Recenzja mangi Fire Force #3-#4 - Froszti - 23 października 2020

Recenzja mangi Fire Force #3-#4

Serii Fire Force raczej żadnemu miłośnikowi popkultury Japonii nie trzeba specjalnie przedstawiać. Tytuł dzięki naprawdę dobremu anime szybko zyskał uznanie na całym świecie, co mocno przełożyło się na sprzedaż komiksowego pierwowzoru. Manga nie ustępuje niczym telewizyjnej adaptacji i również potrafi czytelnikowi zapewnić solidną dawkę doskonałej rozrywki, dlatego warto po nią sięgnąć.

W trzecim tomiku akcja kontynuuje „kurtuazyjną” wizytę funkcjonariuszy zastępu ósmego w siedzibie piątku. Jak na gospodarza przystało, tamtejsi strażacy przygotowali dla gości iście ogniste powitanie, o którym nikt przez dłuższy czas nie zapomni. Shinra jest jednak gotowy na wszystko (tak jak jego towarzysze), aby odkryć przyczyny ludzkiego zapłonu. Wydaje się, że dotarcie do kapitan „piątku” da odpowiedzi na wiele nurtujących bohaterów pytań. Zanim jednak do tego dojdzie, chłopak będzie musiał stawić czoła „gorącej” przywódczyni zastępu, odkrywając tym samym prawdę o więzach łączących Hibane i Iris. Tomik pod względem oferowanej treści jest dość standardowym przedstawicielem gatunku shounenów. Twórca stawia tutaj głównie na widowiskową akcję, masę pojedynków i dynamicznych scen, które mają zapewnić czytelnikowi chwilę intensywnej rozrywki, jak i w odpowiednim momencie zaskoczyć go odkryciem nowych faktów. Nie ma jednak co liczyć na konkretne odpowiedzi, pewne odkrywane ślady prowadzą bowiem do kolejnych tajemnic, które będą napędzać dalszy scenariusz. Całość mangi skonstruowana jest w taki sposób, aby „historię i jej zawiłości” odkrywać bardzo powoli, co ma swój urok. Jedyny mały mankament owej części to, trochę przydługawe i dość infantylne monologi głównego bohatera podczas „finałowej walki”. Trudno uznać nawet to za „wadę”, szczególnie że jest to dość charakterystyczny element wielu innych podobnych pozycji (gdzie główna postać chce zostać wielkim „Bohaterem” i uratować wszystkich).

O wiele więcej fabularnych rozwinięć, czeka na czytelnika w tomiku czwartym. Gdzie Shira i Arthur zostają wysłani do siedziby pierwszego zastępu SSP. Wszystkie zebrane do tej pory poszlaki wskazują, że jednostka ta wie coś więcej na temat ludzkiego zapłonu, niż mówią o tym oficjalne raporty. Nieustępliwość w dążeniu do wyznaczonego sobie celu sprawia, że chłopak natrafia na tajemniczego porucznika, który „upłomiennia” ludzi. Na głównej scenie historii pojawia się również bardziej sprecyzowany główny przeciwnik, z którym od tego momentu będą musiały walczyć wszystkie zastępy SSP. Nie brakuje więc tutaj obok fabularnych rozwinięć sporej dawki gorącej widowiskowej walki, która jest znakiem rozpoznawczym serii.

Tajemnica wymyślona przez twórcę tytułu, coraz śmielej się zaczyna rozwijać i wszystko wskazuje na to, że będzie ona potrafiła jeszcze co najmniej kilkukrotnie mocno zaskoczyć czytelnika (pod warunkiem, że nie oglądał on anime). Częścią wspólną obu recenzowanych tomików obok „walki”, jest również solidna porcja całkiem dobrego humoru (momentami trochę głupkowatego, ale umiejącego wywołać uśmiech na twarzy). Artysta nie boi się również sięgnąć tutaj po mniej lub bardziej wyraziste elementy „erotyki/echii”. Na całe szczęście nie są zbytnio przesadzone i stanowią nawet dobrze dopasowujący się do reszty treści dodatek.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to oba tomiki stoją na tym samym wysokim poziomie zresztą tak samo, jak wcześniejsze części. Atsushi Ohkubo stawia na prosty, ale efektowny styl, w którym dynamiczne sceny prezentują się naprawdę bardzo dobrze tak samo, jak projekty postaci. Jedyny minus to dość duża porcja „białych” teł, które teoretycznie mają uwypuklać wydarzenia z pierwszego planu (niestety z różnym skutkiem).

Niczego złego nie można napisać na temat rodzimego wydania, które prezentuje się dokładnie tak, jak powinno. Ładne i przykuwające uwagę grafiki na obwolutach czy dobre tłumaczenie. Jeśli koniecznie trzeba się do czegoś przyczepić, to będzie to w niektórych kadrach wielkość czcionki, która nie zawsze łatwa jest do przeczytania (zależnie od ilości wypowiadanych przez postacie kwestii).

Lektura dwóch kolejnych części mangi wzmacnia więc tylko apetyt na dalsze poznawanie historii, która co prawda do „rewolucyjnych” nie należy, na pewno jest jednak godna uwagi przez fanów „akcyjniaków”. Fire Force to jeden z tych shounenów, które zaliczają się do grona „top” swojego gatunku, tym bardziej powinien nas cieszyć fakt pojawienia się tej pozycji na naszym rynku.

Wartka akcja, dobry humor, ciekawe postaci i odrobina pikanterii.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
23 października 2020 - 10:34