The Settlers czyli Osadnicy - RETROKVLT! - UV - 28 kwietnia 2011

The Settlers, czyli Osadnicy - RETROKVLT!

UV ocenia: The Settlers (1993)
80

Popularna seria The Settlers jest ściśle kojarzona z blaszakami i trudno się temu dziwić, wszak kolejne odsłony tego cyklu tworzone są dziś wyłącznie z myślą o platformie PC. Kiedy jednak sięgniemy pamięcią do pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i przyjrzymy się debiutanckiemu odcinkowi Osadników, to okaże się, że nie zawsze tak było. Gra pierwotnie została opracowana z myślą o komputerach Commodore Amiga, a dopiero kilkanaście miesięcy później studio Massive Entertainment przygotowało konwersję. Długie oczekiwanie opłaciło się, bo pecetowy port okazał się piekielnie udanym klonem pierwowzoru.

Celem rozgrywki w The Settlers jest podbój średniowiecznej krainy poprzez pokonanie wszystkich konkurentów – tych ostatnich może być maksymalnie trzech. Choć gra militarnych kwestii nie traktuje z należytą powagą, a w samych starciach jest dużo przypadku, to w ostatecznym rozrachunku właśnie one pełnią tu kluczową rolę. Końcowy wynik jest uzależniony od tego, jak sprawnie radzimy sobie z ekspansją terytorialną, a tej bez likwidowania wrogich placówek przeprowadzić nie sposób. Nie zmienia to oczywiście faktu, że przemyślany rozwój osady jest fundamentem późniejszego sukcesu – nie da się bowiem powołać skutecznej w boju armii i poprowadzić jej do zwycięstwa bez odpowiedniego zaplecza gospodarczego.

Każdy z trzydziestu scenariuszy kampanii rozpoczynamy od budowy zamku – w niektórych misjach sami będziemy decydować o jego lokalizacji, w innych z kolei umiejscowienie głównej siedziby zostanie nam narzucone z góry. Twierdza to najważniejszy budynek we powstającym państwie. To właśnie w niej składowane są wszystkie dobra, tutaj też powoływani są niezbędni do prawidłowego funkcjonowania osady pracownicy/specjaliści. Zamek pełni również rolę podstawowego budynku obronnego – jego zdobycie przez wrogów oznacza natychmiastową porażkę.

 

W niemieckojęzycznych krajach Europy gra została wydana jako Die Siedler, w pozostałych państwach tytuł brzmiał The Settlers. Od przyjętego na Starym Kontynencie standardu wyłamali się Amerykanie, a konkretnie firma Strategic Simulations Inc., dystrybuująca produkt na tamtejszym rynku. W Stanach dzieło firmy Blue Byte funkcjonowało pod nazwą Serf City: Life is Fedual. Co ciekawe, w przypadku „dwójki” nie popełniono tego samego błędu.

 

W The Settlers możemy wznieść kilkanaście różnych konstrukcji. Każda z nich pełni ściśle określoną rolę, np. budowle obronne pozwalają poszerzać granicę naszych włości i jednocześnie umacniają kontrolę nad fragmentem terytorium, kopalnie wydobywają kluczowe surowce mineralne, a z kolei kuźnia produkuje narzędzia, które są niezbędnym składnikiem w procesie kreacji pracowników. Mimo że poszczególne łańcuchy produkcyjne nie należą do specjalnie skomplikowanych (dla przykładu górnicy nie będą schodzić pod ziemię, jeśli nie dostarczymy im stworzonego przez zakłady usługowe jedzenia), zbudowanie dobrze prosperującej i samowystarczalnej wioski nie jest wcale takie proste. Stawiając kolejne gmachy trzeba mieć bowiem na uwadze nie tylko dostępne zasoby i ukształtowanie terenu, ale przede wszystkim odległości dzielące poszczególne zakłady od siebie. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: ze względu na transport. W The Settlers wszystkie towary przenoszone są z miejsca na miejsce za pośrednictwem tragarzy, którzy na dodatek mogą nieść co najwyżej jeden ładunek jednocześnie. Im większy dystans musi pokonać dany pakunek, tym dłużej trwać będzie wyprodukowanie kolejnego dobra.

Niewielkie pole manewru w projektowaniu ścieżek sprawia, że stworzenie dobrze funkcjonującej sieci transportowej jest w The Settlers bardzo trudne. Popełnione na początku rozgrywki błędy wychodzą na jaw dopiero w późniejszej fazie rozgrywki, kiedy wioska robi się naprawdę ogromna. W wyznaczonych flagami punktach pojawia się coraz więcej towarów, a ślamazarni tragarze nie nadążają z ich przeniesieniem. Na dodatek tymi samymi drogami poruszają się inni ludzie: kolejni „bagażowi” odsyłani do coraz dalszych zakątków krainy, budowlańcy, szeregowi pracownicy, a także żołnierze. W rezultacie na najbardziej obleganych trasach tworzą się gigantyczne korki, a czas przeniesienia kluczowego towaru może się wydłużyć nawet kilkukrotnie. Pomyli się zatem ten, kto uzna budowanie wioski w The Settlers za bułkę z masłem – jest dokładnie odwrotnie, ale żeby się o tym przekonać, trzeba spędzić z produktem firmy Blue Byte dużo czasu.

Standardowa kampania zawiera trzydzieści misji. Wyzwania są różnorodne – raz musimy uporać się z deficytem surowców, innym znów razem startujemy w bardzo niekorzystnym położeniu, np. w sąsiedztwie kompletnie bezużytecznej pustyni. Do tego dochodzą również agresywni wrogowie, którzy z reguły dysponują na starcie większymi zasobami, dzięki czemu są w stanie znacznie szybciej rozbudować infrastrukturę gospodarczą. Niestety, pokonanie tych wszystkich etapów to wyzwanie dla naprawdę cierpliwych maniaków world-builderów. The Settlers odkrywa wszystkie karty już w pierwszym starciu, później nie oferuje praktycznie żadnych nowości, a jakby tego było mało, każda potyczka jest potwornie długa. Tu też kryje się największa wada niemieckiej gry, mianowicie monotonia. Sam poświęciłem Osadnikom mnóstwo czasu, powiem więcej – mało nie wyleciałem przez nich z ogólniaka (settlersowe wagary!), ale nie przypominam sobie, żebym kiedyś ukończył wszystkie misje z kampanii. Owszem, dopiąłem swego nawet w tych najtrudniejszych, ale część etapów po prostu ominąłem, bo nie chciało mi się za każdym razem zaczynać od zera. Być może byłoby inaczej, gdyby autorzy wprowadzili do gry możliwość przyspieszenia upływu czasu, pozwalającego przebić się przez te nużące z czasem fragmenty. Nic jednak takiego tu nie znajdziemy i szkoda.

Od strony wizualnej The Settlers prezentuje się bosko – w 1994 roku określenie „żyjąca osada” pasowało tylko do jednej gry i był to właśnie niemiecki produkt. Obserwowanie, jak złożone z kilkunastu pikselów ludziki krążą po bardzo ładnie wykonanym terenie i wykonują swoje codzienne obowiązki, było frajdą samą w sobie. Dodatkową atrakcją, dostępną wyłącznie w wersji na PC, była możliwość odpalenia gry w wyższej rozdzielczości (640x480) i to bez konieczności wychodzenia z programu. Choć skalowanie zostało wykonane po linii najmniejszego oporu (zdecydowano się po prostu powiększyć ekran cztery razy, zamiast narysować od nowa poszczególne obiekty), to jedna efekt końcowy był piorunujący. Dzięki temu prostemu zabiegowi pecetowy port okazał się znacznie lepszy od konkurencyjnej wersji na Amigę.

 

Osadników wymyślił niemiecki projektant, Volker Wertich. Nie zagrzał on jednak zbyt długo miejsca w Blue Byte i w 1997 roku założył własne studio – Phenomic Game Development – znane z serii Spellforce. Wertich tylko raz dał się nakłonić do ponownej pracy nad serią The Settlers. Stało się to przy okazji trzeciej odsłony słynnego cyklu.

 

Nieźle w The Settlers przedstawia się też udźwiękowienie, choć tutaj akurat trudno mówić o zachwycie. Na potrzeby gry przygotowano tylko jeden utwór muzyczny, który jest odtwarzany na okrągło. I choć sam kawałek jest naprawdę fajny, klimatyczny i znakomicie pasuje do samej gry, to jednak konieczność słuchania go przez wiele godzin trudno nazwać atrakcją. Tutaj autorzy ewidentnie dali ciała – mając tak utalentowanego kompozytora pod ręką, można było pokusić się o urozmaiconą ścieżkę dźwiękową.

Pierwsza odsłona cyklu The Settlers nie jest produktem pozbawionym wad, ale po prawdzie jego mankamenty zdecydowanie łatwiej wytyka się dziś, niż w czasach, gdy niemiecki produkt robił furorę na europejskim rynku. Patrząc się na „jedynkę” przez pryzmat kolejnych gier z tej serii, nie trudno zauważyć drobne uchybienia, np. brak możliwości przyspieszania czasu czy też nie do końca dopracowane poruszanie się jednostek na drogach. W 1994 roku nie miało to jednak większego znaczenia. Liczyła się przede wszystkim dobra zabawa, a tej Osadnicy nawet dziś potrafią dostarczyć naprawdę sporo.

UV
28 kwietnia 2011 - 17:21