Gier jest wiele. A spora część lubianych przez nas tytułów jest również wiekowa. Na tyle, że już dziś potrafią nas zrazić nie tylko oprawą wizualną, ale i samą mechaniką sterowania. Dlatego przydałby się im solidny remake. Na tyle dobry, aby usprawnić to, co na przestrzeni lat mocno się zestarzało. Poniekąd twórcy próbują wyjść do nas z inicjatywą, ale czy na pewno?
Nowe filmy często kuszą hollywódzkim efekciarstwem, ale za to irytują widza głupotą. Nie należy to oczywiście do reguły, ale zwykle tak bywa. Posiadają również i inne wady. Jednak prawda jest taka, że i starsze tytuły także nie były i nie są idealne. Szczególnie podczas konfrontacji z najnowszymi. Dlatego też chciałbym poruszyć ten temat i zestawić ze sobą wersje Pamięci Absolutnej oraz RoboCopa.
Istnieją gry, na które czekam z niecierpliwością. Są i takie, jakich wyczekuję w znacznie mniejszym stopniu. Dlatego też zdecydowałem się stworzyć osobisty ranking tytułów, mających szansę pojawić się w roku 2015. Jednak znając życie - połowa z nich nie pojawi się w ogóle. A przynajmniej nie w najbliższych latach.
Kilka tygodni temu Avalanche Studios zapowiedziało trzecią odsłonę swojej flagowej serii Just Cause. W związku z tym zacząłem się zastanawiać czy twórcy w ciągu pięcioletniej przerwy zdołają mnie zaskoczyć. Bardzo bym chciał, aby omawiana marka choć trochę przybliżyła się do Grand Theft Auto, ponieważ widzę w niej ogromny potencjał. Potencjał, który po dzień dzisiejszy nie został nawet w połowie wykorzystany.
Rynek gier przeżywa wzloty i upadki. Tak było, jest i będzie. Obecny czas jest okresem upadku gdy zachłanni wydawcy starają się wycisnąć z każdego tytułu jak najwięcej pieniędzy. W ten oto sposób kuszą nas i mamią przekolorowanymi zwiastunami. Nie mającymi w gruncie rzeczy wiele wspólnego z finalnym produktem. Masą zawartości DLC, która zostaje wycięta, bądź zablokowana w podstawowej wersji gry. Czy ogólnym niedopracowaniem produktu.
Latami toczył się odwieczny dylemat. Gracze zastanawiali się, który z ówczesnych hitów jest lepszy? I który z nich zasługuje na miano króla pierwszoosobowych strzelanin osadzonych w realiach II Wojny Światowej. Po wielu latach obie marki doczekały się wielu kontynuacji. Z czego dzisiejsze odsłony w niewielkim stopniu odnoszą się do swoich pierwowzorów. Jednak te zostawię sobie na inny czas. A dziś zajmę się porównaniem Medal of Honor: Allied Assault oraz Call of Duty.
Zaskoczenie Roku to cykl, w którym omawiane będą słabo zapowiadające, ale miło zaskakujące produkcje. A jak dobrze wiemy, zazwyczaj bywa zupełnie na odwrót. W końcu jakby nie patrzeć reklama jest dźwignią handlu, przez co niepozorne, dobre pozycje pozostają mimo wszystko w cieniu. Dlatego też, dzięki tej serii wpisów zamierzam wyłonić kilka godnych zagrania, a niedocenionych perełek.
Rok 2010 zaoferował graczom kilka miłych zaskoczeń oraz niemiłych rozczarowań. Zazwyczaj do pierwszej grupy należały nowe marki, z kolei do drugiej stare i niegdyś wybitne. Darksiders jak nietrudno się po wstępie domyślić, został pozytywnie przyjęty przez recenzentów, jak i przez samych graczy. Za wzór tej marki pełniły takie serie jak The Legend of Zelda czy Legacy of Kain. I co ważniejsze, przygody Wojny nie są mierną kopią powyższych dzieł, lecz solidną pozycją w świecie elektronicznej rozrywki.
W zeszłym roku omówiłem pierwszą piątkę konkurencyjnych względem marki Grand Theft Auto produkcji. Należały do nich takie serie jak: Mafia, Saints Row, Just Cause, Scarface oraz Sleeping Dogs. A dziś z kolei chciałbym wam zaprezentować kolejne zestawienie.
Uwielbiałem Dragon Ball Z. Zawsze był dla mnie lepszy od pierwszej serii czy GT. Dziś jednak moje spojrzenie uległo sporej zmianie. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że oglądając je kolejny raz z kolei - zauważyłem mnóstwo wad. Dla widza szczególnie upierdliwych. Owszem, spodziewałem się tego, ale dziś znajome każdemu fanu wady irytują bardziej, niż kiedykolwiek.
UWAGA! ARTYKUŁ ZAWIERA LICZNE SPOILERY!
Przed dwoma laty podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami na temat anime Naruto. Dziś z kolei chciałbym podsumować całokształt oraz zakończenie mangi. W końcu od rozpoczęcia całej historii minęło dokładnie 15 lat. Od 1999 do 2014 roku Masashi Kishimoto rysował (powstało 71 tomów mających w sumie 700 rozdziałów) na szeroką skalę, tworząc swoje uniwersum. Niestety pod koniec działalności wyraźnie zabrakło mu pomysłów. Dlatego też wielu czytelników poczuło się zawiedzonych. W tym i ja...