Darmówka warta grzechu - Spooky's House of Jumpscares - DrSlaughter - 12 sierpnia 2015

Darmówka warta grzechu - Spooky's House of Jumpscares

Można by pomyśleć, że skoro gry niezależne także mogą osiągać ogromne sukcesy, to pojawi się coraz więcej zdolnych twórców, a razem z nimi powstanie więcej oryginalnych tytułów. Sprawa jednak nie do końca wygląda tak różowo, przynajmniej w sferze horrorów. O ile małych, niezależnych gier w tym gatunku rzeczywiście jest teraz pełno, to nadal ciężko o produkcję naprawdę ciekawą. Taką, która nie kopiuje jedynie kropka w kropkę innego tytułu i która stawia poprzeczkę wyżej niż na playlistach youtuberów. Taką grą okazało się, ku mojemu zaskoczeniu, Spooky’s House of Jumpscares.

Zawsze mówię, że dobry horror nie potrzebuje więcej niż jednego jumpscare’a. Nie spodziewałem się więc cudów po grze, która ma je już w tytule. Było w niej jednak coś intrygującego, no i jest darmowa, więc i tak nie miałem nic do stracenia. To co otrzymałem, trudno streścić w kilku słowach. Spooky’s House of Jumpscares to wiele różnych rzeczy połączonych razem w niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju grę. Ale zacznijmy od początku.

Nasze zadanie jest proste. Trafiamy do upiornej rezydencji, w której uroczy duszek małej dziewczynki,  tytułowa Spooky, stawia przed nami wyzwanie – mamy przejść przez wszystkie tysiąc pomieszczeń znajdujących się w domostwie. Bez zbędnego mitrężenia ruszamy w podróż. Przebiegamy przez krótkie, proste korytarze i w mgnieniu oka mamy już za sobą kilkanaście pomieszczeń. W takim tempie dojdziemy do tysiąca w.. JEZU CHRYSTE!

Gdy spotykamy się na samym początku ze Spooky, nasza czujność nie może być bardziej uśpiona. Wkrótce zapłacimy za ten błąd

Pierwszy jumpscare pojawia się kompletnie znikąd i całkowicie wybija nas z rytmu. Gdy opadną jednak emocje zdajemy sobie sprawę, że zostaliśmy przestraszeni przez... kartonową dynię. Tytułowe straszaki są niczym więcej jak wyskakującymi ze ścian kawałkami papieru, zrobionymi na uśmiechnięte duszki, ośmiorniczki, dynie czy drzewka. Towarzyszy im oczywiście głośne skrzypnięcie albo plaśnięcie, ale trudno mi mieć twórcom za złe, że stosują ten zabieg. Efekt jest po prostu przezabawny.

"Ale jak to przezabawny?" spytacie, przekonani że coś mi się musiało poplątać. W końcu to ma być horror, prawda? Tymczasem mowa jak na razie tylko o bajkowych zwierzaczkach i śmiesznych duszkach. Otóż, Spooky’s House of Jumpscares jest „uroczym horrorem”. Grafika jest rysunkowa, straszaki się do nas uśmiechają, a okazjonalnie w jednym z pomieszczeń możemy znaleźć automat do gier i pobawić się trochę przy „Spookowej” wariacji Pac-Mana. To jeden z głównych elementów wyróżniających grę na tle innych. Nie martwcie się jednak, jeśli chcecie strasznej gry, nie minie wiele czasu, aż ten tytuł ukaże nam swoje prawdziwe oblicze.

W każdej strefie znajdziemy kartki przybliżające wydarzenia związane z czającym się w pobliżu potworem.

Zaczyna się niewinnie. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia znajdujemy porozrzucane po kątach kartki (klasyka). Przeczytać w nich możemy przemyślenia innej postaci, która próbowała przejść przez wszystkie tysiąc pokoi i przekonana jest, że to ona służy za protagonistę gry. Elementy komediowe zaczynają się już przeplatać z lekkim zaintrygowaniem, ale to dopiero początek. Z każdym kolejnym pomieszczeniem słodziaszny klimat gry zaczyna zanikać, a zastępuje go ciężka, niepokojąca atmosfera i wiemy już, że zaczyna się prawdziwy horror.

Chociaż większość z tysiąca pokoi to zestaw tych samych, powtarzających się w losowej kolejności i lekko tylko zmieniających się korytarzy, to co jakiś czas będziemy trafiać na większe „strefy”, podzielone często na kilka odgałęzień. W nich tkwi mięso gry, każda taka strefa nawiązuje klimatem do jakiegoś innego znanego horroru. Mamy więc pomieszczenia inspirowane Silent Hill, Clock Tower, albo elementy sławnej creepypasty z The Legend of Zelda: Majora’s Mask. Co najciekawsze, w tych momentach zmienia się nie tylko atmosfera gry, ale też sama rozgrywka ulega lekkim zmianom. W jednym przypadku będziemy musieli oświetlać sobie drogę latarką, w innym schowamy się w szafie przed polującym na nas mordercą. Każda taka rozbudowana sala to w pewnym sensie oddzielna mini-gra nawiązująca do klasyków gatunku, stawiająca także przed graczem mniej lub bardziej skomplikowaną zagadkę do rozwiązania.

Po jakimś czasie znajdziemy topór, który umożliwi walkę z niektórymi wrogami. Wciąż jednak najczęstszym rozwiązaniem będzie ucieczka.

Elementy straszące nie zawodzą. W miarę postępów klimat robi się coraz mroczniejszy, a napięcie rośnie. Poza pojawiającymi się w konkretnych etapach przeciwnikami, przed którymi trzeba uciekać, twórcy regularnie robią nam wodę z mózgu i wprowadzają w dezorientację, często w momentach, gdy my jesteśmy już wystarczająco zestresowani z powodu goniącego nas upiora. Zbyt szczegółowe opisywanie wykorzystywanych przez nich trików popsułoby oczywiście cały efekt, toteż polecam każdemu sprawdzić to na własnej skórze. Z całą pewnością można jednak stwierdzić, że pod przykrywką „jumpscare-festu” kryje się dowód na to, że twórcy świetnie rozumieją na czym polega horror, a pomieszanie wielu różnych konwencji wykonali z taką wprawą, że zabiegi mające nas przestraszyć nie stają się męczące, jak to często bywa w podobnych grach.

Czym więc tak naprawdę jest Spooky’s House of Jumpscares? To humorystyczny list miłosny dla gatunku horrorów. Hołd złożony tytułom takim jak Amnesia, Resident Evil, horrorom japońskim i wszystkim tym, którzy lubią straszyć oraz sami być straszeni. To także satyra gatunku, nie biorąca się zbyt poważnie – co widać choćby w straszakach, które, świetnie naśmiewają się z tego, jak nadużywa się ich w innych grach. Dwie osoby odpowiedzialne za grę wykazały się olbrzymią kreatywnością przy tworzeniu tej – na pierwszy rzut oka – prostej produkcji. W morzu tanich horrorów, które ciężko od siebie odróżnić, Spooky’s House of Jumpscares jest powiewem świeżości, nawet gdy – paradoksalnie – mocno czerpie z istniejących już dzieł i pomysłów.

DrSlaughter
12 sierpnia 2015 - 20:30