Recenzja gry F.3.A.R. - pierwszorzędna strzelanina ale nic ponadto - UV - 10 sierpnia 2011

Recenzja gry F.3.A.R. - pierwszorzędna strzelanina, ale nic ponadto

UV ocenia: F.3.A.R.
70

Kilkumiesięczna przerwa w graniu pozwoliła mi odetchnąć od nowych produkcji, ale spowodowała też spore zaległości, które teraz staram się sukcesywnie nadrobić. Na pierwszy ogień wybrałem trzecią odsłonę cyklu F.E.A.R., produkt, który od początku stał u mnie na straconej pozycji. Przyznaję się bez bicia - nie wierzyłem, że nowy producent będzie w stanie przygotować dzieło co najmniej tak samo dobre, jak Monolith, a w przekonaniu tym podtrzymywały mnie zapowiedzi radykalnych zmian, jakie szykowały się w samej rozgrywce. Kiedy „trójka” wylądowała wreszcie na moim komputerze, pełen obaw rozpocząłem kolejne spotkanie z Almą, i...

Zacznę od tego, co mi się podobało. Na plus na pewno należy zaliczyć potyczki z przeciwnikami, które są żywiołowe i piekielnie efektowne. Nie zgodzę się z forsowanym przez niektórych krytyków stwierdzeniem, że system osłon spowolnił walkę. Gra zachęca do szybkiego poruszania się po mapie i częstego zmieniania kryjówek, zwłaszcza, że sporo obiektów zapewniających schronienie ulega zniszczeniu. Problemu nie stanowi również kolejne istotne w tej serii novum, czyli automatyczna regeneracja zdrowia. Poprzedni system (odnowa energii po użyciu apteczki) nie był oczywiście zły, ale jego usunięcie nie odbiło się negatywnie na dynamice starć. Mimo wprowadzenia dwóch radykalnych rozwiązań, F.3.A.R. pozostał szybką, mięsistą strzelaniną, a to cieszy, bo w końcu o strzelanie się tu przecież rozchodzi.

Niewątpliwie dużą rolę w pozytywnym odbiorze tego, co dzieje się na ekranie, odgrywa zachowanie komputerowych przeciwników na polu bitwy. Inteligencję programowały aż cztery osoby i efekt ich starań jest widoczny gołym okiem. Żołnierze Armachamu nie zachowują się jak typowi chłopcy do bicia z innych FPS-ów. Zajmują dogodne pozycje strzeleckie, chętnie korzystają z osłon, próbują okrążyć głównego bohatera, zachowując przy tym ostrożność. Nie biegną ślepo w kierunku pozycji gracza, nie wystawiają całej grupy na niebezpieczeństwo. Jeśli decydują się na frontalny atak, to zazwyczaj do przodu rusza jedna lub dwie osoby, a reszta składu osłania kompanów. Jeśli Was to nie przekonuje, zrezygnujcie ze stosowania wzmacniacza odruchów, pozwalającego poruszać się szybciej od wrogów, a następnie spróbujcie przebić się przez port lotniczy. Bez tego ułatwienia szybko docenicie kunszt programistów.

F.3.A.R. nie byłby oczywiście tak dobry, gdyby nie uzbrojenie. Arsenał został zdominowany przez broń palną, co nie jest wielką niespodzianką – w tej serii tradycyjne pukawki zawsze grały pierwsze skrzypce. Oczywiście nie zabrakło tu miejsca także dla egzotycznych zabawek, np. wyrzutni  rakiet czy też futurystycznego działa, wytworu zaawansowanej technologii, pozwalającego pieścić przeciwników śmiercionośną wiązką energii. Niestety, jeśli ktoś lubi tego typu asortyment, srodze się zawiedzie – broni specjalnych nie spotyka się zbyt często. Osobiście nie mogę przeboleć mojego ulubionego Penetratora, który pojawia się dopiero w przedostatniej misji. Na osłodę Point Manowi pozostawiono trzy rodzaje granatów (energetyczne, odłamkowe i błyskowe) oraz zestaw ciosów do walki w zwarciu – pchnięcie nożem, kopniak z wyskoku i wślizg. Uderzenia są zabójcze.

Jeśli chodzi o różnorodność przeciwników, to tutaj nie jest już tak różowo – nie licząc rzadko występujących charonów i mechów, pełniących funkcję minibossów, w F.3.A.R. dostępnych jest raptem kilka rodzajów rywali, przy czym przez większość czasu walczy się z żołnierzami Armachamu. Ubóstwo wśród oponentów rekompensowane jest ich wysoką inteligencją, ale mimo wszystko można było tutaj zaszaleć. Ludziom z Day:1:Studios ewidentnie zabrakło pomysłów na urozmaicenie tego aspektu rozgrywki. Szkoda.

S%u0142ynna%20dziewczynka%20ma%20tu%20swoje%20pi%u0119%u0107%20minut%2C%20ale%20nie%20robi%20dzi%u015B%20%u017Cadnego%20wra%u017Cenia.
Słynna dziewczynka ma tu swoje pięć minut, ale nie robi dziś żadnego wrażenia.

Niewiele dobrego mogę również powiedzieć o lokacjach. Projektanci postawili na różnorodność, co samo w sobie nie jest niczym złym, ale końcowy efekt pozostawia sporo do życzenia. Niektóre etapy kompletnie nie pasują do tej serii – tak jest na przykład ze slumsami, łudząco podobnymi do faweli z Modern Warfare 2. Pomijam już fakt, że do walki przystępujemy często w świetle dnia, co kompletnie rujnuje charakterystyczny dla tej serii klimat.

No właśnie, klimat. Kluczowej w pierwowzorze atmosfery horroru w „trójce” praktycznie nie ma. Autorzy sięgnęli po znane sztuczki, które nie zrobią na weteranie cyklu żadnego wrażenia. Idealnym tego przykładem jest Alma. Mała dziewczynka – wielki symbol serii F.E.A.R. – już dawno została odarta z aury tajemniczości i teraz sprawia wrażenie zapchajdziury, na siłę wepchniętej pomiędzy liczne starcia. Mimo że niedawno ukończyłem kampanię, nie jestem w stanie przypomnieć sobie choćby jednej fajnej sceny z jej udziałem, co najlepiej świadczy o tym występie. Problem nie leży wyłącznie w Almie, bo cała reszta też kuleje. Pomieszczenia usmarowane posoką, stwory nie z tego świata, zakłócenia wizji i tandetne straszaki – wszystko oklepane do bólu. Z takimi „atrakcjami” nie ma mowy o ciarkach na plecach i typowej dla podobnych produkcji atmosferze zaszczucia.

Fabuła? Tu również zawód, ale tego akurat można było się spodziewać przed premierą gry. Po takiej dawce kretynizmów, jakie zaserwowała niegdyś druga odsłona cyklu, zakończenie trylogii w sensowny sposób wydawało się praktycznie niemożliwe. Do napisania scenariusza zatrudniony został Steve Niles, znany za Oceanem twórca komiksów, ale efekt jego prac nie jest zadowalający [uwaga, będą spojlery!]. W początkowych etapach uganiamy się za pewną ślicznotką poznaną w pierwowzorze, potem próbujemy oswobodzić przechwytywanego przez Armacham bohatera „dwójki” i w końcu staje się jasne, że głównym problemem jest przychodzące na świat dziecko Almy – trzeba je zabić, zanim skurcze porodowe rozerwą świat. Niby cel rozgrywki jest jasno sprecyzowany, ale w trakcie zmagań kompletnie tego nie czuć – po prostu przemy naprzód i eksterminujemy hordy przeciwników, nie zastanawiając się specjalnie, po co właściwie to robimy. Walka z ostatnim bossem jest słabiutka, a oba dostępne zakończenia pozostawiają poczucie ogromnego niedosytu.

Walka%20w%20%u015Bwietle%20dnia%3F%20Okej%2C%20ale%20po%20co%3F
Walka w świetle dnia? Okej, ale po co?

Oprócz kampanii dla jednego gracza, autorzy przygotowali coś dla miłośników zmagań w sieci. Multiplayer oferuje kilka zróżnicowanych wariantów rozgrywki, w tym arcyciekawe Skurcze, w założeniach przypominające tryb Zombie z cyklu Call of Duty. Uczestnicy bronią się tutaj przed atakiem sterowanych przez komputer żołnierzy, którzy przełamują barykady i próbują opanować chroniony budynek. Wrogowie kombinują tak samo mocno jak w singlu, więc zabawa jest naprawdę przednia. Warto dodać, że twórcy pokusili się również o tradycyjny co-op, pozwalający ukończyć w dwie osoby wszystkie podstawowe misje. W tym trybie dostępni są obaj synowie Almy, przy czym styl rozgrywki Paxtona Fettela zasadniczo różni się od tego, co prezentuje Point Man. Demoniczny brat głównego bohatera gry potrafi m.in. wnikać w przeciwników, a następnie rozsadzać ich od wewnątrz. Jeśli gracz ma na to ochotę, może również sterować przejętą postacią, do czasu, aż wyczerpie się jej zapas energii. Fettel dostępny jest też w singlu, ale żeby wcielić się w jego postać, trzeba najpierw ukończyć wszystkie poziomy.

Trzecie spotkanie z serią F.E.A.R. (dodatki do „jedynki” przemilczmy) było przyjemnym doświadczeniem, choć nie ukrywam, że akceptuję tylko niektóre elementy tej gry. Mechanika walki? Perfekcyjna. Inteligencja przeciwników? Świetna. Uzbrojenie, tryb kooperacji, wyzwania i multiplayer? Również na plus. Cała reszta? No, tu już tak dobrze nie jest. Na niektóre rzeczy można przymknąć oko, na inne nie, bowiem ssą niemiłosiernie i widać to na każdym kroku. Chciałbym móc polecić ten produkt każdemu, ale nie mam odwagi. Jeśli chcesz po prostu postrzelać i doskonale się bawić, F.3.A.R. będzie idealnym produktem dla Ciebie. Jeśli natomiast oczekujesz dobrej fabuły, a od gry z tej serii oczekujesz typowej dla horrorów nerwówki, wróć do któregoś z poprzedników. Pierwszorzędna strzelanina, ale nic ponadto. Tym jest właśnie nowy F.E.A.R.

Hej, tu jestem! Facebook // Google+ // Twitter

UV
10 sierpnia 2011 - 04:31

Czy zgadzasz się z moją oceną gry F.3.A.R.?

Tak, jest adekwatna. 63 %

Nie, jest za wysoka. 13 %

Nie, jest za niska. 23,9 %