W co gracie w weekend? #316: Dead Space 3 – O tym jak unicestwiono jeden z najlepszych cyklów survival horrorów w historii - squaresofter - 22 września 2019

W co gracie w weekend? #316: Dead Space 3 – O tym jak unicestwiono jeden z najlepszych cyklów survival horrorów w historii

Witam wszystkich graczy. Tydzień temu zrobiłem sobie wolne od naszego cotygodniowego cyklu. Doprowadziłem do końca niedokończone sprawy z The Last of Us i doszedłem do wniosku, że recenzja lepiej wyrazi moje odczucia w tej kwestii niż kolejny wpis blogowy. Gram oczywiście dalej w opisywane ostatnio tytuły. Uznałem jednak, że warto od nich odpocząć choć na krótką chwilę. Dlatego też w dzisiejszym odcinku skupię się na ostatniej części jednej z najlepszych kosmicznych trylogii, czyli na Dead Space 3.

Isaac Clarke kontra nekromorfy

Głównego bohatera Dead Space poznajemy jako inżyniera, który udaje się na statek kosmiczny Ishimura w poszukiwaniu dziewczyny. W ten sposób trafia w jedno z najkoszmarniejszych miejsc w kosmosiem, opanowane przez mordercze nekromorfy – potwory, które są ożywionymi członkami zabitej wcześniej załogi. Druga część kontynuuje wątek tego protagonisty. Tym razem Isaac potrafi wreszcie mówić. Nie jest już tylko fachowo wyglądającym awatarem a człowiekiem z krwi i kości, który stara się przetrwać kolejny nekromorficzny koszmar. Jeśli dodamy do tego halucynacje i przerażające wizje z przeszłości, które nie dają mu spokoju tworzy się obraz najlepiej wykreowanej dylogii grozy z akcją rozgrywającą się w przestrzeni kosmicznej. Isaac poznaje podczas swojej drugiej przygody Ellie i stara się zrobić wszystko, aby ją uratować. Jego przeciwnikami są nie tylko kosmiczne potwory, ale również unitolodzy, oddający wręcz bałwochwalczą cześć kosmicznym artefaktom, nazywanym Znakami. To one stoją za wszystkim i reanimują nieumartych. Inżynier Clarke, który zawsze pakuje się w jakieś tarapaty chce je zniszczyć, aby położyć wszystkiemu kres, co stoi w sprzeczności z interesami owej fanatycznej grupy religijnej.  

Carver co ty robisz tu, uu, co ty tutaj robisz?

I tu dochodzimy do części trzeciej. Isaac jest w niej zbiegiem, który musi ukrywać się przed unitologami, a że nie może zapomnieć o Ellie, z którą nie wiadomo co się stało, to wyrusza kolejny raz w podróż kosmiczną w rejony tajemniczej planety Tau Volantis. Szybko okazuje się, że jego ukochana żyje i ma się dobrze u boku innego faceta, tworząc z innymi osobami grupę mającą na celu zniszczenie wszystkich istniejących Znaków. Akcja gry przenosi nas na planetę pokrytą lodem i skąpaną w śniegu, z której pochodzi najważniejszy z wszystkich Znaków. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ingerencja wydawcy w cykl produkcyjny Dead Space 3. Ktoś w zarządzie Electronic Arts stwierdził, że wcześniejsze odsłony Dead Space były zbyt straszne. Przy okazji trzeciej odsłony tych kosmicznych survival horrorów dodano więc partnera głównemu bohaterowi. Szkoda tylko, że nie przemyślano tej kwestii należycie i często dochodzi do absurdalnych sytuacji, gdzie przez większość gry jest jedynie Isaac aż tu nagle w kolejnym filmiku wyskakuje Carver niczym królik z kapelusza. Bardzo ciężko brać wtedy na poważnie scenariusz, gdyż fabuła powinna mieć przede wszystkim jakiś zgrabny i logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy a ciężko o niego, jeśli po którymś z przerywników nasz co-opowy kolega, z którym umówiliśmy się na wspólną grę, nie wie w jaki sposób kierowana przez niego postać znalazła się w danym miejscu.

Misje opcjonalne i kooperacja potrzebne jak pięść do nosa

Co-op w Dead Space 3 całkowicie zabił klimat grozy w tej serii. Tak samo było kiedyś z Resident Evil. Odpowiedzialni za niego Japończycy tak bardzo zachłysnęli się pieniędzmi z marnych filmów Andersona, że postanowili zamienić jedną z najbardziej zasłużonych serii survival horrorów w zwykłą siekę. Ludzie mieli tego dość i na własną rękę zaczęli odświeżać klasyczne odsłony Residenta, żeby poczuć ten wyjątkowy klimat wyobcowania i zaszczucia. W trzeciej odsłonie przygód Isaaca tego  klimatu nie ma w ogóle. Uleciał gdzieś po dziesiątkach kolejnych wymian ognia z unitologami. Trójka bardziej przypominają Lost Planet niż horror.

Kooperacja została wprowadzona do produkcji Visceral Games także z dwóch innych powodów.

Po pierwsze, DS3 nie posiada splitscreena, więc każdy kto zakupił ten tytuł na X360 musiał wykupić dodatkowo  Golda, żeby móc zagrać z innymi graczami. Na PS3 niby multiplayer był darmowy, ale nie zapominajmy, że Sony i EA walczyło wtedy z używkami, wciskając do każdej swojej gry z trybem sieciowym przepustkę sieciową, bez której nie dało się korzystać z funkcji sieciowych danego tytułu, jeśli zakupiliśmy jego używaną wersję. To był celowy zabieg ze strony wydawcy. Dead Space 3 był największą grą z całego cyklu. Dodano doń m.in. opcjonalne misje, w których mogliśmy zdobyć nowe schematy czy elementy wyposażenia. Problem w tym, że każda taka misja to praktycznie to samo. Polegają one na dojściu w jakieś wskazane miejsce, wybiciu wszystkich okolicznych nekromorfów, zebraniu fantów i powrót do punktu wyjściowego. Najgorsze jest to, że niektóre z tych dodatkowych miejscówek były podobne do siebie jak kropla wody, co nie tylko nie urozmaicało rozgrywki a wręcz  niemożebnie ją rozwlekało do granic przyzwoitości.   

Po drugie, w ostatniej odsłonie Dead Space nie da się zebrać wszystkich znajdziek, jeśli nie zagramy przez sieć trzech rozdziałów z innym graczem. Dla kogoś, kto zrobił to w dwóch poprzednich odsłonach bez żadnych problemów było to niemal jak policzek w twarz. Nawet w takim Resident Evil 5, który nie każdemu przypadł do gustu mieliśmy możliwość zajrzenia w każdy zakamarek świata gry, gdyż nawet jeśli nie mieliśmy partnera do pomocy to druga postać zawsze była kierowana przez konsolę.

O, jaki fajny kombinezon. Po ile?

Celowe rozwleczenie DS3 też nie wzięło się znikąd. Aby skorzystać z nowej broni w pierwszej odsłonie Dead Space wystarczyło ją po prostu znaleźć lub odblokować. W Dead Space 3 znajdujemy zaś schematy i surowce do ich tworzenia. Surowce zbierają przeznaczone do tego roboty. Aby uzyskać zebrane przez nie materiały musimy odczekać jakiś czas a gdy proces zbierania zostanie zakończony to wystarczy podejść do warsztatu i odebrać nagrodę. Wyobraźcie sobie, że EA sprzedaje za  prawdziwe pieniądze zestawy kombinezonów i broni, których nigdy nie zdobędziemy w samej grze. Niektóre z tych zestawów oferują nawet opcje głosowe dla naszych małych pomagierów. Inne przyśpieszają sam proces pozyskiwania surowców. Te ostatnie także dało się kupić za prawdziwe pieniądze, bo wydawca nakazał producentowi implementację mikrotransakcji.

Wydawca, który zabija swoje studia i marki w sposób bardziej brutalny niż nekromorfy

Wiele zagorzałych fanów przygód Isaaca odpuściło sobie przez to Dead Space 3. Wydawca wymógł te wszystkie zmiany na autorach w celu zwiększenia sprzedaży gry. Nie wziął tylko jednego pod uwagę, że nie każdy gracz to leming, którym można sterować wedle własnego widzimisię. Tak więc wyprana z klimatu trójka sprzedała się najgorzej ze wszystkich odsłon Dead Space. Przypomnę tylko, że wtedy kiedy debiutował DS3 na rynku pojawiło się The Last of Us. Naughty Dog pokazało całemu światu jak się robi absorbującą produkcję polegającą na przetrwaniu. A co stało się z Visceral Games? To co stanie się z każdym studiem pod ‘opieką’ EA. Wydawca zamknął to zdolne studio, pozwalniał pracowników i umył od wszystkiego ręce.

Koszmar, z którego nie ma ucieczki

W takich właśnie okolicznościach została unicestwiona seria najlepszych kosmicznych horrorów. Visceral Games zostało najpierw pocięte na kawałki, podeptane i wyrzucone w przestrzeń kosmicznego niebytu, z którego już nigdy nie wróci. Teraz, gdy ogrywam ponownie Dead Space 3 nie mogę się pogodzić z takim stanem rzeczy. Na przestrzeni raptem kilku lat utraciliśmy geniusz BioWare, Criteriona, Visceral Games i prawdopodobnie nie zagramy już nigdy w kolejne odsłony Kingdoms of Amalur i Mirror’s Edge. Tego, że Battlefield zamieniono w festiwal poprawności politycznej nawet nie chcę komentować, bo po prostu brak mi słów.

No nic, w przyszły weekend wrócę do ogrywanych wcześniej gier, to pewnie tez wróci do mnie moje dobre samopoczucie. Do następnego razu.

squaresofter
22 września 2019 - 12:04