Narzegracz: Resident Evil zgniło - Danteveli - 28 marca 2016

Narzegracz: Resident Evil zgniło

W dniach gdy pod moim 20 calowym kineskopowym telewizorem leżał szaraczek Resident Evil było wspaniałe. Teraz gdy w domach mamy płaskie telewizory i super konsole Biohazard jest raczej traktowane niczym kino klasy b. Seria jakoś tam sobie radzi ale do czasów RE4 nie ma startu. Premiera Resident Evil HD Remaster sprawia, że zaczynam się martwić o przyszłość cyklu. Obawiam się że ten odgrzewany kotlecik to tylko dowód, że cykl o zombiakach jest już tylko stęchłym kawałkiem mięsa.

Resident Evil to tytuł który w znacznym stopniu formował podgatunek gier przychodowych jakim były survival horrory. Gra znana w Japonii jako Biohazard zapoczątkowała trwającą sporo czasu modę na gry tego typu. Resident Evil 4 rewolucjonizuje trzecioosobowe shootery by piątka mogła zasłynąć z rasizmu. Jednak to nie przeszkodziło jej w staniu się nie tylko najlepiej sprzedającą się gierką z Resident Evil w nazwie ale i w całym dorobku Capcom.

 

Warto zastanowić się, co takiego przydarzyło się Biohazard po premierze 3.odsłony. Z pomocą w tym przychodzi oficjalny dokument ze strony dla inwestorów Capcom zatytułowany „The Secret of Success "Resident Evil". Ta promocyjna broszurka prezentuje nastawienie japońskiej firmy do swojego dziecka. Resident Evil 4 było wynikiem coraz słabszej sprzedaży kolejnych gier z cyklu. Zdecydowano się, że odświeżenie formuły jest najlepszym rozwiązaniem na rewitalizację marki. Efektem tego była długa praca nad kilkoma wersjami gry. Jedna z nich przerodziła się w Devil May Cry a inna niewątpliwie była inspiracją dla innego survival horroru Haunting Ground. Efektem finalnym okazała się gra którą znamy i kochamy. Jak twierdzą twórcy taki a nie inny model strzelania został do gry wprowadzony, gdyż zachodni gracze lubią shootery. Zmiany te okazały się olbrzymim sukcesem bo gra zebrała świetne recenzję, wpłynęła na cały gatunek TPP i pojawiła się na praktycznie każdym dostępnym sprzęcie do grania.

 

Kolejnym krokiem było więc wyprodukowanie Resident Evil 5. Jeśli zmiana modelu survival horroru w stronę gry akcji przyniosła tak dobre efekty to co gdyby popchnąć ją trochę dalej. Wywalenie ciężkiej atmosfery i mrocznych lokacji na rzecz słonecznej Afryki. Do tego jeszcze zabawa w trybie kooperacji niczym Gears of War by ograniczyć terror do minimum. Staży fani cyklu nie byli zbyt zadowoleni. Wszyła z tego całkiem niezła gra ale prawdą jest, że z Resident Evil nie miała ona już wiele wspólnego.

 

Wyjaśnienie tego zdarzenia znajduje się we wspomnianym już wcześniej dokumencie. Według Capcom długa żywotność serii stała się jej problemem. Osoby, które zaczynały swoją przygodę z Resident Evil w 1996 są prawdopodobnie w przedziale wiekowym 30-40 lat. To oznacza, że część z nich „wyrosła już z grania”. Należy więc skierować swoją uwagę w inną stronę niż core gamerzy. Metodą trafienia do nowych osób ma być wepchnięcie Resident Evil w miejsca, z którymi cykl o zombie ma mało wspólnego. Magazyny o tematyce mody, popularne wśród młodych ludzi, restauracje, parki rozrywki czy kina. Ma to być metoda by „nie-gracze” mogli cieszyć się Resident Evil. Ten trochę śmieszny pomysł nie jest sam w sobie tragiczny i sam muszę przyznać, że Restauracja Evil w Tokio bardzo mi się podobała. Problemem jest to, że taka próba ekspansji przy Devil May Cry 2 (specjalne ubrania marki Diesel) zakończyła się tragiczną grą, skierowaną do nikogo.

W każdym razie przechodzimy do filmów Resident Evil. Odpowiada za nie Paul WS. Anderson, który to zdecydował się skupić się na granej przez swoją żonę postaci Alice. Aby wyrazić to jak bardzo nie lubię tego cyklu filmowego nagrałem kilka pogadanek na youtube, więc nie będę się na tym teraz skupiał. Tym co charakteryzuje filmowe uniwersum Biohazard jest postawienie na akcję, kompletna rezygnacja z elementów horrorów i staranie się wytworzenia wrażenia epickości poprzez wybuchy i totalnie odrealnione sekwencje. W taki właśnie sposób ewoluuje seria, której początkiem było kilka osób błąkających się po rezydencji.

W 2012 otrzymaliśmy kolejną dużą odsłonę serii. Resient Evil 6 było w moim odczuciu grą koszmarną. W pozycji tej nie było praktycznie żadnego elementu za który kocham Resident Evil. Tytuł ten przypominał mi tragiczny cykl filmów Paula W.S. Andersona. Seria gier o żywych trupach potrzebuje przecież mnóstwo akcji, wybuchów i żałosnych sekwencji. Oczywiście prawda jest taka, że już w Code Veronica mieliśmy sceny wyjęte wprost z Matrixa (ach ten Wesker). Jednak to właśnie niespodziewany i zasmucający mnie sukces filmów o Alice przyczynił się w znacznym stopniu do tragedii jaką jest ostatni duży Resident Evil. Może to jednak raczej efekt tego jak Capcom postrzega graczy zaowocowało taką a nie inną grą. Wspaniała broszurka informuje nas przecież o tym, że zmiany z Resident Evil 6 są efektem wysłuchania uwag graczy w połączeniu z implementacją „Hollywodzkich” standardów akcji. Siedmioro bohaterów i 4. scenariusze mają trafić do zróżnicowanej grupy graczy i teoretycznie przypasować każdemu typowi gracza. Dlatego też nasza ekipa podróżuje po całym świecie w akompaniamencie wybuchających helikopterów i globalnego zagrożenia. W końcu trzeba podbić do maksa stawkę o jaką się gra bo inaczej sequel filmu... tfu gry nie ma sensu.

Wyszedł z tego crap zrobiony dla nikogo, bo efektem próby przypasowania wszystkim był nijaki produkt pozbawiony własnej tożsamości. Capcom było bardzo zawiedzione wynikami sprzedaży tego tytułu i w ogólnym rozrachunku okazał się on klapą. Nie dużą na tyle by zamordować całą serię ale poważną na tyle, że jak na razie nie słyszymy wiele o Resident Evil 7. Zamiast tego mamy edycję HD rimejku pierwszej gry i Resident Evil Revelations 2 dostarczane nam w formie epizodów.

 

Przechodząc jednak do meritum sprawy. Szumne zapowiadanie ponownego wydania pierwszego Resident Evil wydaje mi się znaczącym symptomem choroby jaka toczy serię. Residenty mają być dochodowe, więc muszą być popularne. Stan rzeczy wymaga więc tego by nie były niszowymi produkcjami dla maniaków horrorów i osób lubujących się w oglądaniu rozszarpywania zwłok przez zęby. Więcej akcji równa się większej ilości sprzedanych kopii a to z kolei więcej pieniędzy.

Proste równanie sprawdza, że survival horror dostaje kooperację, chodzenie i strzelanie jednocześnie, ataki w postaci ciosów z filmów kung fu, praktycznie niekończący się zapas amunicji czy masę Quick Time Events. Te zmiany nie muszą oznaczać, że gry automatycznie stają się złe. Jednak okazuje się, że ludziom nie specjalnie podoba się takie podejście. Udowodniły to oceny Resident Evil Raccon City a także chłodne przyjęcie RE6. Oferuje się więc nam krok wstecz i powrót do korzeni. Pierw wydając na konsole stacjonarne i PC Revelations. Tytuł który swą staroszkolność zawdzięczał głównie ograniczeniom platformy docelowej jaką był 3DS. Teraz mamy dostać edycję HD 12 letniego portu gry, która ma prawie 20 lat. To wygląda jak najgorsza z możliwych odpowiedzi na problem w którym kierunku ma iść Resi. „Chcecie olscholowego tytułu? Dobra! Zagrajcie w naszą starą grę jeszcze raz. Tylko nie zapomnijcie zapłacić za nią po raz kolejny”. Stosunkowo wysokie oceny tego rimejku połączone z niezła sprzedażą mogą oznaczać, że Capcom przez jakiś czas skupi się na szybkim odświeżaniu starszych gier i wydawaniu bardziej budżetowych projektów vide Revelations 2. To jednak jest raczej w sprzeczności do olbrzymich planów jakie firma ma w stosunku do marki. Dodatkowo kiepska sytuacja finansowa firmy wymusza obecność wielkiego hitu. I tu pojawia się spory problem bo większy projekt to zdecydowanie większe ryzyko finansowe.

 

Wydaje mi się, że Capcom na chwilę obecną nie ma kompletnie pomysłu co zrobić z tą marką. Nie można przecież w nieskończoność wydawać na kolejnych platformach tych samych dwóch czy trzech części licząc, że to pozwoli marce przetrwać. Resident Evil 4 jest już dostępny na praktycznie każdym urządzeniu. Gra doczekała się wersji mobilnej, portu na Wii, edycji HD na X360 i PS3 a także wersji Ultimate HD na Steam. Remke z GameCube wydaje się więc na tę chwilę żyłą złota, na której da się zarobić. Tylko co potem? Remastery Biohazard 2 i 3 to za dużo roboty bo gry te nie były ruszane od czasów gdy Crash Banicoot był fajny. Zostaje więc Resident Evil 0 z GameCube i port RE5 na PS4 i Xbone. To da jakiś rok czy dwa spokoju ale co dalej?

Resident Evil 7 pojawi się na pewno tylko śmiem wątpić czy ktokolwiek w Capcom ma pomysł czym ma być ta gra. Wszystkiego dowiemy się w swoim czasie. Oby tylko RE7 nie okazało się rebootem z nową bardziej irytującą wersją bohatera, który nie potrafi nosić z godnością białej czupryny. Przyznam się szczerze, że nie widzę wyjść z tej sytuacji innego niż wyczekiwanie przez Campcom premiery Silent Hills i podjęcie wniosków na podstawie tego co się z grą Konami stanie. Tylko czy japońska firma przetrwa w obecnej formie do pojawienia się tamtej gry?

Ni trudno się domyślić, że tekst ten powstał kilka lat temu. Już w momencie ogłoszenia Resident Evil HD miałem obawy co do dalszych losów serii Biohazard. Teraz jestem przekonany, że za dobrze nie będzie i Resident Evil 2 Remake będzie ostatnim testem tego czy kultowa seria jest w stanie przetrwać w dzisiejszym klimacie.

Danteveli
28 marca 2016 - 13:26