W co gracie w weekend? #362 - squaresofter - 20 czerwca 2021

W co gracie w weekend? #362

Cześć wszystkim. Oby w ten weekend humor dopisywał Wam tak jak mi po wczorajszym meczu naszych piłkarzy. Z lekką głową zawsze lepiej gra się w gry wideo. Jeśli o mnie chodzi, to nie gram aktualnie w nic nowego. Kilka dni temu udało mi się zdobyć wszystkie osiągnięcia w Metro 2033. To jednak tylko czubek góry lodowej przy innych tytułach, z którymi bawię się całymi latami i miesiącami. Po więcej zapraszam do dalszej części tekstu.

Gears 5 – Vampiric FFA

Jak to z Gearsami już bywa w tym tygodniu wystartowało kolejne wydarzenie. Tym razem jest to wampirza wariacja czternastoosobowego trybu Każdy na każdego. Nie napiszę, że dobrze sobie w nim poradziłem. Rzadko kiedy udawało mi się wejść do najlepszej dziesiątki. Miałem jednak przebłyski bardzo dobrej formy i nie ukrywam, że od czasu do czasu na twarzy pojawiał mi się banan, gdy załatwiałem czterech graczy pod rząd bez śmierci.

I tak nie liczyłem zresztą na to, że ugram w tym trybie zbyt wiele. Chciałem przede wszystkim zdobyć wszystkie możliwe gwiazdki za wzięcie w nim udziału, co pozwala odblokować unikatowy zestaw skórek broni, których obecnie używam.

Próbuję też od kilku miesięcy awansować dziesięć klas na piętnasty poziom. Pożegnałem się z Pilotem, który może usiąść za sterami Silverbacka, aby zająć się Strzelcem Wyborowym. Bardzo podoba mi się jego umiejętność, pozwalająca mu na widzenie przeciwników przez ściany. Odpowiednio dobrane i rozwinięte karty sprawiają, że mogę położyć Rojaka dwoma lub trzema strzałami, a Matrona otrzymuje obrażenia w jej słaby punkt na plecach nawet jeśli stoi do mnie przodem.

Udało mi się też wygrać dwa mecze rankingowe w Gnasherach 2v2. Łatwo nie było, tym bardziej, że zaliczyłem parę kompromitujących występów, jak chociażby wtedy, gdy wygrywając mecz 6 do 3 przegrałem z partnerem cztery kolejne rundy i ulegliśmy w całym spotkaniu 6 do 7. W innym meczu przegrałem z drugim graczem w drużynie, grając na jednego przeciwnika, bo mój kompan postanowił walczyć honorowo. Skończyło się na tym, że praktycznie w każdej rundzie byłem zabijany, a on szedł w moje ślady. To dało mi dużo do myślenia.

O co tak naprawdę chodzi w tym trybie? O uczciwą, otwartą walkę? O rozdzielanie się z towarzyszem i walkę jeden na jednego? Nieraz takie starcia kończyły się moją przegraną. Brakło mi umiejętności, ale trzeba też zrozumieć, że w starciu z graczem z mniejszym pingiem nie ma praktycznie szans na jego pokonanie. Absurdalne są sytuacje, gdy trafiam rywala dwa lub trzy razy i nic mu nie jest, a on załatwia mnie jednym strzałem. Doszedłem więc do wniosku, że do wygranej w tym trybie wcale nie jest wymagany jakiś super gracz jako towarzysz, który pcha się w dwóch przeciwników, walcząc bez jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego. Lepiej zagrać z takim graczem w drużynie, który nie boi się atakować i da przewagę, gdy sobie nie radzę. Wtedy o zwycięstwo jest o wiele łatwiej, a późniejsze obelgi od jednego z graczy z drużyny przeciwnej, że nie umiem grać jeden na jednego nic nie znaczą. To tryb drużynowy. Wygrywa w nim drużyna, która lepiej ze sobą współpracuje, a nie ta, która składa się z najlepszych graczy.  

Umineko When They Cry – Motyw zbrodni

W Umineko gram od niemal dwóch miesięcy. Siódmy, przedostatni odcinek tego japońskiego połączenia horroru, kryminału i opowieści fantasy powoli nabiera rumieńców. Wprowadzenie Willarda i Liona jako gospodarzy mocno przyczyniło się do rozwiązania najważniejszych pytań, które nurtują czytelnika od początku.

W siódmym odcinku dowiadujemy się kim tak naprawdę była Beatrice oraz przede wszystkim głównego motywu zbrodni, który prowadzi do zagłady rodu Ushiromiya.

Wziąwszy pod uwagę to, że Umineko When They Cry to historia wielu prawd możemy już niejako poznać powody, które doprowadziły do rokkenjimskiej tragedii…lub też zobaczyć ‘narodziny’ Złotej Wiedźmy, jeśli odrzucamy realizm całej historii na rzecz bardziej fantastycznego podejścia.

Autor sam zresztą mówi ustami swoich bohaterów, że właśnie te różne punkty widzenia i dyskutowanie o tym, co tak naprawdę się wydarzyło są dla niego najważniejsze. Bez względu na to, czy uważamy, że słynny kot Shrodingera żyje w pudełku lub nie, każdy ma prawo do własnej interpretacji faktów.

Zupełnie inaczej było w Higurashi, gdzie w pewnym momencie upiornej opowieści o cykadach mamy po prostu wyłożoną kawę na ławę co się stało i trudno było z tym dyskutować.  

The Elder Scrolls V: Skyrim (Dragonborn)  – Ostrze Krwiopuszcza

Uff, jak gorąco. Dobrze, że schładzam się od czasu do czasu w mroźnym Skyrim. Inaczej już dawno bym wyparował od tego upału.

Uwielbiam rzadkie artefakkty w rpgach. Udając się do kopali, o której wspominałem tydzień temu, w najśmielszym snach nie przypuszczałem nawet jak wielka nagroda mnie spotka. To, co zaczęło się od prostej misji mającej na celu odzyskanie dziennika zmarłego ojca mojego mocodawcy przeistoczyło się w misję, której nagrodą okazała się jedna z najciekawszych broni w uniwersum The Elder Skcrolls.

Mówię tu oczywiście o Ostrzu Krwiopuszcza, a więc o magicznym mieczu, z którego można strzelać skoncentrowanymi wiązkami energetycznymi, wykorzystującymi nasz wskaźnik wytrzymałości. To czy wypuszczona przez nas wiązka poleci pionowo lub poziomo zależy tylko i wyłącznie od tego, jaki wymach broni wykonamy. Więcej, ten patent posłużył też do rozwiązywania prostej zagadki środowiskowej, dzięki której zdobyłem jedną z Czarnych Ksiąg ukrytych w Solstheim, więc już ostrzę sobie zęby na samą myśl o tym, że zwiedzę deadrycki wymiar. Zanim to jednak nastąpi chcę się jeszcze trochę poszwędać w Raven Rock, a później udam się na drugi koniec mapy. Chcę tam odnaleźć jakiegoś kowala, który pomógłby mi w stworzeniu oręża z niezwykle rzadkiego surowca, który znalazłem byłem podczas eksploracji wspomnianej kopalni.

Need For Speed: Shift 2 Unleashed – Lamborghini Gallardo LP560-4. Za kierownicą wyścigowego potwora

W Shift 2 udało mi się ostatnio zaliczyć zawody w Drifcie. Wziąłem tez udział w Eliminatorze, a więc w trybie, który doskonale powinni znać fani Burnouta. Polega on na tym, że co pół minuty z wyścigu jest usuwany ostatni pojazd. Wygrywa oczywiście ten, kto będzie pierwszy na samym końcu.

Po tym wszystkim wróciłem do bardziej tradycyjnego ścigania się. Pojedyncze wyścigi, turnieje i czasówki to teraz mój chleb powszedni. Obecnie mam zaliczony tryb kampanii w 58%, więc tak na oko za jakieś półtora miesiąca powinienem kończyć swoja przygodę z Shiftem 2. W realizacji tego celu pomagają mi kolejne odznaki za podia w poszczególnych zawodach oraz za opanowanie tras. Mam ich już na koncie ponad sto dziesięć. Kilka z nich zdobyłem także za pokonanie rywali z zawodach, o których wspominałem już w poprzednich wpisach.

Opanowywanie wszystkich zakrętów na każdej trasie to żmudne zadanie. Coraz lepiej jednak sobie z tym radzę. Zdarza mi się też zaszaleć na zakupach i kupić jakąś odjazdową brykę, szczególnie gdy jestem niezadowolony z aktualnie używanej.

Niedawno bawiłem się Hondą Civic podrasowaną do ustawień fabrycznych. Wygrywałem w niej nawet jakieś zawody. Był to jednak zbyt słaby samochód do pobijania rekordowych czasów na Silverstone, Dubai Autodrome i innych torach wyścigowych. Podejrzałem więc jakiego samochodu używali w tym celu znajom. Gdy tylko zaopatrzyłem się w Lamborghini Gallardo LP560-4 szybko poczułem różnicę i moc tego potwora.

Aż ciężko uwierzyć w to, że jedna z najbardziej znanych włoskich marek samochodowych nawet by nie powstała, gdyby Enzio Ferrari nie wyśmiał kiedyś Ferrucci’a Lamborghini’ego, którego potraktował jak zwykłego wieśniaka, który nadaje się jeno do pługa…a tak w zasadzie to do traktora.

Ech, aż mi się przypomniała historia z Nintendo, które odrzuciło kiedyś pomysł Sony za zaimplementowanie płyty kompaktowej w ich Nintendo 64 i w ten sposób doszło do jednego z najważniejszych wydarzeń w historii gamingu, a więc do powstania pierwszej konsoli PlayStation.

Tym optymistycznym akcentem zakończę na dzisiaj. Dajcie znać w komentarzach w co teraz gracie, jeśli macie na to ochotę. Wpis pojawiłby się pewnie wcześniej, gdyby nie to, że miałem przez kilka dni straszną migrenę, która znikła wczoraj w czarodziejski sposób po obejrzeniu jednego z najlepszych boiskowych występów Polaków w ostatnich latach.

squaresofter
20 czerwca 2021 - 15:45