Smutny koniec dobrze zapowiadającego się serialu - 'Forever' bez kolejnego sezonu - Pani Panda - 23 lipca 2015

Smutny koniec dobrze zapowiadającego się serialu - "Forever" bez kolejnego sezonu

Wśród serialowych produkcji nie brakuje dobrych, trzymających w napięciu, wciągających tytułów, do których chętnie wracamy. Oparcie serialu na wątkach kryminalnych przeważnie zdaje egzamin, pomysłów na kolejne odcinki nie brakuje, a jeśli całość jest dobrze zrealizowana, ciekawie obsadzona, z dodatkiem dobrej muzyki, sukces mamy w kieszeni. Okazuje się jednak, że nie zawsze. Taki smutny los spotkał dobrze zapowiadający się serial Forever, który po pierwszym sezonie nie doczeka się kontynuacji. A szkoda.

Fani CSI, Kości, Sherlocka, Cold Case, Mentalisty i innych produkcji (lepszych lub gorszych) związanych z szeroko pojętymi wątkami kryminalnymi rozumieją, że dobre historie przestępstw to nie wszystko. Postacie detektywów, sylwetki przestępców i ofiar, ich historie, miejsca, wszystko to tworzy klimat całego serialu i w dużej mierze decyduje o tym, czy po pierwszym odcinku poświecimy czas na kolejne. Serial Forever ma to wszystko, a jednak spektakularnego sukcesu nie odniósł. Dlaczego? Czy widzom znudziła się już taka formuła  rozwiązywania kryminalnych zagadek?

Połączenie inteligencji i klasy Sherlocka z ekstrawagancją Patricka Jane’a, czy nawet Detektywa Monka, dobrze ubranego, z nienagannymi manierami i intrygującą przeszłością, w nieśmiertelnego koronera Henry'ego Morgana mi osobiście wyjątkowo przypadło do gustu. Henry (w tej roli idealnie sprawdził się Ioan Gruffudd) wydawał się być postacią, która może widza jeszcze wielokrotnie zaskoczyć. Jego wzruszająca relacja z Abrahamem, wspomnienia, znajomość z piękną, niezbyt szczęśliwą detektyw Martinez, rozbrajające dialogi z Lucasem, wszystko to oglądało się bez krzty znudzenia. Poza nowymi w każdym odcinku śledztwami, w tle pojawiało się z mniejszym lub większym natężeniem prywatne „śledztwo” Morgana dotyczące jego niezwykłej przypadłości i tajemniczego wielbiciela - prześladowcy, człowieka, z którym nie chciałoby się spotkać w ciemnej uliczce. Każdy z bohaterów niósł ze sobą całkiem spory emocjonalny bagaż, zupełnie nieprzerysowany, autentyczny i przekonujący. Może nie mistrzowski, może nie genialny, ale wydawać by się mogło, że lepszy od tych prezentowanych w wielu serialach, które mają się świetnie. Intrygujący był także motyw życia i śmierci, narodzin „na nowo” w wodzie, nieubłagalny upływ czasu, starość i młodość oraz to, co ze sobą niosą. Całości dopełniał klimat antyków, powiewów wiatru historii i dobra muzyka, do której chętnie wracam, Kończąc oglądać Forever czułam przede wszystkim niedosyt, bo choć pewne wątki zostały zamknięte, to serial rokował pozytywnie w kierunki kontynuacji. Niestety… tak się nie stanie.

Pojawia się zatem pytanie, skoro był tak dobry, to czemu skończy w serialowym niebycie jednego sezonu? Niezbadane są wyroki widowni, choć produkcja zgromadziła także wielu fanów. Wygląda na to, że Forever stał się ofiarą przesytu serialowej sceny poszukiwaniem morderców. Nie jest tak zapamiętywany i nieszablonowy jak Detektyw, a nieśmiertelność najwidoczniej nie jest chwytliwym motywem, jak mogło się twórcom wydawać. Odpowiedzialny za serial Matthew Miller musiał przełknąć tę porażkę, choć w zasadzie nie ma się czego wstydzić, bo problem Forever to zdecydowanie nie problem jego jakości.

Cóż, czekając na kolejne sezony produkcji, które miały więcej szczęścia (czyt. pieniędzy) na pewno jeszcze nie raz wrócę do historii nieśmiertelnego koronera Morgana licząc po cichu na to, że kiedyś dowiem się jaki był jej ciąg dalszy.

Grafika mat. prasowe
(źródło po kliknięciu w grafikę)
- PANI PANDA

Pani Panda
23 lipca 2015 - 09:02