Strach w to Grać! - przegląd najbardziej przerażających gier 2.0 - Danteveli - 18 października 2015

Strach w to Grać! - przegląd najbardziej przerażających gier 2.0

Kilka lat temu miałem okazję napisania cyklu artykułów na temat „gier straszących”. Strona na której teksty te się pojawiły już od jakiegoś czasu nie istnieje. Dodatkowo od tamtego czasu segment horroków uległ wielu zmianom. Dlatego też postanowiłem po raz drugi podejść do tego samego tematu i przybliżyć wszystkim zainteresowanym tematykę wirtualnych straszaków.

Prehistoria

Powiedzenie, że strach jest bardzo subiektywnym uczuciem nie jest niczym zaskakującym. Coś co sprawi, że jedna osoba wyskoczy z butów i zrobi dziurę w ścianie jak postacie z kreskówek nie ruszy kogoś innego. Osobiście uważam siebie za przedstawiciela grupy tych bardziej odpornych na horrory. Przekonany jednak jestem, że zaprezentowane tym razem straszaki nie są w stanie przerazić nikogo. Wynika to z prostego faktu, że gry te są strasznie stare i wydane były na maszyny, na których postacie reprezentowane były przez dwa czy trzy piksele. Nie oznacza to jednak, że nie należy o nich wspomnieć.

 

Prawdopodobnie pierwszą grą w horrorowych klimatach jest wydany w 1972 roku Haunted House.Gra ta jest jedną z pierwszych konsolowych produkcji w historii. Produkcja przeznaczona na Magnavox Odyssey rożni się zdecydowanie od tego co uznajemy za horror. Po pierwsze jest to produkcja dla dwóch graczy. Do tego talia specjalnych kart i kolorowa nakładka na ekran wyświetlający dwie białe kropki. Nikt chyba nie wyobrażał sobie, że to ma być poważny horror. W każdym razie jeden z graczy wciela się w detektywa, który ma odkryć ducha sterowanego przez drugiego gracza. Grze towarzyszą zasady wprost z gier planszowych. Na początku zabawy osoba wcielająca się w detektywa opuszcza pokój i w tym czasie gracz – duch „chowa się” gdzieś na ekranie. Potem rozpoczyna się zabawa w kotka i myszkę.

 

Zainteresowanych tym jak wyglądała ta gra zapraszam na https://scratch.mit.edu/projects/10035743/ gdzie możemy sprawdzić jak mająca ponad 40 lat pozycja sprawdza się w praniu. Tytuł ten jest oczywiście tylko ciekawostką ale udowadnia on, że tematyka grozy towarzyszyła grom wideo od samego początku ich istnienia.

 

Osiem lat po tamtym przełomowym tytule dostajemy kolejną grę (nie do końca) straszącą - Mystery House. Tytuł ten wydany został w 1980 roku na komputery Apple II. Za Mystery House odpowiada Roberta i Ken Williams – rodzice współczesnych gier przygodowych i twórcy kultowego King's Quest. Była to ich pierwsza gra i dlatego też ma ona olbrzymie znaczenie dla historii gier wideo. Tytuł ten to klasyczna historia detektywistyczna inspirowana powieścią Agaty Christie - Dziesięciu Murzynków. Wraz z siedmioma innymi postaciami znajdujemy się w domu gdzie grasuje morderca. Naszym zadaniem jest wykrycie kto jest zabójcą zanim zostaniemy pozbawieni życia. Gra przypomina klasyczne tekstowe przygodówki wzbogacone o (bardzo proste) elementy graficzne. Całość okazała się olbrzymim sukcesem i zapewne przyczyniła się do rozwoju całej branży gier wideo. Z punktu widzenia fana horrorów należy zwrócić uwagę na to, że w grze pojawiają się martwe ciała ludzi. Czegoś takiego nie mieliśmy okazji wcześniej zbyt często oglądać w innych produkcjach. Dodatkowo mamy element przetrwania, gdzie musimy rozwiązać zagadkę mordercy by przeżyć. Może nie jest to zbyt dużo ale wydaje mi się, że kwestie te pozwalają dołączyć Mystery House do listy przerażających gier.

 

 

W 1982 roku na Atari 2600 pojawia się kolejna gra zatytułowana Haunted House. Zdaniem wielu to właśnie ta produkcja jest pierwowzorem survival horrorów czyli pozycji takich jak Resident Evil czy Silent Hill. Jest tak ze względu na to, że w grze przychodzi nam przemierzać korytarze tytułowego nawiedzonego domu w kompletnej ciemności. Całość zabawy sprowadza się do odnalezienia kilu losowo rozlokowanych fragmentów magicznej urny. Po drodze musimy omijać nietoperze, tarantule i duchy, które to nie wyglądają zbyt strasznie. Jednak pomysł błąkania się po pomieszczenia w ciemności w poszukiwania zapałek to coś co stanie się elementem wielu gier.

 

Bez bicia przyznam, że z dzisiejszej perspektywy najlepszym elementem Haunted House jest klimatyczna okładka. Osobiście nie mam już siły do próbowania grania w ten tytuł. Nie oznacza to jednak, że nie warto dać tej produkcji szansy. Jeśli jest się fanem growych straszaków zobaczenie początku tego typu gier może dać nam nową perspektywę patrzenia na cały gatunek.

 

Po raz kolejny wspaniałość internetu pozwala osobom nie posiadającym sprzętu Atari ( lub osobom zbyt leniwym na wyciągnięcie i podłączenie go do szafy) na zagranie w tego klasyka. Wystarczy udać się na poniższą stronę i możemy zobaczyć jak wielkie oczy ma strach. http://my.ign.com/atari/haunted-house Jeśli ktoś stanie się wielkim fanem tego tytułu to może także sięgnąć po (kiepski) remake wydany kilka late temu na Wii, XBLA i PC. Jakby tego było mało to Atari w 2014 roku wykorzystało nazwę Haunted House do wydania tandetnego pierwszoosobowego horroru, który okazał się nieziemską porażką. W ten sposób udało się skutecznie i na zawsze pogrzebać markę gry uznawanej za dziadka survival horrów.

 

Atari 2600 okazało się popularnym sprzętem, na którym można było znaleźć więcej gier serwujących klimat grozy. Po premierze Haunted House otrzymaliśmy także straszaka na filmowej licencji. Halloween bazujące na kultowym horrorze w reżyserii Johna Carpentera to dość interesujący pomysł. W grze wcielamy się w niańkę, która ma za zadanie chronić dzieci przed mordercą zbiegłym z domu wariatów. Mamy więc pierwsze kroki w stronę ulubionego zajęcia graczy – ochranianie NPC.

 

Rok 1983 to nie tylko cyfrowa wersja Halloween. W tym czasie pojawia się także Texas Chainsaw Massacre. Produkcja ta różniła się znacząco od tamtego tytuły. Wynika to z tego, że wcielaliśmy się w mordercę a nie bohatera walczącego z nim. Nie trudno wyobrazić sobie jak gra polegająca na mordowaniu ludzi została odebrana przez rodziców. Jasne że bieganie z piłą spalinową i rozpoławianie nią ludzi nie wyglądało przerażająco. Prawdę mówiąc Leatherface w wersji na Atari wygląda jak ktoś biegający z olbrzymim kranem lub erekcją. Należy jednak pamiętać, że w tamtych czasach nikt nie wyobrażał sobie takiej dawki brutalności w grach wideo. Zapewne to przyczyniło się do słabej sprzedaży tytułu. Texas Chainsaw Massacre pozostaje jednak jedną z pierwszych gier, w których wcielamy się w kogoś złego kto sieje spustoszenie. Może to właśnie ten tytuł dał pomysł na powstanie takich produkcji jak Manhunt?

 

Jako, że Atari nie mogło zgarnąć całej horrorowej zabawy dla siebie to w 1985 roku pojawiła się kolejna gra korzystająca z tytułu popularnego filmu. Friday the 13th: The Computer Gamewydany między innymi na Comodore 64 to kolejna gra gdzie musimy chronić kogoś przed szalonym mordercą. Gra jest jednak bardziej rozbudowana od Halloween. Po pierwsze działamy na terenie całego ośrodka wypoczynkowego. Dzięki temu poruszamy w poszukiwaniu Jasona przemieszczamy się pomiędzy kilkoma lokacjami takimi jak kościół i domki kempingowe. Po drugie mamy dostęp do różnego rodzaju broni, postacie dysponują różną ilością punktów życia i w grze występuje wskaźnik poczytalności naszego bohatera. Efekt finalny nie jest może powalający ale w grze pojawiają się interesujące pomysły.

 

W 1985 Japonia dostała naprawdę interesujący tytuł eksplorujący cyberpunkową i post-apokaliptyczną tematykę. The Screamer jest grą RPG ukazująca świat przyszłości gdzie ludzka cywilizacja została zrujnowana. Nasz bohater wyrusza do podziemnego kompleksu pełnego potworów powstałych w wyniku genetycznych eksperymentów. Interesującym jest, że graficzny styl tej produkcji przypomina bardzo mangę Fist of the North Star. Podobnie jak komiks gra czerpie wiele inspiracji z kultowych filmów o przygodach Mad Maxa. Całość łączy w sobie klasyczne RPG w stylu cyklu Wizardy z pojedynkami wprost z gier akcji tamtego okresu. Efektem tego jest dość nietypowy tytuł.

Niestety produkcja ta nigdy oficjalnie nie pojawiła się na zachodzie. Z tego powodu przez wiele lat mało kto miał okazję zagrać w ten interesujący tytuł. W internecie pojawiło się jednak fanowskie tłumaczenie gry i osoby zainteresowane mogą sprawdzić The Screamer.

 

Jeden z najlepszych sequeli w historii kina czyli Aliens miał swoją premierę w 1986 roku. Z tej okazji na rynku pojawiła się nie jedna a dwie gry noszące tytuł Aliens: The Computer Game. Ja skupię się na tej moim zdaniem ciekawszej pozycji. Chodzi mi o wersję wydaną przez Electonic Dreams. Jest to gra w której z perspektywy pierwszej osoby sterujemy 6. postaci z filmu i staramy się przetrwać. Połowę ekranu zajmuje nam dość skomplikowany interfejs. Przedstawia on stan naszych bohaterów.

Całość łączy w sobie elementy survival horroru z bardzo prostym i prymitywnym FPSem. Gra przypadła pewnej grupie ludzi do gustu tak bardzo że na komputery wyszedł remake tej produkcji zatytułowany LV-426.

 

Rok 1987 przynosi nam kolejny nieznany japoński tytuł. Podobnie jak w przypadku The Screamer gra ta mogłaby nieźle namieszać gdyby tylko dotarła do większej ilości graczy. Chodzi mi o War of The Dead – kolejny eRPeG z horrorową stylistyką. Gra zainspirowana była cyklem Dragon Quest. Chciano stworzyć podobnie wielki tytuł skupiający swoją uwagę głównie na epickiej fabule. Elementem wyjątkowym gry miała być implementacja elementów straszących. Całość przypomina w pewnym stopniu Zeldę II. Jest to wynikiem zastosowania podobnego systemu walk. Wynikało to z przekonania twórcy, że turowa gra w której korzysta się w pistoletów i wyrzutni rakiet nie będzie zbytnio emocjonująca. War of the Dead opowiada o grupie agentów amerykańskiej armii do spraw paranormalnych. Wyruszają oni do pewnego miasteczka, gdzie dzieją się dziwne rzeczy i zaginęła tam cała grupa komandosów. Całość sprowadza się do odszukiwania cywili i pozostałych przy życiu żołnierzy by przetransportować ich w bezpieczne miejsce. Pozycja ta cechowała się masą interesujących pomysłów jak cykl dnia i nocy. Niestety nieziemsko wysoki poziom trudności, masa głupich decyzji związanych z gameplayem i brak anglojęzycznej wersji gry czynią tą produkcje czymś po prostu niedostępnym dla 99% graczy. Gra doczekała się rimejku poprawiającego wiele z wad oryginalnej produkcji. Niestety również on nie jest dostępny w innej wersji niż w języku Kraju Kwitnącej Wiśni. Dopiero wydany w 1988 roku sequel jest do zdobycia w angielskiej wersji, która powstała dzięki staraniom fanów. Tytuł ten pozostaje więc jedynie ciekawostką po którą sięgną wyłącznie nieliczni.

 

Ostatnim omawianym tym razem tytułem jest perełka od Namco. Splatterhouse jest dość prostą chodzoną bijatyką, która nadrabia wszelkie braki w gameplayu brutalnością i klimatem wprost z kina grozy. Wydaje mi się, że Splatterhouse jest najbardziej rozpoznawalnym tytułem z dzisiejszego zestawienia. Jest to także jedyny tytuł spośród wymienionych w tym tekście w który miałem okazję zagrać gdy był on w miarę świeży. W grze wcielamy się w młodego chłopaka, który wraz ze swoją dziewczyną decydują się schronić przed burzą w pewnej posępnej posiadłości. Na miejscu na parę czeka tragedia. Dziewczyna została porwana a nasz bohater ma na siebie nałożoną hokejową maskę i swoim wyglądem przypomina bardziej potwora niż człowieka.

 

Gra cechuje się olbrzymią ilością gore i licznymi nawiązaniami do straszaków z lat 80. Poziomy pełne są rozpaćkanych ludzkich zwłok walających się po podłodze, nadzianych na pale kościotrupów i plujących kwasem zombiaków, które zostały przypięte do ścian przez jakiegoś szalonego dekoratora wnętrz. Dodatkowo masa różnorodnych potworów umila nam tą siepankę. Splatterhouse doczekało się kilku sequeli i średniawego rimejku wydanego w 2010. roku.

 

Pierwsze kilka tytułów z lat 70. i 80. pokazują dość trudne początki straszaków. Ograniczenia ówczesnych maszyn sprawiały, że stworzenie naprawdę przerażającej gry nie było tak łatwym zadaniem. Bardzo wiele zależało od wyobraźni gracza. Warto jednak się nimi zainteresować choćby ze względu na ciekawość i przypomnienie sobie jak daleko zaszła nasza ulubiona branża rozrywki. Kolejnym razem będzie o grach zdecydowanie bliższych mojemu sercu Końcówka lat 80. i lata 90. to kilka horrorów, które do dnia dzisiejszego wspominam.

Danteveli
18 października 2015 - 19:45