Wolfenstein: The New Order – świetnie opowiedziana za krótka historia. - Qualltin - 29 maja 2014

Wolfenstein: The New Order – świetnie opowiedziana za krótka historia.

Qualltin ocenia: Wolfenstein: The New Order
91

Choć wszyscy niewątpliwie bardziej zainteresowani są okupującą top listy sprzedaży grą od Ubisoftu, nie można zapomnieć o produkcji, której korzenie sięgają ponad 20 lat wstecz do czasów, kiedy pojęcie „prawdziwego 3D” (jakie znacie obecnie) istniało zapewne tylko w głowach przyszłych, domorosłych projektantów gier. Wolfenstein: The New Order zabierze Was w co prawda krótką, ale bogatą w akcję przygodę, o której chciałbym Wam opowiedzieć.

Typowa „strzelanka bardzo nawalanka” cytując internetowego wieszcza. Gra, która powstała na kanwie tego popularnego Wolfensteina 3D, który w życiu wielu z Was mógł być pierwszą, albo jedną z tych niewielu pierwszych gier, z którymi mieliście okazję zetknąć się w swoim życiu. Jeśli tak jest, zakładam, że macie zdecydowanie ponad 20 wiosen na karku i jesteście zdecydowanymi przedstawicielami klienteli, która wie, czego od gier chce. Wpis ten nie jest jednak tylko dla graczy, którym już coraz bliżej do odpowiedzialnego, dorosłego życia. Nowy Wolfenstein to twór, który jest w stanie przypaść do gustu prawie każdemu. Zgrabnie wkomponowany w futurystyczną wizję klimat wojny światowej jest mieszanką, z której każdy wyciągnie dla siebie coś dobrego. Przy tym też dostarcza porządnej ilości zabawy, nie męcząc swoją mechaniką tak, jak potrafią to czynić wydawane w obecnych czasach gry popularne. Zacznijmy jednak od początku.

W Wolfenstein: The New Order wcielamy się w Williama Josepha Blazkowicza, który – jak każdy szanujący się gracz rodem z Polski wie – ma polskie korzenie. Ot, zwracamy uwagę na polski akcent szczególnie w przypadku serii, która nakreśliła pewne ramy na przestrzeni ostatnich 22 lat w kategorii shooterów. Nowe wydanie starego bohatera to odświeżona twarz, której towarzyszą nowe przygody, przemyślane i wciągające. Ciężko jest mi opowiedzieć o tej grze nie wspominając przy tym o „pyszności” opowiedzianej w niej historii. Robię jednak co mogę, aby przekazać Wam wszystkie emocje, które towarzyszą mi przy tej grze, nie pobudzając przy tym nerwowego ślinotoku u uczulonych na spojlery graczy.

W nowej odsłonie serii znów będziemy zabijać nazistów. Nic odkrywczego. Teraz jednak historia przedstawiona została tak, jakby ówcześni Niemcy bardzo chcieli ją widzieć. Pierwsza część naszych przygód rozpoczyna się jeszcze w czasach II Wojny Światowej, jednak znaczna ich część dzieje się już ponad 15 – 20 lat potem. Nie poznacie jednak lat sześćdziesiątych wykreowanych w tym kolorowym, lekko komiksowym świecie. Nazistowska idea przejęła w posiadanie prawie cały świat, wprowadzając tytułowy nowy porządek wszędzie tam, gdzie nie można było wyrżnąć w pień całych miast i wiosek z racji ich przydatności politycznej czy gospodarczej. Zapędzeni zostaniemy przez zwroty akcji do Londynu, Berlina czy choćby bliżej nieokreślonego rejonu Polski, w którym przyjdzie nam poznać Anię, bohaterkę, z którą przez całą grę zdążyłem nawiązać pewną jednostronną relację – wszak Polka, do tego ładnie przedstawiona, w grach to prawdziwa rzadkość. W ogóle gry cierpią na deficyt akcentów prawdziwych, polskich.

The New Order to także fantastyka, która została wykonana ze smakiem. Uruchamiając nowego Wolfensteina nie masz wrażenia, że będziesz grać w grę trzymającą się mocno historycznych ram. Wiesz jednocześnie dobrze, opierając swoją wiarę na wcześniejszych produkcjach, że pod szyldem Wolfenowskiej historii zapewniona zostanie Ci, według mnie rażąco krótka, aczkolwiek treściwa, ilość zabawy. Z grami tego typu, mam na myśli produkcje akcji przeznaczone prawie dla każdego, jest zazwyczaj tak, że jedna misja od drugiej, czy druga lokacja od trzeciej są od siebie oddzielone żelazną barierą. Jedyne, co potrafi je łączyć, to główny bohater. Tutejsza historia stara się przenosić nas w kolejne miejsca wykreowanego świata zapewniając przy tym ciągłość fabularną. Wiesz, po co wylądowałeś w danym miejscu i znasz cel, który przyświeca twoim działaniom. To bardzo ważna cecha w przypadku gier, które bronić mogą się głównie opowiadaną historią. Nie możemy przecież mówić o majstersztyku w przypadku zwykłego shootera i standardowej przy tym mechaniki gry.

W grze pojawia się parę nowości, które należy zauważyć. Jedną z ważniejszych jest fakt wplątania w pokonywanie kolejnych poziomów zagadek środowiskowych, które sprowadzają się do odkrywania przejść nie widocznych na pierwszy rzut oka. Przy ich odnajdywaniu pomocny jest przyrząd do przecinania obiektów. Jednocześnie też mocno podrasowano cały dostępny w grze arsenał, przez co nawet zwykły pistolet wydaje się być bronią zagłady, a to z kolei pozytywnie wpływa na tempo akcji i odbierane przez nas wrażenia.

Nowy Wolfenstein: The New Order to strzał w dziesiątkę. Choć przejście całej gry zajęło mi zaledwie parę godzin, to były to godziny spędzone z przyjemnością. Niezdrową satysfakcję dają padające ciała nazistów, których powalamy dość pokaźnym arsenałem dostępnym praktycznie od ręki. Historia opowiadana jest dość dynamicznie, przez to też nie odczuwa się (z paroma wyjątkami) znużenia danym etapem. Gra idealna dla każdego, kto od czasu do czasu lubi na godzinkę przysiąść i napawać się szerzoną przez kierowanego z gracją, typowego, amerykańskiego twardziela zdolnego do ostrzału z dwóch karabinów szturmowych dzierżonych oburącz masakrą. Must have!

Qualltin
29 maja 2014 - 23:56