Diablo - piekielnie dobra gra - UV - 8 grudnia 2010

Diablo - piekielnie dobra gra

UV ocenia: Diablo
90

W moim prywatnym rankingu gier firmy Blizzard Entertainment, Diablo zajmuje zaszczytne drugie miejsce, ustępując jedynie pierwszej odsłonie cyklu WarCraft. Produkt małego studia Condor, które na pół roku przed premierą zostało pochłonięte przez śnieżną zamieć i przemianowane na Blizzard North, zauroczył mnie dawno temu na tyle, że po kilkunastokrotnym ukończeniu dema bez wahania sięgnąłem po pełną wersję i tłukłem w nią dzień w dzień przez kolejne dwa lata.

Nigdy nie miałem za złe Blizzardowi, że z Diablo uczynił prostą sieczkę, nie aspirującą do miana pełnoprawnego erpega. Byłem wręcz zadowolony z takiego obrotu sprawy – po długich i wyczerpujących bojach z wieloma ówczesnymi przedstawicielami gatunku, miałem ochotę na coś świeżego i traktującego konwencję w nieco luźniejszy od konkurencji sposób. Tytuł ten spełnił moje oczekiwania, bo choć stawiał na akcję i elementy charakterystyczne dla gier RPG ograniczył do absolutnego minimum, był po prostu szalenie grywalny.

Diablo przenosi nas do fantastycznego świata Sanktuarium i opowiada historię bohatera, który przywędrował do maleńkiej wioski Tristram, aby pokonać zło gnieżdżące się w stojącej nieopodal katedrze. Zapuszczając się coraz niżej w roztaczające się pod wielką budowlą lochy, z przerażeniem odkrywamy, że wokół czai się horda szalenie niebezpiecznych stworów, a na dnie podziemnego kompleksu znajduje się wejście do piekła. Celem rozgrywki jest wyeliminowanie tytułowego Pana Terroru, a także wszystkich służących mu istot, jakie staną graczowi na drodze do celu.

Jak na prostą rąbankę przystało, Diablo stawia przede wszystkim na akcję. Rzeź rozgrywa się w czasie rzeczywistym, a poczynania głównego bohatera sprowadzają się do ciągłego korzystania z broni białej lub dystansowej oraz rzucania zaklęć ofensywnych, o ile wcześniej zdołaliśmy je w jakiś sposób przyswoić. Za zabijanie istot z piekła rodem bohater otrzymuje punkty doświadczenia, które pozwalają awansować na kolejne poziomy, a co za tym idzie, rozwijać zdolności naszego śmiałka. Pompować można raptem cztery podstawowe cechy, co w porównaniu z wieloma konkurencyjnymi tytułami prezentuje się bardzo biednie, ale to w zupełności wystarcza do szerzenia zagłady w szeregach wrogiej armii.

Wsp%F3lna%20walka%20z%20si%u0142ami%20z%u0142a%20nie%20mia%u0142a%20sobie%20r%F3wnych.
Wspólna walka z siłami zła nie miała sobie równych.

Ubogi system rozwoju postaci, uproszczona mechanika walki, niewielka liczba questów, ograniczona do minimum interakcja z bohaterami niezależnymi – wszystkie te mankamenty bledną, gdy nasz śmiałek zaczyna masakrować nacierających zewsząd przeciwników. To zaskakujące, że banalne w obsłudze i niezbyt wymagające klikało potrafiło dostarczyć tylu emocji. Niewątpliwie duża w tym zasługa ciężkiego, przytłaczającego wręcz klimatu. Już krótka introdukcja świadczyła o tym, że Diablo do gier lekkich i zabawnych nie należy, a kiedy po raz pierwszy odwiedziłem katedrę w Tristram i zobaczyłem dogorywającego u jej wrót nieszczęśnika, który cudem wydostał się na powierzchnię, autentycznie poczułem lęk przed tym, czego będę świadkiem po wkroczeniu do budynku. Zejście na coraz niższe poziomy było niemniej ekscytujące, a finałowe spotkanie z Panem Terroru niezapomnianym przeżyciem, zwłaszcza, gdy okazywało się, że pieszczony przez kilka godzin wojownik potrafi skapitulować po otrzymaniu kilku ciosów z rąk tytułowego monstrum. Do utrzymania złowieszczej atmosfery mocno przyczynia się też mroczna muzyka Matta Uelmena – to jeden z najlepszych soundtracków w historii elektronicznej rozrywki. Jest absolutnie  perfekcyjny.

Diablo z pewnością nie odniósłby tak dużego sukcesu, gdyby nie udany tryb multiplayer. Gra pozwalała toczyć boje z potworami wspólnie z trzema innymi osobami, przy czym członkowie drużyny mogli ranić się nawzajem, co miało niebagatelne znaczenie. Kooperacja  była szalenie emocjonująca i to z kilku względów. Z jednej strony gracze musieli polegać na pozostałych uczestnikach zabawy, by stawić czoła piekielnej zarazie, z drugiej musieli rywalizować o wypadające z zabitych wrogów skarby – często były to potężne i unikatowe przedmioty magiczne, których poszukiwanie mogło zając nawet całe tygodnie.

Izometryczna%20grafika%20w%201997%20roku%20mog%u0142a%20si%u0119%20podoba%u0107.
Izometryczna grafika w 1997 roku mogła się podobać.

Wystawienie tej grze wysokiej noty nie nastręcza mi dziś żadnych trudności, tak jak nie stanowiło to problemu dekadę temu – nie muszę podpierać się sentymentem, by stwierdzić, że Diablo jest produktem świetnym. Owszem, sporo rzeczy można w nim poprawić, ale nie zmienia to faktu, że gra jest absolutnie wyjątkowa. Sam fakt, że przez blisko dwa lata nie pozwalała mi nudzić przed monitorem jest czymś znamiennym. Dziś na palcach jednej ręki mógłbym policzyć tytuły z ostatniej pięciolatki, które ukończyłem więcej niż dwukrotnie, a Pana Terroru zabiłem co najmniej kilkaset razy. Takich gier już się nie robi.

UV
8 grudnia 2010 - 20:24