Recenzja A New Beginning - Final Cut - dobra przygodówka. Tylko dobra - Materdea - 13 czerwca 2013

Recenzja A New Beginning - Final Cut - dobra przygodówka. Tylko dobra

Materdea ocenia: A New Beginning
70

Smętne teorie spiskowe dotyczące zagrożeń matki ziemi słyszeliśmy nie raz. Dziura ozonowa, ocieplenie się klimatu, topnienie lodowców na Grenlandii – tematy ciągle aktualne i powracające niczym bumerang, jeśli trzeba wytłumaczyć jakąś niezwykłą anomalię pogodową. Ale co, jeśli apokalipsa nastąpi za wcale nie tak długi okres? Czy potencjalni podróżnicy w czasie wrócą i ostrzegą nas o katastrofie? Ba, spróbują nawet nie dopuścić do jej wywołania. Coś czuję, że jeszcze dobrych kilkadziesiąt lat minie, a my nie spotkamy się z takim zjawiskiem. Okazuje się, że według Daedalic Entertainment zdarzy się to relatywnie niedługo.

Mój pierwszy kontakt z A New Beginning przypadł w udziale wersji oznaczonej „Final Cut”. Znaczy to mniej więcej tyle, że co mogło zostać poprawione, zostało w istocie poprawione. Jak uczy nas życie, pewne są tylko śmierć i podatki. A New Beginning – Final Cut brodzi wręcz w językowych wpadkach. Co ciekawe, wygląda na to, iż tłumaczenie zostało kropka w kropkę zerżnięte z oryginalnego, pudełkowego wydania, za które odpowiada IQ Publishing. Nic się nie zmieniło, od tamtej daty – literówki, błędy stylistyczne, a nawet cyrylica ulokowane gdzieniegdzie w interfejsie. To wszystko stanowi o „sile” lokalizacji gry. No dobra, a co z pozostałymi elementami?

Fabuła wrzuca nas w skórę niejakiego Benta Svenssona, zgorzkniałego pracoholika. Przez większość swojego nudnego, jak zbieranie grzybów zimą, życia, opracowywał metody pozyskiwania energii ze specjalnego gatunku alg. Niestety, zamiast milionów dolarów zysku, projekt skończył się zwykłą klapą. Niepocieszony profesor Svensson siedzi teraz w swoim letniskowym domku, gdzie przy pomoście piękna łódka obija się o skały, panienki tańczą w bikini, gra głośna muzyka… ta. W każdym razie jedna kobitka wpada do Benta z gospodarską wizytą. Na imię jej Fay i chce ocalić świat.

Pierwsze chwile spędzone z grą to odtworzenie opowiadanej historii – czysta retrospekcja. Bohater początkowo niezbyt ufnie podchodzi do nowej koleżanki, jednak w miarę jak Fay rozwija swoje myśli, przekonuje Svenssona by ten ruszył z nią zbawić ludzkość od tajemniczego zagrożenia. Naturalnie uchronienie ludzi od nieuchronnego kataklizmu może odbyć się tylko za pomocą specyficznej odmiany tych wodorostów. Później akcja przenosi nas w znane miejsca, albowiem Fay dokładnie o nich opowiadała. Na szczęście po licznych perturbacjach i kłopotach przychodzi czas kiedy odwiedzamy nowe miejscówki w tym genialnie zaprojektowaną dżunglę z futurystyczną siedzibą pewnego koncernu energetycznego.

Ciekawym, choć na pewno nie nowym, „ficzerem” jest kierowanie dwójką postaci. Taki zabieg w przygodówkach nie jest często eksploatowany, jednak niemniej sprawia niezwykle naturalne wrażenie. Na przemian kierujemy właśnie Bentem oraz Fay – dwa punkty widzenia na jedną sytuację. Trzeba powiedzieć, iż deweloperzy z Daedalic Enterainment wykreowali bardzo dobrze kontrastujące się sylwetki – z jednej strony mamy zrzędliwego, podstarzałego naukowca. Z drugiej pełną optymizmy, ale i obaw, młodą, zwinną kobiecinę. Choć dialogi nie reprezentują klasy światowej, bo miałem wrażenie, że tak plastyczne podłoże można było lepiej wykorzystać, całość trzyma fason. Zwłaszcza, że potencjał był ogromny. Niemniej nie wyglądało to tak najgorzej – szału na mnie nie zrobiło, po prostu solidna robota.

Obsługa gry może wydawać się nieco nietypowa, ponieważ nie wygląda jak w tradycyjnych grach przygodowych. Przytrzymując lewy klawisz myszy rozwijamy malutkie menu – opcje, które pozwalają na wejście z interakcję z danym przedmiotem.  Możemy np. wąchać, słuchać, dotykać i najważniejsze – łączyć. Bo na tym opiera się A New Beginning. Na łączeniu itemów, kombinowaniu z ich odpowiednią konfiguracją itd.

Design lokacji jest dla tego studia dość charakterystyczny. Jednak nie na tyle, by poznać twórców po obejrzeniu kawałka gameplaya, ponieważ znane z komiksowego stylu Daedalic w A New Beginning co prawda zastosowało ręcznie rysowane tła, ale już w nieco innej konwencji. Koniec końców otrzymujemy bardzo przyzwoitą grafikę, z nieźle (ale pozostawiając sporo do życzenia) animowanymi postaciami, charakternymi miejscówkami i ciekawie zaprojektowanymi zagadkami logicznymi. W moim odczuciu wyszło stosunkowo pozytywnie, jednak nie na tyle, by przyznać coś więcej aniżeli pełne 7 na 10 punktów. Przeciętna historia z nieco sztampowym zwrotem akcji – niemniej plus należy się za nieźle nakreślone sylwetki. Szkoda, że te drugoplanowe nie są tak wyraziste, ale powiadają, że nie można mieć wszystkiego.

W każdym razie nie dostajemy produktu wypranego z jakichkolwiek ambicji. Nie, Daedalic to marka sama w sobie, o czym zresztą przekonaliśmy się przy okazji serii Deponia, czy chociażby niedawno wydanego The Night of The Rabbit. Wyraźnie widać, iż wypuszczając A New Beginning twórcy wyraźnie eksperymentowali z formą, nie mając jeszcze doprecyzowanego stylu. Z perspektywy czasy mogę powiedzieć, że dobrze się stało, iż niemieccy producenci postawili na komiksową oprawę graficzną do spółki z luźnym, niezobowiązującym i zdecydowanie mniej patetycznym scenariuszem, żartami oraz ciekawymi nawiązaniami.

Materdea
13 czerwca 2013 - 21:08