Wspomnienia z NES-a #3 Predator - Strider - 23 lipca 2011

Wspomnienia z NES-a #3 Predator

Przed tygodniem obiecałem, że w kolejnym odcinku pojawi sięopis NES-owego crapa. Jako rzekłem, tak zrobiłem, dziś więc powspominamy sobie jak to za starych, dobrych lat żerowano na naiwności fanów wielkiego hitu s-f lat 80. - Predatora.

Wiecie w jaki sposób produkuje się większość gier na licencjach filmów? Oczywiście, że wiecie, bo i nie raz mieliście pewnie wątpliwą przyjemność grać w jeden z takich "hitów". Mając w rękach kolejnego spektakularnego crapa, oczami wyobraźni widzieliście zapewne tego typu sytuacje: "-John, słuchaj, kończymy właśnie kręcić taki jeden film o kosmicie, który w dżungli zabija amerykańskich komandosów. Moglibyście z Harrym zrobić jakąś grę o tym? -W sumie, to czemu nie... A na kiedy ma być? -Dałoby radę na przyszły tydzień?". Biorąc pod uwagę poziom wykonania Predatora, nie wątpię, że tak mniej więcej musiały wyglądać rozmowy na temat powstania tej gry.

Fabuły Predatora nie muszę chyba nikomu przedstawiać, jeśli jednak występują w przyrodzie osoby które nigdy nie miały z tym filmem do czynienia, to śpieszę z objaśnieniami. Historia opowiedziana w filmie i (podobno) w grze skupia się na postaci amerykańskiego komandosa "Dutcha" Schaefera (granego przez Arnolda Schwarzennegera), który wraz z grupą towarzyszy napotyka w wietnamskiej dżungli tajemniczego łowcę, Predatora, skutecznie eliminującego cały oddział Amerykanów (z wyjątkiem "Dutcha"). Po co? Dla przyjemności – ideą życia Predatorów jest urządzanie polowań na "agresywną" zwierzynę, np. uzbrojony po zęby oddział komandosów. Historia przedstawiona w filmie została również pokrótce streszczona na początku gry, co jest bardzo miłym zabiegiem ze strony twórców – gdyby nie wprowadzenie (oraz wizerunek Arniego i Predka przed uruchomieniem menu głównego), w życiu byście nie zgadli, w jakim uniwersum toczy się ta gra.

Pierwsze skojarzenie z Predatorem? Dżungla, brud, hektolitry krwi, "męski" humor i grasujące po dżungli monstrum, tak? W grze nie pozostało z tego nic.NIC, rozumiecie? Biegamy po niemal pustych planszach (no dobra: niech będzie, że jest to dżungla; czyli mamy JEDEN charakterystyczny element filmu), od czasu do czasu strzelamy do Wietnamczyków (co jest zrozumiałe, bo w końcu Predator jest tylko jeden, a przeciwników w grze musi być nieco więcej) i spotykamy... coś. Piszę "coś", gdyż naprawdę nie potrafię określić, czym znaczna część przeciwników w grze może być – najbardziej przypominają mi niebieskie i szare żelki z oczami oraz bardzo zubożałych przeciwników z Contry. Do tego dochodzą różnej maści żelki ze skrzydełkami, oraz coś, co może kojarzyć się z latającą mutacją wieloryba z piranią. A, zapomniałbym! W grze mamy również dwa rodzaje skorpionów: "dobre", zielone (można na nich "jeździć") oraz "złe", czerwone, które nas ranią. Czym są tajemnicze, podążające w ślad za bohaterem "kamienie" z oczami, które można zabić przy użyciu karabinu maszynowego bądź granatów, nie będę dociekał – za bardzo się boję, że moja psychika może zostać do reszty spaczona... Wszystko to doprawione zostało brzydką jak noc grafiką, na którą z trudem się patrzy (w sumie to może któryś z Czytelników wie, skąd powiedzenie: "brzydka jak noc"? Noc bywa w końcu czasami ładniejsza od dnia...).

W porównaniu do oprawy graficznej, na najwyższym poziomie stoi muzyka w tej grze - jak na 8-bitową konsolkę została ona całkiem nieźle skomponowana. Problem w tym, że zupełnie nie przystaje ona do tej pozycji. Być może to tylko moje odczucie, daję więc Wam możliwość weryfikacji mojej opinii.

Ogólną nijakość tej pozycji (większego eufemizmu chyba nie mogłem już użyć) dopełnia gameplay: postać porusza się jakoś tak dziwnie sztywno oraz skacze, w zupełnie nienaturalny sposób, z wyprostowanymi nogami.Do tego dochodzi spora bezwładność bohatera w czasie skoku, która utrudnia precyzjne określenie miejsca w którym nasza postać wyląduje – w połączeniu z licznymi, wąskimi platformami pomiędzy którymi najczęściej się przemieszczamy, mamy efekt w postaci powtarzania po kilkanaście razy krótkich etapów, w których giniemy zwykle przez źle obliczony skok. Całość uzupełniają idiotyczne ograniczenia w używaniu broni: nie można np. walczyć wręcz klęcząc; granaty, które rzucone normalnie przez moment się "toczą", nie chcą odbijać się od ścian etc.

Predator to jedna z gorszych gier w jakie miałem "przyjemność" grać na mojej ulubionej platformie. Brzydka, nieprzemyślana, ze źle dopasowaną muzyką – wszystko to sprawia, że po tytuł ten nie sięgnąłbym nawet wtedy, gdybym nie miał pod ręki żadnej innej gry. Polecałbym ją jedynie tym, którzy uważają, że filmowe crapy zaczęły pojawiać dopiero w ostatnich latach – Predator skutecznie zabije w Was to przekonanie.

Strider
23 lipca 2011 - 15:22