Brightburn: Syn Ciemności czyli Superman + Omen - Danteveli - 31 maja 2019

Brightburn: Syn Ciemności, czyli Superman + Omen

W dzisiejszych czasach superbohaterowie i historie z komiksów to chleb powszedni. Wszyscy na świecie rozpoznają postacie z uniwersum Marvel i DC. Każdego roku jesteśmy zalewani produkcjami z udziałem naszych ulubionych bohaterów. Jest tego tak dużo, że twórcy mają okazję eksperymentować z różnymi pomysłami na filmy. Kapitan Ameryka z elementami szpiegowskiego king, Wolverine jako film drogi? Może dorosła komedia o Deadpoolu? A co powiedzie na prawdziwą wersję historii o Supermanie? Tą gdzie niezniszczalny i potężny przybysz z kosmosu traktuje ludzi tak jak my traktujemy mrówki. Wtedy opowiastka o pierwszym superbohaterze stanie się horrorem. Brightburn: Syn ciemności to właśnie próba podjęcia tematu. Co by było gdyby Superman okazał się być złym dzieckiem.

Brightburn to Omen epoki kina superbohaterów. Mam więc tradycyjną historyjkę o złym dziecku z drobnym twistem. Diabełek posiada dokładnie takie same umiejętności jak bohaterowie komiksów. Historia rozpoczyna się tutaj w mieście Brightburn w stanie Kentucky. Pewna para odnajduje statek kosmiczny, w którym znajduje się bobas. Ludzie decydują się przygarnąć dziecko i wychować je najlepiej jak potrafią. Chłopiec wraz z dorastaniem zaczyna okazywać swoje nadludzkie moce.

Mamy więc historie wprost z kart komiksów o Supermanie. Zgadza się nawet lokacja i to, że rodzice mieszkają na farmie. Różnicą jest tutaj to jak chłopak wykorzystuje swoje moce.

Zamiast opowieści o superbohaterze dostajemy horror o niezniszczalnym przybyszu z obcej planety. Wszystko to dlatego, że do naszego bohatera docierają jakieś transmisje z jego planety. Wygląda na to, że jego oryginalna rodzina nie miała ludzi w zbyt wielkim poważaniu. Chłopak słyszy o tym że powinien podporządkować sobie Niebieską Planetę. Jakby tego było mało to nowi rodzice nie do końca radzą sobie z problemami wynikającym z dorastania z jakimi boryka się dzieciak. My mamy okazje oglądać jak miły i pogodny chłopak zamienia się w bezwzględnego socjopatę zdolnego zabijać ludzi za pomocą wzroku. Tak sytuacja nie może skończyć się dobrze.

Syn ciemności ma spory potencjał na naprawdę solidne straszydło. Niestety nie wszystko wychodzi tutaj tak jak powinno. Znaczna część filmu skupia się na przemianie z miłego chłopca w bestię, która ma za nic ludzkie życie. Film stara się rzucić światło na kwestię natura kontra wychowanie żeby dodać kontekstu tej przemianie. Niestety nie udaje się to do końca tak jak powinno.

Z jednej strony mamy solidne momenty, które w sprytny sposób informują nas o tematyce filmu. Już na samym początku dowiadujemy się o różnicy pomiędzy pszczołami i osami, która informuje nas o sposobie myślenia chłopca, o którym jest ta historia. Mamy też serię scen, które pokazują nam, że dzieciak nie tylko nie może znaleźć miejsca dla siebie w tym świecie, ale także młody bohater jest zagubiony bo musi radzić sobie sam ze zmianami wynikającymi z dorastania.

Z drugiej strony przeskok do pełnego zła wydaje się być trochę zbyt szybki. Nasz superdzieciak zatraca wszystkie ludzkie cechy w przeciągu kilku chwil co wypada bardzo sztucznie. Po prostu trudno uwierzyć, że ktoś uprzejmy i miły z dnia na dzień staje się agresywny i bezduszny. Da się to wytłumaczyć wpływem informacji z planety bohatera i tym, że pchają one bohatera w zła stronę. Do tego fakt że samo dorastanie może być naprawdę trudnym przeżyciem dla zwykłych ludzi a co dopiero kogoś o potencjalnie nieograniczonej mocy. Mam jednak wrażenie, że ze względu na to, ze film trwa zaledwie 90 minut twórcy zdecydowali się pominąć wiele aspektów przemiany. Trochę szkoda bo jest to zdecydowanie najbardziej interesujący aspekt filmu i to z niego można czerpać sporą dawkę grozy.

Brightburn wybiera jednak drogę gore i akcji, która rozpoczyna się po kilkunastu minutach filmu i nie ustaje do końca. Superdzieciak zaczyna zabijać i to ewidentnie sprawia mu przyjemność. Na dokładkę jest całkiem niezły w tym co robi. Dzięki temu mamy okazję obserwować solidne sceny zabijania i torturowania. Najlepszym tego przykładem jest sekwencja wyciągania kawałka szkła z oka. Ta chwila plus sekwencja z wyrwaną żuchwą mogą przyprawić mniej odporne osoby o mdłości. Samych zabójstw nie ma zbyt wiele ale są one dosyć pomysłowe i wypadają dobrze.

Nie wiem do końca co myśleć o tym filmie. Fajnie że ktoś w końcu wziął się za pomysł złego Supermana w horrorowej wersji. Brightburn ma kilka solidnych momentów i wypada całkiem nieźle. Jednak jest to przypadek historyjki ze zmarnowanym potencjałem. Całość zbyt szybko mija, postacie są stworzone trochę na odwal się. Nie są to koszmarne wady uniemożliwiające oglądanie tego filmu. Musze jednak przyznać, że po zakończeniu seansu byłem trochę zawiedziony bo to filmidło jest dokładnie tym czego się spodziewałem i nie ma tu nic zaskakującego.

Brightburn to da się opisać w kilku słowach. Co gdyby Superman jako dziecko zaczął używać swoich mocy do zła? Nic ponadto. Efektem końcowym jest całkiem przyjemny filmik z odrobiną niezłego gore.

Danteveli
31 maja 2019 - 07:36