Godzilla vs. Kong - Danteveli - 16 listopada 2021

Godzilla vs. Kong

Zarówno Godzilla jak i King Kong są ikonami kina. Oba potwory są rozpoznawalne na całym świecie i na przestrzeni dekad doczekały się masy filmów. Nawet jeden z najokrutniejszych dyktatorów Kim Jong-il był tak wielkim fanem kaiju, że porwał reżysera i kazał mu nakręcić północnokoreańską podróbkę Godzilli. Najwyraźniej wszyscy, nawet prawdziwe potwory kochają wielkie potwory. Dlatego też od ładnych paru lat śledzę poczynania całkiem ciekawego uniwersum filmowego. Tak zwany MonsterVerse dostarcza nam sporo gigantycznych stworów. Czy najnowszy film Godzilla vs. Kong zadowoli nawet dyktatora?

Fabuła Godzilla vs. Kong to wymówka dla starcia tytułowych stworów. Mamy złe korporacje, eksperymenty naukowe, teorie spiskowe, odwieczne konflikty, zemstę, dzieci porozumiewające się z gigantycznymi potworami i wszystko inne co urozmaici nam czas pomiędzy walkami Konga i Godzilli.

Ogólnie i w gigantycznym skrócie chodzi o ekspedycję naukową do wnętrza Ziemi w poszukiwaniu potężnego źródła energii. W misji pomóc może tylko Kong. Niestety Godzilla nie jest zbyt wielkim fanem gigantycznej małpy, co prowadzi do konfliktu. W tle mamy jeszcze jakieś tajne i zapewne nielegalne eksperymenty wielkiej korporacji, które są odkrywane przez podcastera wraz z dwójką jego słuchaczy. Wszystko prowadzi do sporej zadymy i gigantycznej bitwy.

Mamy mieszankę scen mających ściskać za serce, komediowych momentów, a także sporo akcji i potencjalnego dramatu. Wszystko podane w odpowiednich proporcjach i Godzilla vs. Kong się nie dłuży mimo prawie 2 godzin długości. Oczywiście nie jest to kino najwyższych lotów, ale versus w tytule zobowiązuje. W końcu Freddy i Jason, czy Obcy i Predator by się obrazili, gdyby to stracie ikon kina było zbyt poważne.

Za film odpowiada Adam Wingard, który powinien być całkiem dobrze znany fanom horroru i miłośnikom anime. Reżyser ma w swoim dorobku perełki takie jak The Guest, ale także wpadki jak adaptacja Death Note. Na szczęście Godzilla vs. Kong jest po stronie tych lepszych filmów, które Wingard nakręcił.

Obsada też jest na poziomie i kontynuuje tradycję MonsterVerse, gdzie obok gigantycznych potworów mamy też gwiazdy kina i telewizji. Dla mnie miłym zaskoczeniem było, że w filmie pojawia się Shun Oguri, czyli jedna z japońskich mega gwiazd, która może nie być zbyt dobrze znana zachodnim widzom. Bardziej prominentne role przypadają jednak innym aktorom. Rebecca Hall i Alexander Skarsgård wcielają się w głównych naukowców, a znany z serialu Atlanta Brian Tyree Henry jest podcasterem lubującym się w teoriach spiskowych. Chociaż tak naprawdę wiemy, że największymi gwiazdami tego filmu są Kong i Godzilla. Zwłaszcza ten pierwszy stwór zdaje się być głównym bohaterem filmu.

Jedną kwestą, którą chciałbym jeszcze poruszyć, jest to czy trzeba zapoznać się z wcześniejszymi filmami, by móc obejrzeć Godzilla vs. Kong. Wydaje mi się, że znajomość fabuły pozostałych filmów nie jest nam tak naprawdę do niczego potrzebna. Tak naprawdę tylko drobne i w gruncie nieznaczące rzeczy z poprzedników pojawiają się tutaj. Dostajemy odrobinę kontekstu dla tego co widzimy na ekranie, ale nie ma to większego znaczenia. Głównie ze względu na historię pełną klisz i chaos, który nie sprzyja myśleniu o tym co widzimy przed oczami. Godzilla vs. Kong lepiej potraktować jako coś do popcornu i nie zagłębiać się w fabułę.

Godzilla vs. Kong to fajny pokaz CGI, który sprawnie łączy typową hollywoodzką sztampę fabularną z ciekawymi scenami akcji. Starcia pomiędzy potworami są widowiskowe i wypadają naprawdę dobrze, co dla mnie jest oznaką sukcesu filmu. W końcu nikt nie idzie do kina na film z vs w tytule dla fabuły i rozterek fikcyjnych naukowców. Ja bawiłem się dobrze i z chęcią za jakiś czas zobaczę kolejne perypetie stworów z MonsterVerse.

Danteveli
16 listopada 2021 - 22:43