Recenzja Bring the Crunch - bardzo dobrego DLC do South Park: The Fractured But Whole - fsm - 10 października 2018

Recenzja Bring the Crunch - bardzo dobrego DLC do South Park: The Fractured But Whole

fsm ocenia: South Park: The Fractured But Whole - Bring the Crunch
80

Bardzo rzadko kupuję DLC, zdecydowanie preferuje duże dodatki w rodzaju tych, które serwowali nam twórcy Wiedźmina lub Diablo. Jako sceptycznie nastawiony do idei rozbudowywania gry o małe kawałki zawartości za nieco zbyt duże kwoty postanowiłem dać szansę rzekomo najlepszemu, ostatniemu rozszerzeniu do zeszłorocznego wirtualnego South Parku. Bring the Crunch okazał się być zaiste chrupiący i warty wydanych na niego pieniędzy (niecałe 40 złotych po ubisoftowej zniżce).

To rozszerzenie stoi bardzo blisko starych dobrych dodatków sprzed lat - całe The Fractured But Whole zajęło mi niecałe 20 godzin zabawy, zaś Bring the Crunch dołożyło do tego niemal 4 godziny nowej przygody, co uznaję za całkiem solidny wynik. Twórcy przygotowali zupełnie nowy obszar do zwiedzania (z własną mapą), całkiem długi główny quest i kilka zadań dodatkowych poprawiających kondycję mojego herosika, a także nowego kompana i nową klasę postaci.

Bring the Crunch zabiera nas do obozu Tardicaca, gdzie dzieją się rzeczy krwawe, okrutne, śmiertelnie niebezpieczne i żywcem wyjęte ze slasherów popularnych w latach 80-tych (w pakiecie z zaskakująco dobrą ścieżką dźwiękową z wyśmienicie brzmiącym motywem słyszanym podczas pojedynków - brawo!). Musimy dowiedzieć się, co tak naprawdę zaszło i ocalić obóz odnajdując żywych opiekunów. Żeby ułatwić Wam szybkie przyswojenie wszystkiego, co w Bring the Crunch jest dobre, zapraszam do zapoznania się z listą podpunktów.

Super:
1. bardzo "odcinkowa" forma opowieści, z dobrze wymierzonymi żartami, puentą i fajnymi przerywnikami filmowymi;
2. bardzo interesująca nowa klasa postaci - Ostatnia dziewczyna wymusza na graczu jeszcze bardziej taktyczne podejście do każdego pojedynku;
3.  duża mapa ze sporą ilością rzeczy do zrobienia (w tym nową mini-gierką "wędkarską");
4.  równowaga między walką i zagadkami;
5.  interesująca, długa i pełna zwrotów akcji finałowa masakra.

Mniej super:
1. postać Mintberry Crunch nie okazała się aż taka super (choć bardzo istotna fabularnie);
2. odtworzona walka z panną Dupencją (można było wstawić tu jakiegoś stwora, zachowując te same zasady pojedynku).

Werdykt? Podobało mi się. Nawet bardzo. To DLC rozbudowuje podstawową grę dodając więcej tego, co już się sprawdziło. Bez rewolucji, ale za to całkiem blisko rewelacji.


Dla porównania - szybka ocena DLC From Dusk Till Casa Bonita

Wcześniejsze fabularne DLC brało na barki temat wampirów i również stanęło na wysokości zadania w kwestii humoru, popkulturowych nawiązań i ciekawej finałowej walki z cudownie durnowatym wstępem. Doskonałym nowym kompanem okazała się Henrietta z bardzo pomocną mocą ostateczną. Gorzej wypadła długość zabawy (maksymalnie 2,5 godziny), wielkość mapy (dostępny był tylko obszar restauracji Casa Bonita) i nowa klasa postaci (Wcielenie śmierci jest fajne, ale dosyć szybko wymieniłem większość jego mocy na inne). Casa Bonita kosztuje tyle samo, a oferuje mniej niż 3/4 frajdy, z tego też powodu to DLC dostałoby 6/10.


fsm
10 października 2018 - 14:06