rozwoju brzdąca). Mniej więcej w takim trzeba być wieku, że ogarnąć najprostsze platformówki, które swoją drogą zupełnie zdominowały pojęcie "gry dla dzieci". Mam wrażenie, że to scheda po pewnym hydrauliku.

Jako platformy dla najmłodszych rozwiązaniem co do którego mam mieszane uczucia są komputery. Dziesiątki przycisków, możliwość zniszczenie drogiego sprzętu, itp. problemy sprawiają, że jest to niewątpliwie rozwiązanie improwizowane. Duża zaletą jest jednak możliwość znalezienia setek darmowych gier flashowych (niestety większość to debilne kolorowanki, ale zdarza się też coś ciekawego), które spełniają nasze wymagania. Przejdźmy więc do konsol.

Jeżeli chodzi o kwestię gier dla dzieci Microsoft z Kinectem wygrywa w przedbiegach. Po pierwsze technologia zastosowana w tym kontrolerze jest na tyle upośledzona, że nawet średnio rozgarnięty szympans jest w stanie ją rozgryźć. Po drugie, o ile dorosłych graczy z reguły nie bawi "bycie kontrolerem", ponieważ po całym dniu pracy/nauki chcą się wyluzować na kanapie, o tyle dziecku skakanie i machanie rękoma i nogami przed ekranem telewizora może sprawić sporo radochy (a przy tym da mu możliwość zażycia ruchu w domu, bez obawy, że zakończy się to wskoczeniem do kominka, rozbiciem sobie głowy o kant stołu czy zatrzaśnięciem się w szafie). Po trzecie wreszcie, jeżeli faktycznie ukaże się kilka tytułów zaprojektowanych stricte dla dzieci, to będzie to pierwszy przypadek w historii, kiedy ktoś na poważnie zajmie się tematem gamingu wśród kilkulatków.

Choć zabrzmi to dziwnie, to osobiście mam już drugi powód, żeby żywić ciepłe uczucia do Kinecta. Pierwszym są gry taneczne gdyby ktoś pytał. W dalszym ciągu uważam, że 500zł to totalne zdzierstwo (zwłaszcza biorą pod uwagę zasadę ze świata konsol traktującą o tym, że zarabia się na sofcie a nie sprzęcie). 

sathorn
19 października 2011 - 20:14