Rojopojntofwiu #26 W oczekiwaniu na premierę - ROJO - 15 maja 2011

Rojopojntofwiu #26 W oczekiwaniu na premierę

Już w tym roku. Już niedługo. Jeszcze miesiąc. Już za tydzień. Ostatnie dni, które zamieniają się w wieczność. Już jutro! Zniknę, wsiąknę, nie będzie mnie dla nikogo. Jutro będzie mój dzień! Ja i moja gra, ja i moja pasja. Ceremonialne odliczania w opisach na komunikatorach i na oficjalnych stronach oczekiwanej pozycji. Newsy i kolejne zwiastuny odpowiednio nakręcają banię i atmosferę wydarzenia. Po szkole, uczelni, pracy wparuję do sklepu i chwycę za pudełko. Download elektroniczny zakończony, teraz tylko czekać na aktywacyjne zielone światło. W innych przypadkach, wyglądanie kuriera, którego przywita się z radością jak członka rodziny. Premiera się zbliża. Ten dzień nadchodzi...

Branża interaktywnej rozrywki elektronicznej to gry. Każda ma kiedyś swoją premierę. Dzień narodzin, przyjścia na świat, uraczenia odbiorcy swym pięknem lub rozczarowującym koszmarem. Spełnienie pokładanych oczekiwać lub sromotny zawód. Bywa z tym różnie. Jeśli, mówiąc potocznie, napalamy się na dany program, zbieramy wszystkie informacje na jej temat. Budujemy coraz to mocniejszy młot, który jednocześnie może nas dodatkowo pozytywnie rozwalić, jak i mocniej rozczarować. Chłoniemy wszystko co się da. Zakładamy nakręcające wątki, pożeramy newsy, trailery, gameplaye, beta testy, screeny i jak Bóg da - przedpremierowe wersje demonstracyjne. Na koniec wyglądamy pierwszych recenzji. Kwestia zrozumiała. Tłumacząca zainteresowanie tytułem. Chcemy jak najbardziej poszerzyć swoją wiedzę na temat konkretnej gry. Trudno kogokolwiek za to szaleństwo z resztą winić. Ludzie czekają na książki, koncerty, płyty, filmy, komiksy czy przedstawienia teatralne. My wypatrujemy interaktywnych odpowiedników wymienionych przykładów, które swym nadejściem mogą dobitnie przyćmić inne formy kultury. To jesteśmy my, a to nasza pasja.

Na niejedną grę czeka się jak na upragniony koncert...

Zarażamy swym obłędem innych, razem z nimi przeżywając nadejście długo, czasem bardzo długo zapowiadanej i produkowanej gry. Składamy preordery by choć trochę (w pewnym niewytłumaczalnym sensie) zbliżyć się do dnia sądu, już sobie coś zaklepać. Dnia, w którym nagle zachorujemy na tajemniczą chorobę jeszcze 24 godziny wcześniej kipieć zdrowiem, weźmiemy wolne, podstępne L4, zgłosimy solidne nieprzygotowanie lub brak stroju. Metody skołowania sobie wolnego czasu na rozkoszny, niczym nieskrępowany gaming są różne. Wiadomo jednak o co chodzi. Codzienne życie ulega przewartościowaniu, pojawiają się nowe priorytety.

Czasem musimy uzbroić się w cierpliwość na kilkanaście lat...

Fora zamierają, nasza aktywność na portalach społecznościowych upada, nagle nie mamy czasu na wyjście ze znajomymi. Nie ma nas dla nikogo. Problem tylko w tym, że coraz częściej daną grę przechodzi się  w kilka godzin, a i nie każda zapewnia solidne i tak samo atrakcyjne replayability. Na szczęście są jeszcze tryby multiplayer przedłużające żywot danego programu, erpegi, których gameplay liczy po kilkadziesiąt godzin i gry MMO - totalni kastraci czasu. Bańka kiedyś jednak pęka. Pamiętamy mimo to, jak sraliśmy po gaciach przed premierą. Wspomnienia to miłe (jeśli gra okazała się hitem) lub takie, o których najchętniej byśmy zapomnieli (bo okazała się nadmuchaną kupą).

Zawartość edycji kolekcjonerskich pomaga przygotować nas i nasze stanowisko. Personalizują, klimacą, określają...

Inna ciekawa kwestia to aranżacja naszego pokoju doznań, prywatnego sanktuarium odbioru, o którym pisałem nie raz. Pomagają w tym materiały promocyjne, jak i elementy wchodzące w skład edycji kolekcjonerskich, które otrzymaliśmy wcześniej. Plakat na ścianę, pudełko koło monitora lub na wydzieloną półeczkę, koszulka na klatę, smycz na szyję, przypinka/naszywka na torbę lub plecak, naklejka na kompa/konsolę lub zeszyt, instrukcja lekturą podczas posiedzenia na kiblu lub podczas podróży środkami miejskiej komunikacji. Specjalnie czytamy (ponownie lub po raz pierwszy) pewną sagę... Generalnie klimacimy jak się da, gdzie się da miejsce, w którym będziemy jeść nasz pyszny zero-jedynkowy tort. Gdzie oddamy się elektronicznej uczcie.

Rok 2011 to rok branżowego kiślu w gaciach. Na każdym kroku, praktycznie w każdym miesiącu.

Przypomniała mi się właśnie sytuacja mojego serdecznego ziomka. Brudasa, niechluja, bałaganiarza jakich mało. Rozumiecie, własna kawalerka, nikogo nad głową, Pan i władca swojego okrętu niezawsze równa się czystość i błysk.  Kiedyś przychodzę do niego i myślałem, że godzinę będę musiał szukać kopary na dywanie. Wszystko na swoim miejscu, pięknie poukładane, zero śmieci, wysprzątane totalnie. Meble wymyte, pokój poodkurzany, totalnie odpicowany. Komp lśni, biurko jeszcze bardziej. Nawet chyba nową podkładkę pod mysz dostrzegłem. K***a! mało elokwentnie ryknąłem. Co Ci się stało?!? Kaśka się wprowadziła? Nie, odparł. Pojutrze Stracraft dwa wychodzi. Zawyłem... Jesli o mnie chodzi, to pamiętam sytuację z grą Fallout 3. Tak na nią czekałem, że w dniu premiery aż sobie pamiątkową fotkę cyknąłem gdy podniosłem pudełko z regału.

Stanowisko już czeka...

Kochani, olać pompatyczne zakończenia. Rozumiecie o co chodzi, sami na bank w wielu punktach macie podobnie. Rok 2011, jak mało który (ostatni może '97) uraczy nas (lub już to zrobił) wieloma zacnymi premierami. Będzie tego masa, opisanych dzisiaj mechanizmów i czynności adekwatna ilość. Wiecie z resztą co będzie pojutrze...

P.S. Jeśli podoba Ci się mój Blog, znalazłeś/-aś w nim coś dla siebie (jakiś stały cykl, konkretny dział, itp.) i posiadasz konto na Facebook'u, "Polub go" po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje. Doceniam i pozdrawiam. ROJO

Rojopojntofwiu:

#20 Docenić granie

#21 Lisem czy stadem?

#22 Ołów a stal

#23 Po stronie audio

#24 Gra narzędziem

#25 Te zarąbiste motywy!

ROJO
15 maja 2011 - 10:04