Euro 2012 a moja psycha - RazielGP - 5 maja 2012

Euro 2012, a moja psycha

Nie jestem fanem piłki nożnej, pomimo tego, że lubię sobie od czasu do czasu ją pokopać. Oglądanie meczów w telewizji uważam za nudne spędzenie wolnego czasu. W knajpie bywa co prawda lepiej, a najciekawsze wrażenia prezentuje zaś wizyta na stadionie. Niestety z mojej strony bez ziewania się nie obyło, więc muszę przyznać, iż nie kręci mnie ten sport. Przynajmniej nie na tyle, co większość ludzi. Niemniej jednak w mojej podświadomości istnieje coś takiego, co powoduje we mnie wewnętrzną potrzebę zaangażowania się w futbol. Są to oczywiście Mistrzostwa Świata oraz Europy. Można więc mnie nazwać niedzielnym kibicem... w końcu idealnie pasuję do tego określenia.

Co za tym wszystkim idzie? Ano zaczynam z zaciekawieniem podziwiać na murawie naszych piłkarzy łudząc się przy tym, że w końcu uda im się wyjść z grupy, a ja jako niedzielniak w końcu bedę miał powód do dumy i dobrze spędzonego czasu. Aby zrozumieć nieco mój pogmatwany umysł, należy dowiedzieć się nieco o mojej przeszłości.  Cała przygoda zaczęła się dla mnie 10 lat temu, czyli w roku 2002. Był to okres kiedy strasznie jarałem się graniem w piłkę. Ćwiczyłem celne strzały oraz obronę na bramce, bawiłem się w "pelego" itd. Kolekcjonowałem nawet naklejki do plakatu! Mało tego! W dalszych latach poczułem w sobie potrzebę zaangażowania się w elektronicznej rozrywce. Takim sposobem ukończyłem takie produkcje jak FIFA 98, czy Era Futbolu 2002.

Nie znaczy to jednak, że przed 2002 rokiem, nic się w tej sprawie nie działo. Jednak dopiero wtedy, pierwszy raz w życiu zdołałem obejrzeć cały mecz. Nigdy wcześniej nie potrafiłem wysiedzieć na kanapie dłużej niż kilkanaście minut. Zapytacie - dlaczego ktoś taki jak ja ogląda z zapartym tchem mistrzostwa, podczas gdy inne rozgrywki w ogóle mnie nie interesują? Odpowiedź jest bardzo prosta. Nie czuję się zainteresowany małymi meczami pomiędzy naszymi rodakami. Dla mnie Polak to Polak, niezależnie od tego, z jakiej miejscowości pochodzi. Wiadomo, że każdy z nas wolałby aby wygrywała jego drużyna, ale to dla mnie zdecydowanie za mało, by odczuć w sensowny sposób wóń sukcesu, tudzież porażki. Niby jestem za Koroną Kielce, ale więź pomiędzy mną, a tym klubem jest bardzo nikła. Osobiście uważam, że ciekawsze zmagania są wtedy, gdy nasi reprezentanci grają przeciwko piłkarzom z zagranicy. Satysfakcja spowodowana zwycięstwem naszych rodaków stoi dla mnie na zdecydowanie innym poziomie. Jednak to i tak za mało dla takiego ignoranta jak ja. Ja potrzebuję mistrzostw! I tylko one potrafią wzbudzić me zainteresowanie. Jednak uprzedzam, ogladam wtedy tylko i wyłącznie spotkania naszej ekipy. Mecze pomiędzy zagranicznymi nacjami są mi całkiem obojętne, więc moja ciekawośc ogranicza się wtedy tylko i wyłącznie do wyniku. Wtedy wówczas mogę oszacować szanse rodzimego zespołu. I to mi generalnie wystarcza.

No dobrze, ale leżenie, czy też siedzenie przed wielkim ekranem telewizora pozostawia we mnie wewnętrzny niedosyt, dlatego musze w pewien sposób sobie odreagować. A to mała partyjka z kumplami na hali, a to meczyk z botami w grze komputerowej. Do dziś pozostaje wierny Fifie 98, jak i Erze Futbolu 2002. Jakoś nowsze odsłony pierwszego tytułu nie zyskały sobie mojej sympatii, a w ten drugi grywam, bo jest niesamowicie łatwy. Co by nie mówić, jestem totalnym amatorem jeśli chodzi o tego typu gry, więc oczekuję bardziej odprężenia, aniżeli wymagającej rozgrywki. W chwili obecnej już szykuję sobie wolne miejsce na dysku, by samemu wygrać elektroniczne mistrzostwa. Czasem dla zwiększenia realizmu decyduję się zapisywać stan meczu nawet w dość kiepskiej dla mnie sytuacji. Wtedy wówczas ledwo wychodzę z grupy i po góra dwóch dodatkowych meczach odpadam z gry.

Z całą pewnością należę do tych sezonowych, niedzielnych kibiców, którzy interesują się tylko i wyłącznie  największymi wydarzeniami w tej dziedzinie. Jednak prawdę mówiąc, dobrze mi z tym.

RazielGP
5 maja 2012 - 13:51