Donnie Darko - 10/10 - fsm - 23 lipca 2011

Donnie Darko - 10/10

28 dni, 6 godzin, 42 minuty, 12 sekund. Wtedy skończy się świat. Donnie Darko to jeden z moich ulubionych filmów. Dlaczego piszę o nim teraz? Kilka dni temu dowiedziałem się, że produkcja ta w końcu doczekała się oficjalnej polskiej premiery - w marcu tego roku, niemal po 10 latach od światowej premiery, pojawiło się u nas DVD z tym filmem. A że jest to rewelacja pierwszej wody, to postanowiłem się pokusić o kilka zdań zachęty.

Kto oglądał Donniego, na pewno zdołał sobie wyrobić o nim opinię. Kto jeszcze nie miał okazji - gorąco zachęcam do wyrobienia opinii, choć temat łatwy nie jest. Donnie Darko to film dziwny, odsłaniający karty stopniowo. Donnie Darko to celuloidowy mindfuck. Po pierwszym seansie kilka lat temu w głowie zapaliło mi się czerwone WTF połączone z nie do końca wówczas określonym zachwytem. Pomyślałem, poczytałem i już wiedziałem - dzieło Richarda Kelly'ego dołącza do grupy moich 10/10.

Film to historia tytułowego Donniego (piękny, młody, zdolny Jake Gyllenhaal), który jest pokręconym chłopakiem. Przeszłość jego mroczna, fizys blada, a przeznaczenie niezwykłe. Chłopak lunatykuje, a podczas tych epizodów rozmawia z wielkim, demonicznym królikiem imieniem Frank, który każe mu robić różne rzeczy i jednocześnie oznajmia, że wkrótce świat się skończy. Wokół głównego bohatera pręży się menażeria kolorowych postaci - są wyluzowani rodzice, jest nauczycielka-dewotka, nijaki dyrektor, sympatyczna dziewczyna z sąsiedztwa, łobuziaki (pierwszy, niewielki kinowy występ Setha Rogena), terapeutka Donniego, a także lokalna sława, pisarz i tzw. "trener życia" Jim Cunningham (świetny Patrick Swayze). Życie każdego z nich zostaje naznaczone przez głównego bohatera, a fabuła filmu podąża w coraz to dziwniejsze rejony. Jednak z powodu dość istotnej roli, jaką odgrywa własna interpretacja tej opowieści, zbyt wiele o niej nie wypada pisać. Jest dziwnie, strasznie, zabawnie, ale przede wszystkim potwornie klimatycznie. Duża w tym zasługa niepokojącej oprawy muzycznej (w tym, dla oddechu, kilku hitów z lat 80-tych i fenomenalnej wersji utworu Mad World) oraz garstki efektów specjalnych. Całość jednak twardo siedzi na plecach Jake'a Gyllenhaala, który zdolny był, jest i zapewne będzie.

Donnie Darko to nie jest film dla każdego. Jestem pewien, że wielu zbędzie go jakimś "łe, ale głupie, nie kumam, bez sensu", na innych wrażenia specjalnego nie zrobi i pozostaną wobec niego obojętnymi. Ja jednak nie umiem. Richard Kelly wystartował z tak wysokiego poziomu, że nic dziwnego, iż jego dwa kolejne duże filmy (mocno średniawy Southland Tales i tylko niezły The Box) nie umywają się do pełnometrażowego debiutu. Mistrz i tyle. Na koniec zaś nie dam wykresu, bo wyglądałby on jak powoli pnąca się w górę prosta linia wychodząca w końcówce poza obrazek.

Gorąco polecam.

fsm
23 lipca 2011 - 13:25